To nie musi być krok w tył - wywiad z Kirkiem Archibeque, nowym centrem ŁKS Łódź

W ostatnim sezonie Amerykanin Kirk Archibeque był podstawowym środkowym Polpharmy Starogard Gdański, z którą wywalczył Puchar Polski, lecz ogółem prezentował się jednak zbyt chimerycznie by być elementem "Kociewskich Diabłów" w kolejnym sezonie. Bezrobotnym jednakże też nie będzie, wszak jego talent docenili włodarze beniaminka ŁKS Łódź i podpisali z nim kontrakt. O aspektach swojego transferu koszykarz opowiada w wywiadzie dla portalu SportoweFakty.pl.

Michał Fałkowski: Zna pan takie powiedzenie: czasem trzeba zrobić jeden krok w tył, by później uczynić dwa w przód?

Kirk Archibeque: Tak, znam, i co z tego?

Wydaje się, że ono idealnie pasuje do pańskiej sytuacji. Mówię o przenosinach do ŁKS Łódź. W końcu zamienia pan piątą ekipę ligi, zdobywcę Pucharu Polski na drużynę, która w ekstraklasie będzie stawiała dopiero swoje pierwsze kroki.

- A faktycznie, tak to może wyglądać. Nawet mogę powiedzieć, że trochę kierowałem się takim myśleniem przy podpisywaniu kontraktu z ŁKS. Jednocześnie jednak kto to wie czy gra w Łodzi naprawdę będzie krokiem w tył? Może się przecież okazać, że ŁKS będzie rewelacją rozgrywek, awansujemy do play-off i utrzemy nosa rywalom. Wtedy nie sądzę by ktoś powiedział, że moje przenosiny do tego zespołu są krokiem w tył.

Jak w takim razie nazwie pan swój transfer do ŁKS?

- Nie nazwę go w ogóle. Ja po prostu jestem koszykarzem, który głęboko wierzy, że kieruje swoją karierą na tyle dobrze, że z roku na rok staje się lepszym graczem. Nie ma sensu zastanawiać się nad całą otoczką.

A jak w takim razie doszło do tego, że zmienił pan klub? Włodarze Polpharmy Starogard Gdański nie chcieli przedłużyć z panem kontraktu?

- Przede wszystkim chcę powiedzieć, że bardzo podobało mi się w Starogardzie Gdańskim. Grałem dla Polpharmy z wielkim sercem i nie miałbym nic przeciwko temu, by pozostać w tym zespole na kolejny sezon. Cóż, czasami jednak dzieje się tak, że obie strony nie mogą się dogadać ze względu na różne przyczyny, o których nie chciałbym teraz mówić. Teraz jestem koszykarzem ŁKS Łódź i tylko to się liczy. Polpharmie, całemu kierownictwu, trenerom, zawodnikom i fanów życzę natomiast samych sukcesów w kolejnym sezonie.

Nie rozważał pan transferu do innego klubu? Pojawiły się oferty z innych zespołów TBL?

- Jasne i nie tylko z Polski. Otrzymałem kilka interesujących ofert z zagranicy, ale ja bardzo chciałem pozostać w waszym kraju, a jeszcze bardziej chciała moja żona. Powiedziała mi, że jeśli tylko będzie ciekawa oferta z klubu polskiego, to trzeba ją rozważyć. Poza tym, z tego co się dowiedziałem Łódź to bardzo duże i bardzo ciekawe miasto.

Czyli jeśli dobrze rozumiem, duży wpływ na pańską decyzję miało samo miasto - pełne rozrywek, zdecydowanie większe od Starogardu Gdańskiego?

- Na pewno miało to znaczenie, ale czy najważniejsze? Nie wiem. Myślę, że po prostu oferta z ŁKS była bardzo konkretna, a zarząd klubu wykazywał moją osobą spore zainteresowanie. Oni po prostu chcieli bym dla nich grał. Muszę przyznać, że jestem bardzo podekscytowany nadchodzącym sezonem i ogólnie występami w łódzkim klubie, gdyż sam jestem ciekawy jak będziemy się prezentować.

Rozmawiał pan z trenerem Piotrem Zychem na temat swojej roli w zespole?

- Bardzo lakonicznie, jednak na wszystko przyjdzie czas, gdy stawię się w Łodzi na pierwszym zgrupowaniu przedsezonowym. Wówczas będzie okazja ustalić nieco więcej szczegółów.

Przed podpisaniem kontraktu starał się pan dowiedzieć czegoś więcej na temat swojego przyszłego pracodawcy? Co pan wie o ŁKS Łódź?

- Głupio mi, ale niestety nie wiem właściwie nic poza tym, że ŁKS to beniaminek ligi, który ma jednak duże aspiracje w perspektywie kilku sezonów. Obiecuję jednak, że nadrobię zaległości jak to będzie tylko możliwe.

Trener Piotr Zych mówi otwarcie, że skład ŁKS będzie oparty głównie o polskich koszykarzy, którzy wywalczyli awans do ekstraklasy, zaś jedynymi obcokrajowcami będzie trójka Amerykanów. Czy to ma jakieś znaczenie dla pana?

- Żadnego. Skład może być zbudowany z samych Polaków, Amerykanów czy koszykarzy innej, dowolnej nacji. Kiedy wychodzimy na parkiet walczyć podczas meczu nasze paszporty nie mają żadnego znaczenia, a jedynie umiejętności i serce do gry. Liczy się to, by dawać z siebie 100 procent w każdym spotkaniu.

Wiele mówi się o tym, że włodarze ŁKS chcieliby by w ich zespole zagrał, wykorzystując lokaut w NBA, Marcin Gortat. Myśli pan, że to możliwe?

- To już nie do mnie pytanie. Trzeba by zapytać samego Marcina.

A pan nie chciałby rywalizować o minuty z najlepszym polskim koszykarzem?

- "Polski Młot”, tak (śmiech)? Bardzo pragnąłbym go poznać jako osobę prywatną i jednocześnie grać z nim w jednym zespole. Ktoś kto w gra w NBA na tak solidnym poziomie musi mieć wielkie umiejętności i dobre podejście do koszykówki.

Lokaut w NBA to wielki problem dla tej ligi. Jednocześnie, fakt ten chcą wykorzystać ekipy europejskie, licząc, że uda się im sprowadzić do swoich drużyn graczy zza oceanu. Ostatnio pojawiła się nawet informacja, że FIBA nie będzie robiła żadnych przeszkód koszykarzom amerykańskim chcącym podpisać kontrakt w Europie. Jak pan się na to zapatruje?

- Szczerze mówiąc - nie mam zdania. Ta sytuacja ma swoje plusy i minusy.

A po czyjej jest pan stronie - Davida Sterna i klubów chcących obniżenia płac czy po stronie koszykarzy dążących do utrzymania czy nawet zwiększenia obecnych zarobków?

- Bez komentarza. Nie chcę wypowiadać się na ten temat.

Wróćmy zatem do ŁKS. Czego oczekuje pan po nadchodzącym sezonie i czego oczekuje zespół? Innymi słowy - co będzie sukcesem dla Kirka Archibeque’a i dla ŁKS Łódź?

- Jako beniaminek będziemy na pewno chcieli utrzymać się w lidze, ale jednocześnie będziemy starali się sprawiać niespodzianki. Na pewno damy z siebie 100 procent w każdym meczu. Co do mojego prywatnego sukcesu... chcę się nadal rozwijać i chcę dawać z siebie tyle, ile to tylko możliwe. Jeśli tak będzie, będę z siebie zadowolony.

Komentarze (0)