Mamy olbrzymie szanse na finał - rozmowa z Filipem Dylewiczem, kapitanem Trefla Sopot

Filip Dylewicz był prawdziwym liderem Trefla Sopot w dwóch spotkaniach we Włocławku. Zdobył odpowiednio 24 i 30 punktów. Gdyby nie świetna postawa popularnego "Dyla" sopocianie mieliby wielkie problemy z pokonaniem Anwilu.

Karol Wasiek: Filip, ty chyba bardzo cieszyłeś się na rywalizację z Anwilem Włocławek w ćwierćfinale, ponieważ w sezonie zasadniczym świetnie ci się z nimi grało.

Filip Dylewicz: Tak cieszyłem się. Natomiast gdzieś tam w podświadomości był lekki niepokój, czy sobie poradzimy. Kiedy już zaczęliśmy grać to poczułem, że możemy pokonać drużynę z Włocławka. I tak też się stało. Trafiliśmy najtrudniej jak mogliśmy w pierwszej rundzie fazie play-off, ale myślę że to motywowało dodatkowo wszystkich zawodników. Stworzyliśmy dobry kolektyw, który się naprawdę uzupełnia. Wszystkie mecze, które rozegraliśmy z Anwilem będą z korzyścią w dalszej walce o mistrzostwo Polski.

Dwa pierwsze mecze w Sopocie w twoim wykonaniu nie były najlepsze. Jak myślisz z czego to wynikało?

- Może wynikało to z tego, że schowałem się gdzieś tam za innych zawodników. Nie brałem odpowiedzialności na siebie i miałem problemy ze skutecznością. Są to główne problemy, które zadecydowały, że te moje pierwsze dwa spotkania w Sopocie były bardzo przeciętne. Zdałem sobie z tego sprawę, wyciągnąłem wnioski. W meczach we Włocławku było zdecydowanie lepiej. Wiedziałem, że bardzo dużo odpowiedzialności spoczywa na moich barkach i cieszę, że swoją postawą przyczyniłem się do dwóch zwycięstw.

W trzecim meczu wyszedłeś zdecydowanie bardziej zmotywowany, co udowodniłeś już w pierwszej kwarcie. Powiedz, co takiego się stało pomiędzy drugim a trzecim meczem, że nagle odzyskałeś formę?

- Problemem nie była forma. Ja zawsze na play-off łapałem optimum swoich możliwości. Byłem przekonany, że teraz będzie podobnie. Te dwa mecze w Sopocie szybko to zweryfikowały i pokazały, że bez pełnej koncentracji i mobilizacji nie będzie tak łatwo i te mecze przeszły obok mnie. W trzecim postanowiłem, że zagram zdecydowanie bardziej agresywniej i odważniej i to przyniosło zamierzony skutek.

W których elementach koszykarskiego rzemiosła Trefl Sopot był lepszy od Anwilu Włocławek?

- Myślę, że tak na gorąco to ciężko oceniać. W końcówkach meczów byliśmy od nich lepsi. Jednakże o porażce bądź o zwycięstwie decydowały tak bardzo małe rzeczy, że ciężko teraz jednoznacznie wskazać, co było główną przyczyną. Zagraliśmy bardzo dobrą, zespołową obronę.

Miałeś kiedyś taki mecz w swojej karierze, w którym na sekundę przed końcem przegrywałeś dwoma punktami, a i tak na końcu mogłeś się cieszyć ze zwycięstwa?

- Nie, na pewno nie. Cieszę się niezmiernie, że z korzyścią dla mojego zespołu. Nie ukrywam, że nie do końca wierzyłem w to, że możemy jeszcze doprowadzić do dogrywki. Natomiast widać, że szczęście w tym dniu było z nami. Rzut Giedriusa Gustasa podciął skrzydła gospodarzom, co było widać w dogrywce.

Cztery mecze w krótkim odstępie czasu to spore obciążenie dla organizmu. Filip powiedz czy odczuwasz zmęczenie?

- Przed czwartym meczem odczuwałem te skutki walki z trzeciego spotkania. Natomiast na parkiecie to już o tym nie myślałem. Intensywność w play-off jest bardzo duża i trzeba włożyć dużo wysiłku i samozaparcia. Wiemy o co gramy. Psychika odgrywa bardzo ważną rolę.

Na waszą korzyść działa to, że w drugim ćwierćfinale Turów cały czas rywalizuje z Poznaniem. Będzie trochę czasu aby odpocząć i zregenerować siły.

- Myślę, że tak. Mamy tydzień czasu na to żeby odbudować swoje dobre samopoczucie, podleczyć drobne urazy. To jest dobre, że te zespoły walczą ze sobą. Patrzymy z zaciekawieniem jak ta sytuacja się rozwinie.

Coraz większa szansa na finał Asseco Prokom vs. Trefl.

- Bardzo bym sobie tego życzył. Natomiast zrobiliśmy mały krok w tym kierunku. Po takim przetarciu z Anwilem Włocławek - myślę, że drużyna Trefla Sopot ma olbrzymie szanse na to żeby wystąpić w finale. Koszykówka, którą teraz prezentujemy powinna nam to zapewnić. Czeka nas jednak bardzo trudne przetarcie w półfinale.

Źródło artykułu: