CCC Polkowice, AZS PWSZ Gorzów, Lotos Gdynia i na końcu Wisła Can-Pack Kraków. Tak wyglądał ostatnio terminarz bydgoskiej drużyny. Nic zatem dziwnego, że zawodniczki Adama Ziemińskiego właściwie dopiero teraz przystępują do prawdziwej rywalizacji w rozgrywkach i grę o play-off.
- Zdecydowanie rywalki były od nas silniejsze fizyczne - odpowiada skrzydłowa Agnieszka Szott. - Wiślaczki już na początku postawiły nam trudne warunki, choć nie poddałyśmy się, bo w czwartej kwarcie przewaga krakowianek spadła do czterech punktów. Szansa na triumf jest zawsze. Nie ma co jednak ukrywać, że Biała Gwiazda to znacznie silniejszy zespół od Artego.
- Nawet w przypadku braku takich zawodniczek jak Ewelina Kobryn lub Erwin Philips taka drużyna jak Wisła ma dobrych zmienników. Nic więc dziwnego, że rywalki z powodzeniem grają na parkietach Euroligi. Dlatego wypada się cieszyć z tak nikłej porażki, bo mogliśmy przecież przegrać różnicą 20-30 punktów - dodała Szott.
- Po informacji o kontuzjach rywalek pojawiła się myśl o szansie na triumf. Przecież Kobryn to najlepsza krajowa zawodniczka. Jednak wówczas inne koszykarki potrafiły wziąć na siebie ciężar gry. Było dużo indywidualności, jak chociażby Nicole Powel, która w odpowiednich momentach brała na siebie ciężar zdobywania punktów. To jest niesamowicie silna, skoczna koszykarka i przeciwko jej grało się niezwykle ciężko - podsumowała Szott.
Lidera bydgoskiego zespołu nie mogła do końca nachwalić się grę amerykańskiej gwiazdy krakowskiego zespołu. - Trudno się broni przeciwko liderce Wisły, bo z każdej sytuacji potrafi znaleźć wyjście. Czy to na skrzydle lub na dystansie, gdyż jest to kompletna gwiazda. Nie wiedziałam czasami jak się zachować w obronie, gdyż starałam się kryć ją niezwykle mocno, choć nawet to czasami nie pomagało - zakończyła skrzydłowa Artego.