Dojrzałem jako koszykarz - wywiad z Johnem Turkiem, środkowym Trefla Sopot

John Turek to drugie, obok Łukasz Wiśniewskiego, zaskoczenie w tegorocznym zestawieniu Trefla Sopot. Amerykanin, gdy przychodził do ekipy, miał być tylko rezerwowym a okazało się, że na treningach i w meczach sparingowych wywalczył sobie prawo do gry w pierwszej piątce. Teraz koncentruje się na najbliższym spotkaniu z Anwilem Włocławek. - Wyjdziemy na parkiet skoncentrowani i będziemy chcieli wygrać trzeci ligowy mecz - tłumaczy środkowy sopockiego zespołu.

Michał Fałkowski: Najbliższy mecz ligowy zagracie z Anwilem w Hali Mistrzów, w której Trefl zwykł w ostatnim czasie wygrywać...

John Turek: Tak, z tego co słyszałem, z tego co mówili mi koledzy z drużyny, rzeczywiście Trefl nie przegrał we Włocławku od kilku spotkań (od czterech - przyp. M.F.). Cóż, nie pozostaje nam nic innego jak tylko utrzymać ten stan i przedłużyć serię.

Przygotowujecie się do tego starcia w jakiś specjalny sposób?

- Nie. Będziemy opierać się dokładnie na tym samym, co ćwiczymy od początku okresu przygotowawczego. Na pewno bardzo ważne jest dla nas zawsze to, jak grają koszykarze obwodowi, bo to od nich zaczyna się skuteczność naszego ataku i obrony.

Jak duży wpływ na ostateczne rozstrzygnięcie sobotniego spotkania będzie miał fakt, że Anwil tydzień temu przegrał niespodziewanie z beniaminkiem ŁKS Łódź?

- Ciężko stwierdzić jednoznacznie, bo po takiej porażce drużyna może zareagować na dwa sposoby. Pierwszy scenariusz zakłada, że wyjdzie na parkiet w kolejnym meczu zmotywowana dwukrotnie by pokazać, że tamto spotkanie to był tylko wypadek przy pracy. Z drugiej jednak strony może być tak, że przegrana ze słabszym rywalem wpłynie niekorzystnie na kondycję psychiczną koszykarzy, co może prowadzić do pewnej blokady. Cóż, my nie zastanawiamy się na tym czy oni są w kryzysie, czy nie są. To nie nasz problem. My wyjdziemy na parkiet skoncentrowani i będziemy chcieli po prostu wygrać trzeci ligowy mecz.

W tym sezonie pokonaliście już włocławian - mam na myśli zwycięstwo w sparingowym Kasztelan Basketball Cup. Czy tamta wygrana da wam jakiś komfort psychiczny?

- Po pierwsze, tamte zwycięstwo nie oznacza, że mamy jakiś przepis na sukces w grze z Anwilem. Pamiętam, że w tamtym meczu do przerwy wynik był na styku, potem my odjechaliśmy na kilkanaście punktów, ale włocławianie wrócili do gry i prawie doprowadzili do dogrywki. Dlatego w sobotę na pewno nie będzie łatwo i myślę, że będziemy musieli zaprezentować naprawdę niezłą koszykówkę, by pokonać ich po raz drugi w odstępie kilku tygodni.

W okresie przygotowawczym wygraliście 11 meczów. Tamte spotkania nie tylko umocniły was w gronie drużyn do gry w finale, ale wysunęły na czoło stawki...

- Off-sezon to dobry czas na wygrywanie spotkań. My nie byliśmy wówczas w pełni formy, ale mimo to udało się nam wygrać trzy turnieje i to w bardzo dobrym stylu. Myślę, że mamy zespół, który jeszcze nie raz udowodni, że jest w stanie zagrać w finale. Tego sobie wszyscy życzymy.

Czy możemy powiedzieć, że obecna forma Trefla, czyli dwie wygrane z ŁKS Łódź i AZS Politechniką Warszawską na początku rundy zasadniczej, są wynikiem pozytywnej atmosfery i energii w zespole, która jest właśnie ze względu na wcześniejszy, bardzo udany okres przygotowawczy?

