Przed meczem obie ekipy zapowiadały walkę o brązowy medal. Sopocianie mieli tylko dwa dni przerwy po rywalizacji półfinałowej, zaś Czarni dziesięć. - Boję się tego, że Czarni mieli zdecydowanie więcej czasu na regenerację. Naszym plusem jest to, że jesteśmy w rytmie meczowym. Chcę teraz zdobyć z Treflem brązowy medal i to teraz jest mój cel - stwierdził Filip Dylewicz, kapitan Trefla Sopot.
Trener Karlis Muiznieks do pierwszej piątki desygnował niespodziewanie Marcina Stefańskiego, który w meczach z Turowem grał niewiele. Spotkanie fantastycznym wsadem rozpoczął Bryan Davis, który wykorzystał podanie Krzysztofa Roszyka. W odpowiedzi Adam Waczyński celnie przymierzył z dystansu, potwierdzając wysoką formę. Sopocianie z biegiem czasu łapali swój rytm gry. Dobrze prezentował się wspomniany wcześniej Stefański, który umiejętnie był obsługiwany przez swoich kolegów.
Słupszczanie mieli spore problemy ze skutecznością, a ich główna broń - rzut z dystansu kompletnie nie istniał. Ciężar zdobywania punktów na swoje barki próbował brać Mantas Cesnauskis.
Jednakże podopieczni Dainiusa Adomaitisa głównie za sprawą szczelniej obrony odrobili straty a po rzucie dystansowym Wojciecha Szawarskiego wyszli nawet na prowadzenie. Sopocianie zaczęli grać indywidualnie, co totalnie nie przynosiło im punktów. Kolejnym problemem dla Trefla było to, że punkty dla Czarnych zaczął zdobywać ich lider - Jerel Blassingame. Amerykanin po kontuzji Camerona Bennermana stał się pierwszoplanową postacią słupskiej drużyny.
Gracze Muiznieksa w ciągu sześciu minut drugiej kwarty zdobyli ledwie siedem punktów. Trzeba odnotować, że rywalizacja zaostrzała się z minuty na minutę, sędziowie aż dwukrotnie karali zawodników przewinieniami niesportowymi.
Na przerwę Trefl schodził z jednopunktową przewagą. Sopocianie swoje prowadzenie zawdzięczają głównie punktom z linii rzutów wolnych. Początek trzeciej kwarty to znów wyrównana walka z obu stron. Żadna z drużyn nie potrafiła odskoczyć na więcej niż trzy punkty. Bardzo skuteczny w ekipie Trefla był Waczyński, który raz po raz ogrywał Cesnauskisa.
Niezłą partię w ekipie Czarnych rozgrywał rezerwowy rozgrywający William Avery, który zdobył osiem punktów z rzędu dla swojej drużyny, wyprowadzając przy okazji słupszczan na prowadzenie przed ostatnią kwartą.
Początek ostatniej ćwiartki to totalna dominacja Energi Czarnych. Przebudził się Krzysztof Roszyk, który celnie rzucał zarówno z dystansu, jak i spod kosza. Efektownymi zagraniami popisywał się Bryan Davis, który był nie do powstrzymania. Dragan Ceranić był przydatny w ataku, ale już w obronie grał bardzo słabo. Wynikało to ze zmęczenia po półfinałowej rywalizacji z Turowem Zgorzelec.
Tymczasem słupszczanie powiększali przewagę. Na trzy minuty przed końcem było 81:73. Od tego stanu sopocianie zdobyli pięć punktów i znów zrobiło się gorąco. Wówczas na linii rzutów wolnych stanął Davis i nie zawiódł ani razu. Słupszczanie dowieźli zwycięstwo do końca, mimo że Paweł Kikowski mógł doprowadzić do dogrywki.
Trefl Sopot - Energa Czarni Słupsk 83:86 (18:16, 19:20, 23:26, 23:24)
Trefl: Waczyński 23, Ceranić 17, Harrington 15, Dylewicz 12, Ljubotina 6, Stefański 6, Kikowski 4, Kinnard 0.
Energa Czarni: Davis 19, Avery 14, Blassingame 14, Leończyk 9, Roszyk 8, Cesnauskis 7, Jazvin 7, Szawarski 5, Białek 3.