Obie drużyny rozpoczęły spotkanie bardzo ambitnie, jednak różnica między beniaminkiem a ekipą z Kołobrzegu polegała na tym, że skuteczność była zdecydowanie po stronie zawodników trenera Tomasza Mrożka. Łodzianie stracili swoją główną broń, jaką były w poprzednich meczach rzuty za 3 punkty.
10-punktową przewagę Kotwica wypracowała głównie dzięki "trójkom" Łukasza Wichniarza i wydawało się, że z każdą minutą różnica między drużynami będzie rosła. Końcówka drugiej i początek trzeciej kwarty należały jednak do gospodarzy, którzy po rzucie zza linii 6,75 w wykonaniu Jermaine'a Malletta w 1. minucie trzeciej odsłony, doprowadzili do remisu i wszystko rozpoczynało się od początku.
Kolejny fragment gry to fantastyczna skuteczność z obu stron, czego efektem wysoki wynik trzeciej kwarty - 30:29 dla ŁKS-u. Także i ostatnia część meczu była wyrównana, a prowadzenie zmieniało się jak w kalejdoskopie i żadna z drużyn nie mogła być pewna zwycięstwa.
Kibiców, którzy znów w liczbie ponad czterech tysięcy, zjawili się w Atlas Arenie, elektryzowała zwłaszcza rywalizacja Wichniarza i Jessiego Sappa z parą Mallett - Kirk Archibeque. To jednak ci pierwsi trafiali w końcówce częściej do kosza, dzięki czemu ich zespół odskoczył na kilka "oczek". Łodzianie chcieli jeszcze zniwelować straty, jednak 3 ofensywne zbiórki w jednak akcji na minutę przed końcową syreną, które zanotowali goście, przesądziły o losach tego spotkania.
ŁKS Łódź - Kotwica Kołobrzeg 87:94 (17:27, 21:14, 30:29, 19:24)
ŁKS: Mallett 27, Archibeque 23, Holmes 10, Kalinowski 8, Sulima 8, Bartoszewicz 6, Dłuski 3, Trepka 2, Szczepaniak 0, Kenig 0.
Kotwica: Wichniarz 24, Sapp 23, Holmes 21, Harris 12, Djurić 6, Diduszko 5, Brandwein 3, Rduch 0, Bajtus 0 , Kwiatkowski 0.
Sędziowali: Trawicki, Imiołek i Mordal.