- Nie ma co ukrywać, że wygrywanie meczów pomaga budować atmosferę w ekipie. Pomaga również nabrać pewności siebie. Teraz jak wychodzimy na parkiet to każdy gdzieś tam w podświadomości pamięta, że jako zespół wygraliśmy jak dotąd zdecydowaną większość swoich meczów, więc musimy wygrać i ten. Myślę, że tamte mecze mają wielki wpływ na naszą obecną postawę.

Z drugiej strony, drużyna, która przed sezonem przegrała tylko dwa mecze, a wygrała kilkanaście, nie jest świadoma swoich słabostek, a te na pewno wyjdą na wierzch w trakcie długiego sezonu. Jak sądzisz?

- Musimy zacząć od tego, że my nie zadowalamy się tym, że wygraliśmy ileś tam meczów sparingowych. Wygraliśmy je, OK, ale to już historia, a teraz trzeba koncentrować się na każdym kolejnym ligowym starciu. Myślę, że wkładamy wiele pracy na treningach właśnie po to, by nasze problemy nie przeszkadzały nam w grze. Póki co, świetnie dajemy sobie z nimi radę.

Zaskakujące jest to, że wygrywasz walkę o minuty z Chrisem Burgessem. Twój rodak w zeszłym sezonie był liderem Zastalu Zielona Góra i jednym z najlepszych graczy całej ligi. Kiedy podpisywał kontrakt z Treflem, wydawało się, że będzie grał w pierwszej piątce, a ty będziesz jego zmiennikiem. Tymczasem jest dokładnie na odwrót...

- Co ja mogę na to odpowiedzieć? Z jednej strony cieszę się, że gram dużo i skutecznie, a z drugiej widzę Chrisa, który robi wszystko, by powrócić do jak najlepszej formy. Na szczęście między nami nie ma żadnych głupich złośliwości. Obaj jesteśmy zawodowcami i wiemy, że jednego dnia masz formę, a potem jej nie masz. Nie ma sensu się denerwować, ale trzeba ciężko pracować na treningach, a kto akurat gra dłużej w meczu czy wychodzi w pierwszej piątce, to zależy tylko od trenera. Tak samo jak Chris będzie starał się wrócić do wyjściowej piątki, ja będę starał się jej nie oddać, ale taka rywalizacja to pozytywna norma w drużynie. Jak przychodziłem do Trefla, trener powiedział mi, że chce bym był po prostu solidnym elementem ekipy, więc ja robię wszystko, by go zadowolić.

A jak doszło do tego, że podpisałeś w ogóle kontrakt z Treflem Sopot? Kibice pamiętają cię przede wszystkim z gry w PGE Turowie Zgorzelec w sezonie 2008/2009, niestety po tamtym okresie słuch o tobie zaginął i dla polskiego fana odnalazłeś się dopiero przed kilkoma tygodniami.

- Nie powiem, że zawsze chciałem wrócić do Polski, choć miło wspominam pobyt w waszym kraju. W końcu z Turowem wywalczyliśmy wicemistrzostwo, a to było bardzo cenne doświadczenie. Po tamtym sezonie zdecydowałem jednak przenieść się do Niemiec, gdzie grałem w ekipie Phoenix Hagen, a następnie wylądowałem w holenderskim Gasterra Flames Groningen. Każdorazowo mój agent mówił mi, że jest jakieś zainteresowanie z Polski, ale nigdy nie doszło do konkretów, aż do momentu, w którym zgłosił się Trefl. Szybko doszliśmy do porozumienia.

Czym zatem różni się John Turek z sezonu 2008/2009, a obecnie? Czy coś zmieniło się w twojej grze?

- Myślę, że przede wszystkim dojrzałem jako koszykarz. Nie mam już gorącej głowy, ale z chłodną kalkulacją robię to, co do mnie należy. Zresztą, w sobotę będziesz miał okazję się przekonać na meczu we Włocławku.

Źródło artykułu: