Chcemy bić się o złoto - rozmowa z Jackiem Winnickim, trenerem PGE Turowa Zgorzelec

Przed sezonem mało kto widział miejsce PGE Turowa w finale play-off Tauron Basket Ligi. Tymczasem zgorzelczanie wykonali ogrom pracy i po morderczych bojach wywalczyli sobie prawo walki o złote medale. Nieoceniona w tym zasługa sztabu trenerskiego z Jackiem Winnickim na czele. Jeżeli trener musiałby motywować zawodników przed takim meczem, to taki zawodnik powinien dać sobie spokój ze sportem - powiedział.

Grzegorz Bereziuk: Motywował Pan jakoś specjalnie swoich zawodników przed siódmym meczem z Treflem?

Jacek Winnicki: Był to mecz o wszystko. W takich spotkaniach trener nie musi motywować swoich zawodników. Jeżeli trener musiałby motywować zawodników przed takim meczem, to taki zawodnik powinien dać sobie spokój ze sportem.

Po pierwszej kwarcie PGE Turów wrócił na parkiet mocno odmieniony. Może Pan zdradzić co powiedział w przerwie swoim zawodnikom?

- Różnica pomiędzy pierwszą a drugą kwartą polegała na tym, że pierwsze 10 minut było kwartą ataku. W drugiej kwarcie wciąż graliśmy bardzo dobrze w ataku, ale jednocześnie zdecydowanie poprawiliśmy obronę. Wyszliśmy zdecydowanie wyżej, agresywniej i to spowodowało, że tą część spotkania rozstrzygnęliśmy na swoja korzyść.

Po raz kolejny potwierdziło się, że kto wygra zbiórki ten wygra mecz. PGE Turów był bardziej zdeterminowany od przeciwnika aby mecz rozstrzygnąć na swoją korzyść.

- Byliśmy zdeterminowani w stu procentach. Nie po to pracowaliśmy przez cały sezon i nie po to zakończyliśmy część zasadniczą na drugim miejscu aby w tak ważnym meczu numer siedem odpuścić i oddać Treflowi miejsce w finale. Gratuluję zawodnikom i dziękuję kibicom za to, że w nas nie wątpili. Dziękuję też klubowi, że zatrudnił mnie i wraz z zespołem awansowałem to co do tej pory. Nie zamierzamy spocząć na laurach i jedziemy do Gdyni bić się o złoty medal.

Nie miał Pan obaw w momencie gdy Bartosz Bochno, Robert Tomaszek i Daniel Kickert musieli opuścić parkiet za pięć przewinień?

- Szukaliśmy różnych rotacji i w końcu udało nam się znaleźć zestawienie z Konradem Wysockim na pozycji numer 4. Wówczas udało nam się wprowadzić Michaela Kueblera i dokończyć mecz w ten sposób. Taka była potrzeba.

Czasu na świętowanie z okazji awansu do finału z pewnością nie będzie, gdyż już w sobotę czeka Was pierwszy mecz w Gdyni.

- Jutro spotykamy się na odnowie, później przygotowujemy się do meczu i w piątek wyruszamy do Gdyni. Mimo że mamy krótką przerwę nie wątpię, że kondycyjnie damy sobie radę.

W rywalizacji z Asseco Prokomem PGE Turów nie będzie miał atutu swojego parkietu. Zarówno mecze z PBG Basketem Poznań jak i Treflem Sopot pokazały, że ten element ma znaczenie.

- To prawda. Kibice PGE Turowa nie raz pokazali w sezonie, kiedy potrzebowaliśmy wsparcia, że w nas wierzą. Cały czas nam pomagali. Część kibiców jeździ za nami po całym kraju po kilkaset kilometrów. To nie jest takie proste przejechać się w tą i z powrotem. Doceniamy to i robimy wszystko aby byli z nas zadowoleni.

PGE Turów wygrał w drugiej kwarcie walkę o zbiórki 17:3. To się nie zdarza zbyt często.

- W całym meczu mieliśmy 18 zbiórek w ataku, a ogólnie wygraliśmy ten element 42:26. W końcówce nie udało nam się jednak zebrać dwóch kluczowych piłek. Przez to rzuty dobili Adam Waczyński i Paweł Kikowski. Niemniej jednak to my wygraliśmy deskę, serię i to my zagramy w finale.

Ile będzie meczów w finale?

- Gra się do czterech zwycięstw.

Źródło artykułu: