Nietykalny Tony, czyli eurobasketowe wspominki

Hiszpania, Francja, Rosja i Macedonia to zespoły, które między siebie podzielą medale tegorocznych mistrzostw Europy w koszykówce. Jak już wiadomo dwa pierwsze zawalczą o miano najlepszej ekipy Starego Kontynentu. Mistrzostwa, które mimo, że nie są pierwszymi obserwowanymi moimi coraz bardziej zmęczonymi oczami, to jednak są inne od wszystkich poprzednich. I nie chodzi tutaj o aspekt sportowy, choć i ten jest nad wyraz ciekawy. Na tegoroczny czempionat patrzę przez pryzmat tego, co dane było mi doświadczyć dwa lata temu, gdy wraz z dużą rzeszą koszykarskich zapaleńców pomagaliśmy przy organizacji polskiego Eurobasketu.

W tym artykule dowiesz się o:

Na bydgoskiej Łuczniczce miałem przywilej obserwowania z bliska poczynań trójki z tegorocznych półfinalistów. Hiszpanie w tym czasie rozgrywali swe mecze w Łodzi. Z perspektywy czasu mogę, więc troszkę więcej powiedzieć na temat 3/4 półfinałowego składu. Więcej niż tylko to jak prezentują się na parkiecie w oficjalnej rywalizacji.

Piłką w głowę, czyli macedoński luz

Na początek kilka słów o największej sensacji i przekleństwie litewskich kibiców, czyli ekipie z Bałkanów. Macedończycy dwa lata temu do samego końca walczyli, nie tylko o wynik, ale także o jak najlepsze wrażenie i takowe przynajmniej w mojej pamięci zostawili. Nie chodzi tylko o to, że do ostatnich sekund spotkania z Rosją bili się o możliwość dalszej rywalizacji. Porażka dwoma punktami ujmy im nie przyniosła, jednak to co mnie najbardziej ujęło w tej drużynie to luz z jakim podchodzili do swoich obowiązków i radość jaką czerpali nie tylko z gry, ale i treningów. Poranne sesje często kończyły się żartami, w których brylował Pero Antić. Jednak i macedońskiemu olbrzymowi też się czasem oberwało. Przed oczami mam jak podczas rozciągania kolega z drużyny chcąc podać piłkę nad Antićem trafił go dość mocno w głowę. Ku mojemu zdziwieniu skończyło się tylko na obopólnym śmiechu. Vrbica Stepanov to drugie skojarzenie na hasło "Mecedonia". Do meczu z Rosjanami trochę o tym graczu słyszałem, jednak dopiero ten pojedynek uświadomił mi na czym polegała legenda tego gracza. Mimo 36 lat nienaganna sylwetka, technika i rzut, którego mogłyby mu pozazdrościć miliony profesjonalnych i amatorskich graczy. Pamiętam, że po meczu z Rosją po cichu liczyłem na "przejęcie" od Stepanova meczowej koszulki, jednak gdy ten w pomeczowym wywiadzie ogłosił zakończenie reprezentacyjnej kariery, to wiedziałem, że to koszykarskie odzienie pozostawi sobie na pamiątkę. Musiałem obejść się smakiem. W zamian od sąsiadów z zachodu dostałem niemiecki T-shircik z wielkim godłem, do którego założenia i publicznego ujawnienia na mojej osobie jakoś nie jestem gotów.

Amerykańska "Sborna"

Skoro o sąsiadach to nie mogę nie wspomnieć o tych ze wschodu. O nich, a przynajmniej o koszykarskiej braci mogę wypowiadać się w samych superlatywach. Sprawy boiskowe i świetnego wtedy Sergieja Bykova pozostawmy na boku. Mentalne podejście i brak gwiazdorzenia (o którym będzie mowa kilka linijek niżej) to cecha, którą ujęli mnie gracze trenera Davida Blatta. Widać, że Amerykanin przeniósł na rosyjski grunt trochę swojego narodowego zachowania. Wieżowce zza wschodniej granicy, z którymi każdy z nas chciał i co najważniejsze miał okazję się sfotografować i zamienić kilka słów, byli dla nas bardzo wyrozumiali i cierpliwi. Lecz było też widać, że nasze zainteresowanie sprawiało im po prostu radość. Do dziś pamiętam jak podczas "cykania fotki" z wyżej wspominanym Bykovem, rozgrywający "Sbornej" obejmując mnie ramieniem podśpiewywał pod nosem jakiś rosyjski przebój o bliżej nieznanym mi tytule. Także znalezienie się między dwoma wielkoludami, mierzącymi ponad 2,10 m wzrostu zrobiło na mnie duże wrażenie.

