Jacek Seklecki: Dość szybko podpisał Pan kontrakt z Energą Czarnymi Słupsk. Nie było mowy o pozostaniu w Treflu?
Paweł Kikowski: To prawda, że kontrakt z Energą Czarnymi Słupsk został dość wcześnie podpisany, ale drużyny zaczynają transfery od zakontraktowania Polaków, więc trzeba się decydować w miarę wcześnie. A jeśli chodzi o Trefl Sopot, to były rozmowy na ten temat mojego pozostania w tym klubie.
To była Pana decyzja o rezygnacji z gry w Treflu, czy klub nie wyrażał zainteresowania Pana osobą?
- Wraz z moim agentem stwierdziliśmy że w tym momencie, mimo oferty z Sopotu, przejście do Słupska będzie dla mnie najlepszą decyzją. Zobaczymy, czy w praktyce okaże się to dobrym wyborem.
Czemu akurat Energa Czarni? Co przekonało Pana do tego zespołu?
- Energa Czarni to zespół stabilny, z roku na rok walczący o medale, z dobrym trenerem oraz halą wypełnioną po brzegi kibicami. Również jednym z głównych powodów była konkretna wizja budowy drużyny i to, że Energa Czarni mają grać w podobnym stylu jak rok temu, czyli agresywnie i szybko.
Inne polskie zespoły wchodziły w grę, a może zagraniczne?
- Było jakieś zainteresowanie z Polski oraz z zagranicy, jednak Energa Czarni Słupsk wydawał się w tym momencie najlepszym miejscem do rozwoju dla mojej osoby.
Dość silną pozycję na obwodzie w Słupsku ma Mantas Cesnauskis, który posiada polski paszport. Nie obawia się Pan rywalizacji z nim i tego, że trener bardziej jemu zaufa, bowiem ma go u siebie już kilka lat?
- Nie obawiam się rywalizacji, ponieważ tylko tak można się rozwijać. Poza tym myślę, że trener tak poukłada drużynę, że każdy będzie zadowolony i zamiast myśleć o wewnętrznej rywalizacji skupimy się na wygrywaniu meczów.
Jak oceni Pan poprzedni sezon w swoim wykonaniu i całego zespołu Trefla?
- Co do poprzedniego sezonu to mam mieszane uczucia, ponieważ nie grałem zbyt równo. Miałem kilka dobrych momentów, jak i kilka wpadek, ogólnie uważam, że mogę grać lepiej i mam nadzieję, że w nadchodzącym sezonie to pokażę. Drużyna również miała upadki i wzloty, ale wydaje mi się, że zespołowo sezon można odbierać pozytywnie.
Powtórzenie wyniku przez Trefl, czyli ponowne zajęcie czwartego miejsca to był sukces, czy jednak oczekiwania były większe?
- Biorąc przekrój całego sezonu i to, że liga w tym roku była bardzo wyrównana można powiedzieć, że jest z czego się cieszyć, zresztą stanowisko klubu jest podobne. Jednak ja osobiście odczuwam duży niedosyt, ponieważ medal był bardzo blisko, a jednak się nie udało.
Będzie miał Pan okazję grać teraz przy żywiołowo reagującej publiczności. Pamięta Pan rywalizację z Energą Czarnymi, kiedy grając jeszcze w Kotwicy w okrojonym składzie napsuliście słupszczanom sporo krwi, a Pan był najlepszym graczem kołobrzeżan. W dwóch meczach w Hali Gryfia rzucił Pan wtedy 49 punktów.
- Pamiętam tamtą rywalizację, graliśmy bez trzech podstawowych zawodników, którzy opuścili drużynę przed play-off, dodatkowo Kevin Hamilton złapał kontuzję ręki, która wykluczyła go z dwóch meczów w Gryfii. Walka była niesamowita, kilku chłopaków w naszej drużynie dwa dni z rzędu grało po około 40 minut. Ostatni mecz z dogrywką był niesamowity, posiadał wszystko czego chcą kibice przychodząc na spotkanie: walka kosz za kosz, okrzyki, gwizdy, oklaski, rzuty w ostatnich sekundach, dogrywka, było tak głośno, że sędziów oraz syren nie było słychać. Pamiętam, że kibice obu drużyn zrobili świetne widowisko. Fani z Kołobrzegu byli wspaniali, krzyczeli z całych sił i mimo porażki gorąco nam dziękowali i zachowywali się jakbyśmy to my wygrali.
Jak wspomina Pan tamten sezon?
- To był sportowo chyba najlepszy rok w mojej karierze, można powiedzieć, że byliśmy czarnym koniem rozgrywek. Przed sezonem nikt nie spodziewał się że będziemy tak groźni. Wszyscy myśleli, że może powalczymy o play-off, a okazało się, że zdobyliśmy Puchar Polski oraz zajęliśmy trzecie miejsce w sezonie regularnym. W tamtej drużynie co mecz ktoś inny był liderem, często bywało że pięciu, sześciu zawodników rzucało po ponad 10 punktów. Naprawdę to był super sezon. A dodatkowo byłem w Kołobrzegu, wśród rodziny i znajomych, którzy zawsze mnie wspierali.
Patrząc zupełnie abstrakcyjnie na Pana statystyki, które w poprzednim sezonie były gorsze, niż tez sprzed wyjazdu do Lublany. Jak z perspektywy czasu patrzy Pan na tej wyjazd? Dał Panu wiele, czy może mając silną pozycję w polskim klubie przez ten rok mógłby Pan zyskać więcej?
- Na pewno ten wyjazd nie ułożył się po mojej myśli, jednak będąc tam spotkałem wielu bardzo dobrych zawodników, od których parę rzeczy podpatrzyłem. Zobaczyłem jak się gra w Eurolidze, Lidze Adriatyckiej i w Słowenii. Można by gdybać czy byłoby lepiej zostać w Polsce, czy nie, ale to już minęło i trzeba patrzeć w przyszłość.
Żałuje Pan, czy nie, że opuścił Polskę na ten rok?
- Samego wyjazdu nie żałuję, szkoda że nie wyszedł tak jakbym chciał. Mówi się trudno.
Wie Pan, że reprezentacja Polski przygotowuje się do EuroBasketu. Nie dziwi Pana to, że nie jest nawet w szerokiej kadrze, podczas gdy jest w niej kilku debiutantów?
- Nie będę ukrywał, że chciałbym znaleźć się w kadrze, myślę, że każdy koszykarz myśli podobnie. Co roku w kadrze jest ktoś nowy, a ktoś z niej znika. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś uda mi się zagrać z orzełkiem na piersi.
Tym bardziej, że trener Pipan powinien Pana pamiętać, jak ze swoim Polpakiem wyeliminował Pan jego Anwil w ćwierćfinale kilka lat temu.
- Jak się dowiedziałem, że trener Ales Pipan został selekcjonerem kadry to przypomniała mi się rywalizacja play-off z Anwilem i nasze zwycięstwo 3:2, ale jak widać nie miało to większego wpływu na moją przyszłość w kadrze.
Będzie Pan dążył do tego, aby wrócić do kadry?
- Będę się starał ze wszystkich sił, a jaki będzie efekt to czas pokaże. Na pewno mogę zadeklarować, że do kadry chciałbym wrócić.