Pojedynek trenerskiej młodzieży w derbach Mazowsza - przed meczem Rosa Radom - Znicz Basket Pruszków

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Rosa Radom i Znicz Basket Pruszków poniosły już w tym sezonie po dwie porażki. Aby ugruntować swoją pozycję w ligowej tabeli, na kolejną wpadkę nie mogą sobie pozwolić. Bezpośredni pojedynek będzie miał także dodatkowy prestiż związany z derbową rywalizacją oraz spotkaniem trenerów młodego pokolenia.

W tym artykule dowiesz się o:

Radomianie wygrali cztery, a pruszkowianie trzy mecze. Ze względu jednak na pauzę tych drugich, obie ekipy dzielą aż cztery lokaty. Porównanie domowych gier Rosy oraz wyjazdowych Znicza wskazuje jednak wyraźnie na gospodarza sobotniego meczu. Podopieczni Piotra Ignatowicza u siebie radzą sobie znakomicie, a przekonał się o tym nawet prowadzący w tabeli Sokół Łańcut. Zespół z Pruszkowa tymczasem nie wygrał jeszcze na wyjeździe, przegrywając w Szczecinie oraz Przemyślu. Własny parkiet jest więc atutem obu drużyn, gdyż i Rosa do ostatniej kolejki miała problem z odniesieniem wyjazdowego sukcesu. Kłopot w tym, że w sobotę tylko jeden z teamów zagra na swoim parkiecie, a będzie to właśnie Rosa.

Goście wierzą, że przełamią też inną serię. Bilans bezpośrednich pojedynków z Rosą jest dla nich niekorzystny, lecz warto podkreślić, że z meczu na mecz koszykarze Michała Spychały czynią stały postęp. Jeśli i teraz tak będzie, to zwycięstwo mają w kieszeni. Przyjezdni niechętnie wspominają inaugurację ubiegłych rozgrywek, gdyż przegrali w Radomiu z ówczesnym beniaminkiem 98:55. W rewanżu było już tylko 76:71 dla Rosy, lecz najbardziej wyrównany pojedynek miał miejsce dwa miesiące temu na przedsezonowym sparingu. Mimo że w grach kontrolnych pruszkowianie radzili sobie świetnie, to uważanej za kandydata do awansu Rosie nie dali rady, przegrywając 79:78. Teraz mecz będzie jednak zupełnie inny. Z jednej strony do składu dołączył Marcin Kosiński, a z drugiej wypadł czołowy gracz tamtego spotkania, Alan Czujkowski.

Indywidualne osiągnięcia większą uwagę zwracają na przyjezdnych, których lider - Marek Szumełda-Krzycki zdobywa średnio piętnaście punktów na mecz. Jeszcze czterech innych graczy w klasyfikacji strzelców wyprzedza najlepszego snajpera rywali, Marcina Kosińskiego. Trzeba jednak pamiętać, że statystyki Rosy wynikają ze słabego początku rozgrywek. Wydaje się, że radomianie swój rytm złapali dopiero w dwóch ostatnich spotkaniach gromiąc Start Lublin 82:44 i wygrywając na trudnym terenie w Dąbrowie Górniczej. Końcówka tego pojedynku wykazała jednak kilka mankamentów, które mogły kosztować Rosę porażkę w wygranym meczu. - Przytrafiło nam się rozluźnienie i dekoncentracja w końcówce. Mieliśmy szanse odskoczyć, ale wdarło się w nasze szeregi trochę za dużo luzu i przeciwnicy zaczęli trafiać. Na szczęście utrzymaliśmy przewagę do końca - powiedział po meczu w Dąbrowie Górniczej Kosiński, którego lepsza forma przełożyła się też na dyspozycję zespołu. We wspomnianych ostatnich grach zdobywał odpowiednio piętnaście i czternaście oczek, co jest bez porównania lepszym rezultatem niż te osiągane na początku rozgrywek.

Lepiej prezentuje się też rozgrywający, Rafał Glapiński, a środkowy Hubert Radke jest jednym z dominatorów w I lidze, jeśli chodzi o walkę pod tablicami. Ostatnio koszykarz, który po wakacjach powrócił do Rosy zebrał szesnaście piłek. Zawodzi na razie jedynie Tomasz Pisarczyk, który niczym się nie wyróżnia, a trener Piotr Ignatowicz daje mu co raz mniej minut na parkiecie.

Sobotni mecz będzie też rywalizacją dwóch młodych szkoleniowców, którzy zupełnie inaczej pokierowali swoją karierą. Spychała prowadzący obecnie Znicz Basket rzemiosła uczył się pracując w Polonii 2011 u boku Mladena Starcevicia. Z kolei Ignatowicz już od kilku lat samodzielnie prowadzi Rosę, najpierw, jako grający trener, a teraz z jeszcze młodszym Markiem Łukomskim w roli asystenta. To właśnie Ignatowicz wywalczył najpierw awans do I ligi, a następnie z powodzeniem radził sobie na tym poziomie. Teraz przed nim kolejne zadanie, które będzie łatwiejsze, jeśli jego zespół podtrzyma passę zwycięstw na własnym parkiecie.

Jak wiadomo, derby rządzą się swoimi prawami. Dlatego historia spotkań, indywidualne statystyki, czy sytuacja w tabeli przestaną mieć znaczenie wraz z pierwszym gwizdkiem sędziego. Ten zabrzmi w radomskiej hali w sobotę, 5 listopada o godz. 18:00.

Źródło artykułu: