Wygrali przegrany mecz - relacja z meczu Anwil Włocławek - Trefl Sopot

Anwil nie miał prawa wygrać z Treflem Sopot, gdyż przez niemalże 40 minut to goście pewnie prowadzili w Hali Mistrzów, momentami nawet różnicą trzynastu oczek. Włocławianie na prowadzenie wyszli tylko raz, po trzypunktowym rzucie Krzysztofa Szubargi, ale jak się okazało było to trafienie na wagę dwóch punktów w meczu. Ostatecznie Anwil pokonał Trefl 72:71.

Trafienie za trzy Łukasza Wiśniewskiego dało prowadzenie Treflowi Sopot 69:64 i wydawało się, że historii stanie się zadość, wszak Anwil Włocławek nie wygrał z rywalem znad morza w czterech ostatnich spotkaniach w Hali Mistrzów. Po chwili jednak nadzieję w serca fanów włocławskiej ekipy, na 40 sekund przed końcem, wlał Dardan Berisha, który również odpowiedział rzutem z daleka i goście prowadzili tylko 71:69, ale byli przy piłce. John Allen zablokował jednak Wiśniewskiego, a po chwili przy próbie zza łuku pomylił się Adam Waczyński.

Zegar wskazywał więc 15 sekund do końca, gdy piłkę przejął Krzysztof Szubarga i momentalnie ruszył do przodu. Dwukrotnie spróbował podania pod kosz, ale za każdym razem defensorzy Trefla uniemożliwiali to zagranie, więc rozgrywający Anwilu zdecydował się na rzut z daleka, a po chwili cała Hala Mistrzów eksplodowała w euforii, gdyż piłka wpadła na kosza na 2,5 sekund przed końcem!

- W tamtej akcji praktycznie nie myślałem, a wszystko robiłem odruchowo. Kilka chwil wcześniej trener powiedział, żeby spróbować w takich okolicznościach zagrać pick and rolla, albo po prostu podać do wysokiego. Take zagranie jednak nie wyszło i musiałem decydować się na rzut. Na szczęścia trafiłem - mówił po ostatniej syrenie bohater starcia.

Co ciekawe, do tego momentu Szubarga prezentował się dość przeciętnie - trafił tylko dwie z siedmiu prób z gry, spudłował także dwa rzuty wolne. Dodatkowo rozdał tylko cztery asysty, a dla porównania, playmaker Trefla Łukasz Koszarek miał ich aż dziesięć. Szubarga grał na tyle słabo, że na początku czwartej kwarty rozgrywaniem zajął się John Allen (w całym spotkaniu tylko dwa punkty, 0/7 z gry, ale oprócz tego siedem zbiórek i cztery asysty). Jakież szczęście więc dla włocławian, że pod koniec meczu trener Emir Mutapcić zdecydował się ponownie dać szansę polskiemu graczowi.

Przed pojedynkiem wiele mówiło się o tym, ze Trefl ma zdecydowaną przewagę na obwodzie i jeśli umiejętnie ją wykorzysta, wyjedzie z Włocławka z dwoma punktami na koncie. I praktycznie od pierwszej minuty wszystko wskazywało, że tak się stanie. Sopocianie już po dziesięciu minutach mieli na swoim koncie cztery celne rzuty za trzy i w pewnym momencie prowadzili nawet 18:6. I choć w drugiej kwarcie nie trafili żadnej dystansowej próby, Anwil w tym elemencie prezentował się jeszcze gorzej - tylko 1/8.

Dzięki skuteczności z daleka, a także dzięki kreatywności Koszarka (18 punktów i 10 asyst w całym meczu), Trefl wygrywał do przerwy 35:27, zaś tuż po zmianie stron swoje punkty dodał Adam Waczyński i goście wyszli na najwyższe tego dnia prowadzenie - 43:30, a kilka minut później 50:40. Wysokie prowadzenie uśpiło jednak sopocian i od 26. minuty to Anwil, mniej lub bardziej, przejął kontrolę nad meczem.

Wśród miejscowych brylował zwłaszcza Corlsey Edwards, który tym rym razem zaczął mecz z ławki. - Wszystko dlatego, że nie trenowałem z zespołem przez dwa ostatnie dni, bo byłem chory. Nawet teraz czuję się zmęczony, osłabiony i chyba mam gorączkę. Ale warto było się poświęcić - mówił po ostatniej syrenie środkowy Anwilu, który zaraz po wejściu na parkiet zdobył osiem punktów, zaś ogółem otarł się o double-double - miał 22 punkty i dziewięć zbiórek. Jego trafienia w trzeciej i czwartej kwarcie pozwalały włocławianom zachowywać nadzieję na korzystny rezultat. Amerykanin trafiał m.in. przy stanie 44:50 (akcja dwa plus jeden) czy 50:55 (dynamiczny wsad).

Co ciekawe, Anwil od samego początku miał problemy z rzutami trzypunktowymi, ale kiedy takich zagrań potrzeba było najbardziej - był bezbłędny. W ostatniej kwarcie do kosza wpadły cztery trójki: dwie Szubargi oraz po jednej Łukasza Majewskiego i Berishy. Ten ostatni to natomiast cichy bohater całego starcia - obok 16 punktów miał także siedem zbiórek i trzy asysty.

Tym samym włocławianie odczarowali Halę Mistrzów po raz pierwszy od pięciu spotkań, a zwycięstwo jest tym cenniejsze, że pozwoli zmazać plamę, jaką drużyna dała w meczu z ŁKS Łódź. Ponadto, zwycięstwo odniesione w ostatnich sekundach na pewno pozwoli graczom Anwilu nieco odetchnąć przed kolejnym spotkaniem i naładuje ich pozytywną energią, której tak brakowało po ostatniej porażce.

Anwil Włocławek - Trefl Sopot 72:71 (15:18, 12:17, 20:18, 22:18)

Anwil: Edwards 22, Berisha 16, Hajrić 12, Szubarga 11, Majewski 5, Lewis 4, Allen 2, Nowakowski 0, Wołoszyn 0

Trefl: Koszarek 18, Waczyński 17, Wiśniewski 11, Dylewicz 9, Turek 9, Burgess 5, Stefański 2, Cummings 0, Horne 0

Źródło artykułu: