Koszykówka jest moim życiem - rozmowa z Aną Dabović, rozgrywającą Wisły Can-Pack Kraków

Ana Dabović, choć w zeszłym miesiącu skończyła dopiero 22 lata, ma wszelkie predyspozycje ku temu, by stać się czołową zawodniczką drużyny mistrza Polski w nadchodzących rozgrywkach. Na łamach portalu SportoweFakty.pl opowiada o swoich początkach, rodzinie i marzeniach, dzięki którym każdego dnia staje się coraz lepsza.

Adam Popek: Powiedz w ogóle jak to się stało, że zaczęłaś grać w koszykówkę, ile miałaś wtedy lat i dlaczego wybrałaś akurat tą dyscyplinę sportu?

Ana Dabović: Generalnie rzecz biorąc największe znaczenie odegrało chyba to, że pochodzę z koszykarskiej rodziny. Mój ojciec jest trenerem, moje dwie siostry są związane z koszykówką, a nie mogę zapominać jeszcze o bracie, który również gra w basket. Tym samym ta dyscyplina sportu od najmłodszych lat towarzyszyła memu życiu, więc nie dziwi dlaczego właśnie tak się ukierunkowałam. Przede wszystkim jednak muszę powiedzieć, że to co robię sprawia mi ogromną przyjemność. Kocham to i właściwie nie wyobrażam sobie, bym mogła robić coś innego. A kiedy to się zaczęło? Trudno mi jednoznacznie określić, bo właściwie odkąd sięgam pamięcią miałam przy sobie pomarańczową piłkę. Śmieje się nawet, że szybciej nauczyłam się kozłować niż chodzić.

I od razu wiedziałaś, że to jest coś, co chcesz robić w życiu?

- Oczywiście. Gra w kosza od zawsze była czymś co najlepiej potrafiłam, więc wątpliwości w tym względzie po prostu być nie mogło.

Patrząc na Twoją rodzinę, kto z Was najwięcej osiągnął?

- Trudno nas wszystkich porównywać, ale moja najstarsza siostra, która notabene szybko zakończyła karierę, była naprawdę dobra. W 1991 roku była najlepszą punktującą zawodniczką reprezentacji dawnej Jugosławii, co z pewnością budzi respekt. Jednakże patrząc na Milicę, moją drugą siostrę, która notabene przez chwilę występowała na polskich parkietach też trzeba przyznać, że wykonuje kawał dobrej roboty. W przeszłości grała w topowym europejskim zespole UMMC Jekaterynburg. Niedługo później w Spartaku Moskwa, który również był wtedy bardzo silnym klubem. Ja jednak staram się pracować na swoje konto i też chciałabym za kilka lat pochwalić się jakimiś sukcesami. Póki co jestem jeszcze młoda i pod pewnymi względami nie mogę dorównać innym, ale spokojnie do tego podchodzę. Dzień po dniu pracuję na to i chcę wykorzystać talent jakim zostałam obdarzona.

Początki zwykle bywają bardzo trudne. Jak było w Twoim przypadku?

- Dla mnie najważniejsze było to, że kochałam i kocham koszykówkę. Nie zważałam na inne kwestie. Oczywiście takie życie jakie wybrałam nie jest łatwe, bo z wielu rzeczy muszę rezygnować, ale nie oznacza, to że czegoś żałuję. Podobnie było w najmłodszych latach. Poświęciłam się treningom, grze i w głowie skupiałam się właśnie na tym. Dlatego też nie napotkałam na swojej drodze czegoś co byłoby jakoś niezwykle trudne do przeskoczenia.

Nie tęsknisz czasem za typowym spokojnym życiem, domem, przyjaciółmi?

- Na pewno w pewien sposób tak, ale mam wokół siebie innych ludzi, inne rzeczy. To jest moje życie, a jak wiadomo każdy buduje sobie swój świat. Można patrzeć na to w ten sposób, że jak na przykład w lecie ludzie wyjeżdżają, żeby trochę odpocząć, a ja trenuje albo indywidualnie, albo z kadrą Serbii to coś tracę, bo nie mam specjalnie wolnego czasu. Ale prawdą jest, że ja wcale tego nie potrzebuję. Ważne jest dla mnie to, że mogę grać w naprawdę dobrej drużynie i odnalazłam się wśród ludzi, którzy tutaj są. Nie brakuje mi niczego innego.

Masz w swoim życiu kogoś kto pomagał Ci w trudnych momentach, na kogo zawsze możesz liczyć?

- Dla mnie największe znaczenie w tym kontekście ma rodzina. Na każdym etapie mojego życia była ze mną i ja też staram się jej w zamian coś dać. Mimo, że dzieli nas spory dystans to żyjemy bardzo blisko siebie. Nie wyobrażam sobie dnia, żeby nie zadzwonić czy nie napisać do kogoś z rodziny. Zawsze wymieniamy się różnymi uwagami, słucham rad z ich strony. A jako, że jestem najmłodsza w mojej rodzinie, to nie pozostaje mi nic innego jak tylko korzystać na ich doświadczeniu. Wielokrotnie bardzo mi pomogli i w tej kwestii na pewno nic nie ulegnie zmianie.

Urodziłaś się w miejscowości Cetinje, dawnej stolicy Czarnogóry, a tymczasem reprezentujesz barwy Serbii. Dlaczego?

