Czytaj także: Doświadczenie przemawia za Asseco - konfrontacja sił przed finałem TBL
Czytaj także: Finały Prokomu i Turowa w liczbach
Czytaj także: Pacesas walczy o dziesiąty złoty medal
Po pięciu meczach zakończyli walkę w półfinale play-off zawodnicy Asseco Prokomu. Gdynianie przegrali mecz numer dwa w serii z Energą Czarnymi, ale w pozostałych konfrontacjach wygrywali. Podopieczni Tomasa Pacesasa nie wypadali olśniewająco, niekiedy wręcz spisywali się kiepsko, jednak o ich odpadnięciu nie było mowy. Słupszczanie ustępowali rywalom w wielu elementach, przegrywali też mentalnie, bo w trudnych momentach nie potrafili się podnieść.
Szybkie zakończenie serii oznaczało długi odpoczynek dla obrońców tytułu. Niemniej jednak w fazie play-off oczekuje się jednak nieco większej częstotliwości rozgrywania meczów, a przerwa niekoniecznie musiała dobrze wpłynąć na żółto-niebieskich. Wszak przykłady wybicia z rytmu są częste. Asseco Prokom na pierwszy finałowe spotkanie czeka dokładnie dziesięć dni.
PGE Turów dotarł do wielkiego finału po męczącej, siedmiomeczowej serii z Treflem Sopot. Zgorzelczanie drżeli o awans do ostatnich minut, ale koniec końców udało im się po raz czwarty pokonać drużynę z Trójmiasta. W obozie Jacka Winnickiego zapanowała radość, ale krótkotrwała. Zawodnicy przygranicznego zespołu mieli bowiem niewiele czasu na regenerację sił, bo przecież ostatnie starcie rozegrali w środę.
- Sezon się dla nas nie skończył i nie myślimy o zrealizowaniu planu minimum czy maksimum. Będziemy walczyć. Jesteśmy w gazie i zmęczenie nie ma tutaj znaczenia. W sezonie zasadniczym udowodniliśmy, że z Asseco Prokomem jesteśmy w stanie rywalizować na równym poziomie - przyznał na łamach oficjalnej strony ligi Robert Tomaszek.
Finał Asseco Prokom - PGE Turów przywołuje wspomnienia. Zielono-czarni trzykrotnie podejmowali próbę zdetronizowania zespołu Pacesasa, ale za każdym razem świętowali rywale. Zgorzelczanie raz byli bardzo blisko od zdobycia upragnionego tytułu, jednak w siódmej, decydującej konfrontacji górą byli wielokrotni mistrzowie kraju. O wyższości gdyńskiego klubu decydowały przede wszystkim gwiazdy. We wspominanym sezonie 2007/08 był to Milan Gurović.
Żółto-niebiescy walczą w tym roku o ósme mistrzostwo z rzędu. I wszystko wskazuje na to, że po nie sięgną. Asseco Prokom jest zdecydowanym faworytem serii, mimo że jeszcze niedawno mówiło się, iż drużyna jest w kiepskiej formie, najsłabsza od lat. Gdynianom w fazie play-off zdarzały się gorsze starcia, ale liderzy nie zawodzą. Chociaż mistrzowie kraju miewali spore problemy w ofensywie.
Mocną stroną trójmiejskiego teamu jest obrona. Najlepsza w całej lidze, o czym przekonali się niedawno słupszczanie. Energa Czarni poradzić sobie z naporem graczy Pacesasa nie umieli. Czy PGE Turów znajdzie na to receptę?
Zgorzelczanie grają zespołowo, szukają odpowiednich opcji, ale nie da się ukryć, że wiele spoczywa na barkach Toreya Thomasa i Davida Jacksona. Zresztą dobitnie pokazało to siódme starcie z Treflem, gdzie to oni byli machiną napędową całej ekipy. Ale nie na nich gdynianie muszą uważać. Lista jest dłuższa, a wszystko sprowadza się do jednego....
- Obrona, obrona i jeszcze raz obrona. To jest najważniejsze. Są mecze, w których w ataku naprawdę dobrze idzie, ale są też takie, kiedy ciężko zdobywa się punkty i wtedy trzeba obronić. Mamy bardzo zbilansowaną drużynę, bardzo wyrównany skład. Turów ma również dobry zespół. Gra ciekawą koszykówkę i podobnie do naszej drużyny gra zespołowo i punkty zazwyczaj rozkładają się na kilku graczy. Dlatego uważam, że defensywa i zbiórka będą w tych meczach decydować o tym, kto z parkietu zejdzie jako zwycięzca - powiedział na łamach oficjalnej strony klubu Piotr Szczotka.
Są tacy, którzy wierzą, że to być może kres dominacji Asseco Prokomu i Pacesasa w polskiej lidze. Większość dziennikarzy i ekspertów nie ma jednak wątpliwości. Asseco Prokom powinno wygrać finałową walkę, pytanie tylko w ilu meczach.
Początek pierwszego meczu finałowego w Gdyni w sobotę o godz. 20.30. Transmisja w TVP Sport.