- Zmontowali bardzo silny zespół. Są faworytem tego spotkania. Myślę, że będzie bardzo ciężko, ale liczymy na publiczność i na własny parkiet - ocenia zapytany o środowego rywala.
Pierwszoligowe rozgrywki nabierają tempa. Spójnia, podobnie, jak i inne ekipy nie miała zbyt wiele czasu na regenerację. W sobotę zespół z Pomorza Zachodniego pokonał na wyjeździe Sudety Jelenia Góra 71:54. Można, więc powiedzieć, że podopieczni Tadeusza Aleksandrowicza zrealizowali swój plan. - Bardzo chcieliśmy wygrać ten mecz. Naszym planem jest wygrywanie na wyjazdach z zespołami, które będą się trochę mniej liczyły. Mimo wszystko wydaje mi się, że Sudety będą walczyć raczej w dolnej połówce. Dlatego takie mecze, jak w Krośnie, czy Jeleniej Górze, trzeba wygrywać - wyjaśnia doświadczony szkoleniowiec.
Trzeci pojedynek w tym sezonie z udziałem Spójni nie rozpoczął się jednak po myśli przyjezdnych. To Sudety narzuciły swój styl i stargardzianie po raz pierwszy przez blisko dwadzieścia minut musieli gonić rywala. W dwóch wcześniejszych meczach sytuacja była zgoła odmienna. - Największa różnica to siedem punktów, więc nie jakaś wielka gonitwa - uśmiecha się Aleksandrowicz. - Wiedzieliśmy, że będą szukali szansy w agresywnej grze w obronie. Chodziło o to, żeby od początku zagrać z głową. Mówiliśmy, że nie możemy klepać piłki, a musimy się nią dzielić. Niestety na początku zupełnie tego nie realizowaliśmy. Po paru sekundach próbowaliśmy indywidualnych akcji i to przynosiło łatwe straty - przyznaje analizując dokładniej postawę swojej drużyny.
W drugiej połowie sytuacja wróciła już jednak do normy i faworyt tego starcia przejął inicjatywę, której już nie stracił. - Wzmocniliśmy defensywę. Graliśmy spokojniej w ataku i bardziej zespołowo. To dość szybko przyniosło dziesięć punktów przewagi i do końca mogliśmy kontrolować mecz - relacjonuje Aleksandrowicz. Co zatem usłyszeli jego Koszykarze? Czy odprawa w szatni była nerwowa? - Ostra rozmowa jest wtedy, kiedy ktoś się nie stara. Jeżeli zawodnicy się starają, a zapominają o realizacji założeń trzeba udzielić im wskazówek, a nie krzyczeć - kończy.