Dutkiewicz ulubieńcem Kotwicy - relacja z meczu Kotwica Kołobrzeg - AZS Koszalin

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Niesamowitych emocji doświadczyli fani zgromadzeni we wtorek Hali Milenium. Ku ich uciesze, miejscowa Kotwica Kołobrzeg pokonała do dramatycznej końcówce lokalnego rywala AZS Koszalin 65:64, a bohaterem meczu mógł zostać Marcin Dutkiewicz, lecz w decydującej akcji spudłował z dystansu.

Na minut przed końcem spotkania na tablicy wyników pojawił się rezultat 62:62, więc sprawa zwycięstwa pozostawała otwarta zarówno dla gospodarzy, jak i przyjezdnych. Po chwili na prowadzenie Kotwicę wyprowadził grający bardzo skuteczne spotkanie Jessie Sapp (w całym meczu siedem punktów, dziewięć asyst, sześć zbiórek), zaś w odpowiedzi spudłował George Reese. Piłka nie bez przyczyny trafiła w kluczowej akcji do Amerykanina, gdyż ten wszystkie swoje 12 oczek zdobył właśnie w czwartej kwarcie. Tym razem jednak nie trafił, a na dodatek Rafał Bigus faulował niesportowo i wydawało się, że szala wygranej została już przechylona.

"Czarodzieje z Wydm" postanowili jednak pokazać swoją gościnność i fatalnie wykorzystywali rzuty wolne. Dwa osobiste spudłował m.in. najlepszy strzelec kołobrzeżan w tym spotkaniu (12 punktów i pięć asyst), Oded Brandwein, i przy stanie 65:64 swoją szansę mieli koszalinianie. Obrońcy Kotwicy bardzo mocno naciskali rywala, lecz gdy zegar nieuchronnie zbliżał się do końca, podwojony Igor Milicić po raz kolejny pokazał swój kunszt, znajdując na wolnej pozycji Marcina Dutkiewicza. Ten fatalnie jednak spudłował z dystansu i wygrana miejscowych stała się faktem.

- To są właśnie derby, nie można przewidzieć, jak dane spotkanie się potoczy. Osobiście jestem zadowolony ze swoich zawodników, ponieważ walczyli do samego końca i choć przegrywali nawet piętnastoma punktami w pewnym momencie, potrafili odrobić tę stratę. Niestety, szczęście w końcówce nam nie dopisało - mówił po ostatniej syrenie trener AZS Koszalin, Tomasz Herkt.

Herkt nie mógł w tym meczu liczyć na wybuch talentu J.J. Montgomery’ego. Amerykanin, który w sobotę zaaplikował aż 37 punktów Polpharmie Starogard Gdański, tym razem zdobył tylko dziewięć oczek (2/7 z gry), miał aż sześć strat i ostatecznie był dopiero czwartym strzelcem swojego zespołu. Tym samym szkoleniowiec Kotwicy Tomasz Mrożek odrobił zadanie domowe przed wtorkowym spotkaniem.

- To był niezmiernie ciężki mecz dla nas, choć w pewnym momencie prowadziliśmy przecież kilkunastoma punktami. Później jednak nie wykorzystywaliśmy swoich szans i rywale szybko nas doszli, doprowadzając do dramatycznej końcówki. Ostatecznie to my mieliśmy więcej szczęścia i wygraliśmy mecz - cieszył się opiekun Kotwicy.

Koszalinianom kompletnie nie wyszedł początek spotkania. Podopieczni trenera Herkta zupełnie zapomnieli o Łukaszu Diduszce, więc ten skarcił ich aż trzema rzutami z dystansu i gospodarze prowadzili po dziesięciu minutach 21:11. I choć w kolejnej kwarcie przyjezdni zmniejszyli straty do siedmiu oczek (34:41), nic nie zapowiadało powtórki z soboty, kiedy to w pięknym stylu pokonali wspomnianą Polpharmę. Co prawda bardzo skutecznie grający duet Kamil Łączyński - Dutkiewicz (ten pierwszy miał cztery asysty, a drugi 11 punktów) był o krok od zmiany losów spotkania w połowie czwartej kwarty (AZS wygrywał nawet 58:57), ale ostatecznie więcej zimnej krwi w końcówce zachowali miejscowi.

Kotwica przegrała walkę na tablicach (sam Rafał Bigus zebrał dziewięć piłek, a najlepszy podkoszowy kołobrzeżan, Darrell Harris, tylko pięć) 34:38, ale jak się okazało ten element nie miał wpływu na losy pojedynku. Większy wpływ miał natomiast fakt, że gospodarze wymusili aż 19 strat graczy AZS, samemu popełniając ich tylko 11. Dodatkowo, wygrali również przechwyty 11:4.

Kotwica Kołobrzeg - AZS Koszalin 65:64 (21:11, 20:23, 8:12, 16:18)

Kotwica: Brandwein 12, Diduszko 9, Djurić 9, Harris 9, Holmes 7, Sapp 7, Wichniarz 7, Rduch 5, Kwiatkowski 0, Złoty 0

AZS: Reese 12, Bigus 11, Dutkiewicz 11, Montgomery 9, Bartosz 8, Milicić 6, Lekić 5, Strickland 2, Łączyński 0

Źródło artykułu: