Podopieczne Romana Skrzecza rozpoczęły mecz wyśmienicie. Potrzebowały zaledwie 2,5 minuty, aby objąć prowadzenie 11:0. Czeszki natomiast nie potrafiły się odnaleźć na parkiecie - pierwsze ich 11 rzutów do kosza było niecelnych. Wtedy zareagowała trenerka Romana Ptackova, która poprosiła o czas, podczas którego uspokoiła swoje zawodniczki i sprawiła, że zaczęły grać poukładaną koszykówkę, stopniowo niwelując straty. Na pierwsze prowadzenie Czeszki wyszły po 2 minutach 2. kwarty, ale do przerwy mecz był wyrównany i można było mieć nadzieję na końcowy sukces.
Na początku 3. kwarty biało-czerwone grały uważnie i zmniejszyły nawet straty do 2 "oczek" (49:51), ale w tym momencie stało się coś dziwnego. Polki po prostu stanęły i nie ruszyły już do końcowej syreny, podczas gdy rywalki robiły na boisku co chciały. Ostatnie 14 minut Czeszki wygrały ... 40:9, a cały mecz różnicą 33 punktów.
Niestety, ale we wtorkowym meczu wyszło to, czego obawialiśmy się wcześniej i o czym pisaliśmy w relacjach z poprzednich spotkań naszej reprezentacji. Roman Skrzecz gra 6 zawodniczkami, które w pojedynku z zespołem, mającym wyrównaną kadrę, nie mają prawa wytrzymać pełnych 40 minut. Tymczasem w drużynie Czech każda zawodniczka z meczowej "12" zdobyła minimum 4 punkty.
W środę biało-czerwone zmierzą się o 15:45 z Ukrainą.
Polska - Czechy 58:91 (24:23, 16:22, 9:16, 9:30)
Polska: Tomiałowicz 21, Skowronek 8, Kaczmarska 7, Antczak 7, Ratajczak 4, Sosnowska 4, Pacuła 4, Modelska 2, Śnieżek 1
Czechy: Stara 12, Skutilova 11, Elhotova 10, Brezinova 10, Behalova 9, Bartonova 7, Filarova 7, Rosenbaumova 6, Pulpanova 6, Zavazalova 5, Hanusova 4, Svrdlikova 4