To miało być święto koszykówki i historyczny dzień w Łódzkim Klubie Sportowym. Kibice chcieli pobić rekord frekwencji, zaś zawodnicy mieli pokonać Śląsk Wrocław w spotkaniu zespołów, zamykających tabelę Tauron Basket Ligi, ale zarazem klubów z bardzo bogatą historią i tradycjami. Łodzianie mogą być po meczu nieco rozczarowani, gdyż żaden z tych celów nie został zrealizowany. Mimo to kibice obejrzeli ciekawe widowisko, a atmosfera, stworzona przez kibiców, była wyjątkowa.
Choć na trybunach wśród licznej publiczności prześwitywały puste miejsca, a to oznaczało, że rekord raczej nie padnie, zawodnicy ŁKS-u chcieli wypełnić chociaż swoją część sobotniego zadania. Za sprawą głównie świetnie dysponowanego Dariusza Kalinowskiego, który 3-krotnie trafił (ze 100-procentową skutecznością) w pierwszej kwarcie za 3 punkty, gospodarze szybko objęli nawet 10-punktowe prowadzenie. Swoje punkty dorzucali także Jermaine Mallett i brylujący pod koszami Kirk Archibeque i wydawało się, że przewaga gospodarzy może w dalszej części spotkania rosnąć.
Śląsk szybko się jednak otrząsnął z lekkiego szoku, wywołanego ponad 9-tysięczną publicznością i zaczął odrabiać straty. Tak jak zapowiadaliśmy przed meczem, w ekipie trenera Miodraga Rajkovicia nie wyłoniła się żadna gwiazda, ale grająca na równym poziomie szóstka-siódemka graczy, z minuty na minutę coraz lepiej radziła sobie z beniaminkiem z Łodzi.
Wraz z upływem czasu Śląsk wyszedł na prowadzenie i swoją przewagę mozolnie, ale nieustannie powiększał. Kluczem do zwycięstwa w Atlas Arenie była skuteczność - dobra w wykonaniu gości i fatalna w łódzkich szeregach. Zaledwie 35 procent celnych rzutów za 2 punkty, 29% za 3 i aż 8 przestrzelonych rzutów wolnych - takie statystyki na poziomie ekstraklasy nie przystoją i nie pozwalają na myślenie o końcowym sukcesie.
Tymczasem wrocławianie boleśnie punktowali gospodarzy. Sześciu graczy trafiło do kosza zza linii 6,75, także sześciu przekroczyło granicę 10 zdobytych punktów, a stawiany przed meczem na straconej pozycji w starciu z Archibeqiem Aleksandar Mladenović radził sobie bardzo dobrze, zbierając kilka ważnych piłek z obu tablic.
Goście stopniowo zwiększali przewagę i łodzianie już nie zagrozili Śląskowi, który dowiózł prowadzenie do końcowej syreny. Choć imponująca, to jednak także liczba 9128, określająca kibiców, którzy zjawili się w Atlas Arenie, nie była tą, na którą czekano (dotychczasowy rekord to 10015) i nie wywołała aplauzu na trybunach. W ŁKS-ie zapowiadają jednak, że już niedługo podjęta zostanie kolejna próba.
ŁKS Łódź - Śląsk Wrocław 69:85 (23:17, 14:26, 16:23, 16:19)
ŁKS: Archibeque 23, Kalinowski 12, Mallett 12, Dłuski 10, Sulima 5, Trepka 4, Szczepaniak 2, Holmes 1, Kenig 0.
Śląsk: Skibniewski 15, Calhoun 15, Graham 12, Vairogs 12, Mladenović 11, Bogavac 11, Buczak 7, Sęk 2, Koelner 0, Zyskowski 0, Niedźwiedzki 0.
Sędziowali: Calik, Liszka i Czajka.
Widzów: 9128.