Tarnobrzeg to dobre miejsce do rozpoczęcia kariery - wywiad z LaMarshallem Corbettem, nowym obrońcą Siarki Jezioro

LaMarshall Corbett to jeden z wielu amerykańskich graczy, którzy spędzą sezon 2011/2012 w Polsce. Świeżo upieczony absolwent uczelni Angelo State podpisał kontrakt z Siarką Jezioro Tarnobrzeg i liczy, że występy w tym zespole będą dla niego trampoliną do dalszej kariery. - Mój agent uznał, że to jest bardzo dobre miejsce do rozpoczęcia profesjonalnej kariery. Mam nadzieję na sezon pełen zwycięstw i liczę, że będę mógł się tutaj rozwijać - mówi koszykarz w wywiadzie dla portalu SportoweFakty.pl.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

Michał Fałkowski: Na stronie twojej agencji przeczytałem, że przede wszystkim jesteś koszykarzem ofensywnym, ukierunkowanym na zdobywanie punktów. Czy zatem trener Dariusz Szczubiał może spać spokojnie jeśli chodzi o atak Siarki Jezioro Tarnobrzeg?

LaMarshall Corbett: Bardzo bym chciał, żeby tak było. Jestem graczem ataku, ale także potrafię grać w defensywie. Przede wszystkim jednak ciężko pracuję po to, by z dnia dzień stawać się lepszym koszykarzem.

To jest druga cecha, o której chciałem wspomnieć - słyszałem, że jesteś tytanem pracy...

- Nie wiem, ale jeśli ktoś tak sądzi, to fajnie. Zawsze staram się wkładać bardzo dużo serca w to, co robię i chciałbym, żeby to było dostrzegane. Uważam, że koszykarz powinien mieć talent, ale to, co czyni człowieka koszykarzem, czy w ogóle sportowcem, to przede wszystkim ciężka, systematyczna praca. Ja jestem typem strzelca, ale to nie znaczy, że nie poświęcam uwagi innym elementom. Poświęcam, bo tylko w ten sposób może być graczem bardziej wszechstronnym.

Jakie są jeszcze inne zalety LaMarshalla Corbetta?

- (chwila zastanowienia) Jestem gościem, który dobrze radzi sobie pod presją. Poza tym wydaje mi się, że gram płynnie, to znaczy nie mam przestojów w trakcie meczu i nie dekoncentruję się.

Mówi się o tobie, że jesteś klasycznym combo-guardem. A która pozycja, numer jeden czy numer dwa, jest dla ciebie bardziej naturalna?

- Szczerze mówiąc nie wiem. Jak gram to na parkiecie często spełniam obydwie role i wszystko zależy od danej sytuacji. Czasami widzę, że mam komu podać, więc to robię, a czasami muszę grać sam, bo obrońcy odcinają od podań moich kolegów.

Mówiłeś o ciężkiej pracy, a także o talencie. Ile w tobie jest tego pierwszego, a ile drugiego?

- Żeby być dobrym koszykarzem trzeba rzeczywiście ciężkiej pracy i trochę talentu, ale to nie wszystko. Ciężko jest mówić o jakichkolwiek proporcjach, kiedy na to, czy ktoś jest dobrym graczem składają się również inne opcje - na przykład boiskowe IQ. Zawodnik, który na parkiecie nie myśli, a stara się tylko zdobywać punkty, nigdy nie osiągnie niczego wielkiego. Ja myślę, że wiem, o co chodzi w tej grze, a dodatkowo ciężko pracuję by być coraz lepszy.

A jakie elementy w swojej grze musisz jeszcze poprawić?

- A muszę odpowiadać na to pytanie (śmiech)? Szczerze mówiąc - nie wiem. Na treningach pracuję nad wszystkim i nie koncentrują się by poprawić coś konkretnego. Pracuję ciężko by rozwijać się jako koszykarz ogólnie. Jeśli jednak coś mam wybrać to myślę, że muszę popracować nad fizycznością. Teraz bazuję głównie na swojej szybkości, ale chciałbym też grać bardziej siłowo.

Ostatnie dwa lata spędziłeś na uczelni Angelo State w NCAA II. Jak wspominasz lata spędzone w lidze akademickiej?