- Wiele osób mnie o to pyta, a ja zawsze odpowiadam tak samo. Dla mnie Serbia i Czarnogóra to właściwie jeden kraj. W obu państwach mieszkają ludzie o podobnej kulturze, języku, obyczajach. Kiedy jednak nadszedł moment wyboru reprezentacji w jakiej będę występować, postanowiłam zagrać dla Serbii, ze względu na to, że zarówno wtedy jak i obecnie jest po prostu lepsza. W tym roku co prawda proporcje nieco się odwróciły, bo Czarnogóra zajęła wysokie, szóste miejsce na Mistrzostwach Europy, podczas gdy Serbii w ogóle na nich nie było, ale biorąc pod uwagę bogate tradycje i historie, moja reprezentacja jest zdecydowanie na pierwszym miejscu.

Na początku lat dziewięćdziesiątych na Bałkanach wybuchła wojna. Zmieniła ona coś w Twoim życiu?

- Nie, na szczęście nic negatywnego w związku z tym mi się nie przytrafiło. W Czarnogórze, gdzie mieszkałam nie było tak złej sytuacji jak w Serbii, więc tak bezpośrednio mnie to nie dotyczyło. Niemniej jednak wiele z tego okresu czasu nie pamiętam, bo byłam naprawdę bardzo młoda. Później oczywiście przez wiele lat nie było jeszcze spokojnie. Generalnie gdzieś tam był w nas strach, ale te wszystkie zamieszki miały miejsce z dala od domu. Mimo, że wojna wywołała pewne podziały, dla mnie ludzie nadal są tacy sami. Nie ważne skąd pochodzą. W każdej grupie można znaleźć złych i dobrych, dlatego jestem jakby ponad tym wszystkim.

Kiedy zadebiutowałaś w swojej reprezentacji?

- Miałam wtedy 16 lat, dostałam powołanie do juniorskiej kadry, więc długo się nie wahałam.

Patrząc na Ciebie może się wydawać, że sporo już przeżyłaś w swojej karierze, a tymczasem najlepsze lata masz wciąż przed sobą.

- Zgadza się. Temat kariery każdej z nas często przewija się w naszych rozmowach i doszłyśmy nawet do wniosku, że ten najlepszy okres przypada koło trzydziestki. Wtedy już wiesz co robisz co robisz źle, a co dobrze, masz o wiele bardziej dojrzałe podejście do gry. Zebrane doświadczenie po prostu procentuje. Już nie mogę się doczekać kolejnych sezonów, oczywiście pod warunkiem, że nadal będę czyniła takie postępy. Teraz rzecz jasna jestem z siebie zadowolona, ale zawsze można coś poprawić. W przypadku koszykówki myślę bardziej długofalowo. Nie stawiam sprawy w ten sposób, że będę grać powiedzmy jeszcze pięć, sześć sezonów i wystarczy. Ja chcę grać jeszcze długo po trzydziestce, dlatego też mam wiele osobistych celów do zrealizowania.

Myślę, że jak dotąd najpoważniejszą decyzją w Twoim życiu był wyjazd do Rosji.

- Na pewno był ważną, ale powiem Ci, że nie odbieram tego w takich kategoriach. Generalnie czuje się tak, jakbym miała za sobą już spore doświadczenie, mało rzeczy mnie zaskakuje. Nie byłam co prawda w zbyt wielu krajach, ale moja siostra miała okazje grać w wielu różnych ligach i opowiadała mi jak jest w danym miejscu. Przez to też pewne rzeczy mogłam sobie wyobrazić. Choć sama też już w młodym wieku grałam poza domem, m in. w Grecji, Albanii czy Bośni i Hercegowinie. Oczywiście wyjazd do Rosji był poniekąd szczególny, bo w końcu miałam trafić do najlepszej europejskiej ligi. Ponadto, czymś nowym były dla mnie występy w FIBA Cup. Teraz kolejnym wyzwaniem jest dla mnie Euroliga i liga polska. Czyli znowu coś nowego. Uważam, że będę tak dobra, w jak wielu miejscach będę potrafiła pokazać pełnię swoich umiejętności. Wierzę, że dam radę.

Nie było dla Ciebie problemem wyjechać tak daleko od domu?

- Nie, bo moim życiem jest basket. Temu się poświęciłam, a wyjazd do Nowosybirska był krokiem w przód, więc absolutnie nie żałowałam tej decyzji. Gdyby w tym względzie było inaczej, pewnie dużo gorzej bym to zniosła, ale tak? Mogłam tylko cieszyć się, że dobrze wybrałam. Właściwie od piętnastego roku życia czekałam na moment, w którym będę mogła wyjechać by zrobić ten pierwszy krok do przodu. Byłam przez to przygotowana na to, by żyć przez niemal cały rok z dala od domu. Ale nie byłam cały czas sama, zarówno w Grecji jak i w Rosji odwiedzała mnie mama. Teraz też planuje przyjechać do Krakowa, więc jak widzisz jakoś sobie daję rade.

Przypuszczam, że Wisła jest tylko przystankiem w Twojej karierze?

- Pewnie tak. Zobaczymy jak to wszystko się potoczy. Chciałabym krok po kroku iść naprzód, a Wisłę uważam za kolejny progres w mojej przygodzie z koszykówką. Tutaj mam możliwość pokazania się w kolejnych rozgrywkach i sprawdzenia się na tle jeszcze lepszych zespołów. Póki co grałyśmy jedynie mecze towarzyskie, które na pewno w pełni nie oddadzą atmosfery spotkania o punkty, ale co ważne z każdym dniem jesteśmy coraz lepsze. A gdy dołączą dziewczyny z WNBA to nasza siła jeszcze bardziej wzrośnie. Będzie dobrze!

Komentarze (0)