Gdzie z tymi rękami...

Miało być o gwiazdorzeniu, więc przy ekipie znad Sekwany nastąpi ten moment. Francuzi, a właściwie jeden z nich był głównym magnesem przyciągającym kibiców, choć pewnie i wolontariuszy także, do bydgoskiej hali. Tony Parker, a raczej Tony "Take the hands off" był największa postacią bydgoskiej rundy mistrzostw. Ówczesny małżonek "gotowej na wszystko" hollywoodzkiej aktorki Evy Longori naocznie pokazał co naprawdę znaczy być gwiazdą. Niestety okazał się gwiazdą strasznie zmanierowaną. Pierwszy przykład - trening Francuzów, wszyscy gracze na parkiecie, tylko Tony z masażystą przesiadują na ławeczce. Trener prosi Parkera by ten podszedł, gdyż trzeba przećwiczyć zagrywkę. Wśród graczy skupienie, każdy, z jednym wyjątkiem, wpatrzony w coacha. Tony z założonymi rękami odchodzi na bok, po czym przerywa ćwiczącym kolegom i zaczyna przekazywać swoją wizję gry. Nie neguję zmysłu taktycznego gracza San Antonio Spurs, jednak autorytet trenera Francuzów znacznie upadł po takim zachowaniu jego podopiecznego. Przykład numer dwa - izolacja Parkera od reszty zespołu. Ekipy na swoje mecze przyjeżdżały zwykle około godzinę, półtorej przed ich rozpoczęciem, dzięki czemu dane im było jeszcze zobaczyć końcowe fragmenty poprzednich spotkań. Tak też czynili Francuzi. Na trybunach, za koszami siadali obok siebie, obserwując mecz i dzieląc się wrażeniami. Jeden obok drugiego, z wyjątkiem Tonego, który zwykle siadał kilka miejsc dalej, w samotności. Jednak jak wspomniałem wcześniej Parker był łakomym kąskiem, w szczególności dla łowców autografów i gdy jednemu, czy drugiemu dziecku udało się uzyskać podpis gracza z Francji, to zachęcone tym faktem tłumy chętnych wręcz "rzucały się" w jego stronę. Nawet ochrona obiektu była bezradna wobec sprawnej akcji skierowanej w stronę gwiazdy NBA. Urażony nachalnością koszykarskich fanów Tony nagle przypomniał sobie o kolegach i natychmiast wtopił się pomiędzy największych z nich. Na koniec ostatni, wyjaśniający przydomek "Take the hands off", przykład. "Zabieraj łapy", takim właśnie tekstem z ust Parkera został potraktowany jeden z naszych kolegów, gdy podczas wspólnego zdjęcia nieświadomie położył rękę na ramieniu rozgrywającego ekipy Francji. Po tym zdarzeniu naprawdę ciężko było upolować do fotki Tonego. Na szczęście, mi jako jednemu z niewielu to się udało, choć by mieć fenomenalnego gracza na zdjęciu musiałem utrzymać bezpieczną, "ustawową" odległość. Na szczęście koledzy Parkera okazali się zupełnymi przeciwnościami lidera swej kadry i dzięki temu w tegorocznym finałowym starciu z Hiszpanią będę jednak kibicował Francuzom. Myślę, że w pełnym składzie mogą w jakimś stopniu przeciwstawić się Hiszpanom. Poza tym, mimo ludzkich wad, gra Tonego hipnotyzuje i z przyjemnością się na nią patrzy. Bo tak jak dla nas, ówczesnych eurobasketowych wolontariuszy, tak i dla wielu boiskowych rywali Parker jest za szybki i przez to wręcz nietykalny i nieosiągalny.

Damian Woźniak

Komentarze (0)