- To były wyjątkowe lata dla mnie. Robiłem to, co kocham, miałem świetnych trenerów i kolegów z zespołu. Razem wygrywaliśmy i razem przegrywaliśmy. Czasami żałuję, że wszystko skończyło się tak szybko.

W latach 2007-2009 grałeś w zespole Kilgore State w lidze NJCAA (rozgrywki podobne do NCAA z tym, że przeznaczone dla graczy młodszych - przyp. M.F.). Jaka była przyczyna, że po dwóch latach w Kilgore przeniosłeś się do ekipy z Angelo State?

- Wszystko ze względu na trenera Freda Rike’a. To ze względu na niego przeniosłem się do Angelo State. W Kilgore czułem się bardzo dobrze, ale spotkanie z trenerem Rike’iem zrobiło na mnie kolosalne wrażenie. Pamiętam, że powiedział mi, że czas już wspiąć się na kolejny szczebelek drabinki i dodał, że Angelo State to idealne miejsce dla mnie, bo tam będę grał dużo i będę się rozwijał. Tyle mi wystarczyło.

A jak to się stało, że w ogóle zacząłeś grać w koszykówkę? Ktoś ci pomagał przy dokonywaniu wyboru?

- Rodzice. Zarówno mama, jak i tata od początku mnie wspierali. Jak tylko zauważyli, że koszykówka wypełnia moje życie, motywowali mnie bym tego nie porzucał. Wiedzieli, że to moja pasja i pielęgnowali to. Dzisiaj mogę powiedzieć, że byli dla mnie inspiracją i to przede wszystkim im zawdzięczam, że jestem profesjonalnym koszykarzem.

Gdziekolwiek grałeś, prezentowałeś bardzo równy poziom. Na przykład na ostatnim roku gry w Angelo State notowałeś 23,4 punktu, 2,7 asysty i 2,5 zbiórki. Myślisz, że można te statystyki powtórzyć w Polsce?

- Nie wiem. Wszystko wyklaruje się w trakcie sezonu.

Dlaczego w ogóle zdecydowałeś się podpisać kontrakt w Polsce, w ekipie z Tarnobrzegu?

- Mój agent uznał, że to jest bardzo dobre miejsce do rozpoczęcia profesjonalnej kariery. Z tego, co wiem, w ten sposób doradził wielu innym zawodnikom, którzy teraz grają z powodzeniem w różnych klubach Europy.

A jak podoba ci się fakt, że trener Dariusz Szczubiał bardzo mocno stawia na koszykarzy amerykańskich i preferuje zwłaszcza takich, którzy mają duże umiejętności ofensywne?

- Nie rozmawiałem jeszcze z trenerem na temat mojej roli w zespole, ale na jestem nastawiony bardzo pozytywny do wyzwania, które mnie czeka. Liczę, że będziemy się dobrze rozumieć. Podporządkuję się każdej jego decyzji, cokolwiek to będzie. Oczywiście chciałbym grać długo i być odpowiedzialny za wiele rzeczy.

Liczysz na miejsce w pierwszej piątce?

- A który koszykarz nie liczy? Bardzo mocno pragnę być ważną częścią Siarki i tym samym chciałbym wychodzić do gry w pierwszej piątce, ale jeśli trener uzna, że będzie lepiej, gdy będę grał jako zmiennik, to w porządku. Sądzę, że mogę mieć swój wkład w dorobek drużyny nawet wtedy, gdy będę grał z ławki.

Poza tobą, w Tarnobrzegu są jeszcze inni koszykarze amerykańscy: Nicchaeus Doaks, Josh Miller i James Helton. Jak dogadujecie się z polskimi kolegami?

- Moi koledzy-rodacy są świetni. Nie ma co ukrywać, że trzymamy się razem zarówno na parkiecie na treningach jak i poza nimi. Nasi polscy koledzy są jednak równie ważni bo tak naprawdę to od nich uczymy się jak żyć w waszym kraju. Pomagają nam w różnych sytuacjach i myślę, że będziemy nieźle dogadywać się przez cały sezon pełen zwycięstw.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×