Początek starcia piątej z dziesiątą ekipą w tabeli zapowiadał łatwą, planową wygraną gospodarzy. Spójnia wykorzystała brak Przemysława Łuszczewskiego, który na parkiecie pojawił się dopiero jako zmiennik. Okazję do rehabilitacji mieli więc wysocy, którzy zdobyli pierwsze osiem punktów dla miejscowych. Szalał Łukasz Bodych, na którego mimo dobrych ostatnich występów Huberta Pabiana postawił trener Tadeusz Aleksandrowicz. Stargardzianie prowadzili 8:2, lecz łatwość, z jaką ogrywali rywala wprowadziła nadmierne rozluźnienie, którego później nie udało się już opanować. Start dochodził do pozycji rzutowych, co wykorzystywali rozgrywający, Kamil Michalski oraz najlepszy strzelec gości, Paweł Kowalski. Po "trójce" Adama Parzycha było 16:9 i jak się miało okazać Spójnia na większą różnicę nie odskoczyła rywalowi aż do końcowej syreny.
W drugich dziesięciu minutach dwoił i troił się Łuszczewski, lecz kilkupunktowa przewaga długo nie chciała zmaleć. Do akcji wkroczyli jednak sędziowie, którzy w niezrozumiałej sytuacji ukarali przewinieniem technicznym Jarosława Kalinowskiego. To na wychowanka Zastalu Zielona Góra nie wpłynęło pozytywnie, bo rozgrywający zakończył środowy pojedynek z dziewięcioma nieudanymi rzutami. Do remisu doprowadził tymczasem Kowalski i to podopieczni Dominika Derwisza przejęli ster nad boiskowymi wydarzeniami. Zespół z Zachodniopomorskiego grał zrywami, lecz będący w uderzeniu goście skutecznie odpowiadali, a po dwudziestu minutach prowadzili nawet trzema oczkami, czym przerwali świetną passę Spójni, dla której była to pierwsza sytuacja, gdy do szatni musiała się udawać, jako zespół goniący.
Mimo że po zmianie stron Spójnia grała fatalnie o przerwę przy prowadzeniu Startu 43:38 poprosił trener Derwisz. Rzeczywiście jego koszykarze też nie potrafili złapać odpowiedniego rytmu, co podtrzymywało nadzieje miejscowej publiczności. Największe owacje otrzymał młody Filip Dylik, który w trzeciej kwarcie pojawił się na parkiecie wobec słabszej dyspozycji innych graczy oraz problemów z przewinieniami dobrze się spisującego Tomasza Stępnia. Mimo że stargardzianie zdołali nawet wyjść na prowadzenie, to ich strata po trzydziestu minutach nie zmalała za sprawą niezmordowanego Kowalskiego.
Po kolejnej "trójce" Kowalskiego Start prowadził 57:53. Chwilę później doszło jednak do wydarzenia, które odmieniło losy spotkania. Najpierw odpowiedział Parzych, a następnie Kowalski faulował po raz piąty. Na stargardzkiej ławce odetchnęli z ulgą, lecz mecz nie był jeszcze wygrany. Serią punktów popisał się Stępień, który pozwolił Spójni odskoczyć na pięć punktów. Gdy wydawało się, że wszystko już jasne drugi oddech złapali sędziowie środowego meczu, którzy do spółki z przyjezdnymi doprowadzili do dramatycznej końcówki. Faul Pabiana zakwalifikowany jako umyślny na punkty zamienili Łuszczewski i Michalski, a na niespełna minutę do końca do remisu doprowadził Michalski, który mógł zapewnić swojej drużynie komfortowe prowadzenie, ale nie wykorzystał wszystkich rzutów wolnych. To zemściło się okrutnie, a rywali rzutem z za linii 6,75 metra skarcił Pabian i piąta wyjazdowa porażka Startu stała się faktem.
Spójnia Stargard Szczeciński - MKS Start Lublin 71:66 (20:16, 15:22, 14:14, 22:14)
Spójnia: Parzych 15, Stępień 13, Bodych 12, Grudziński 10, Ochońko 9, Pabian 6, Soczewski 6, Dylik 0, Kalinowski 0, Wójcik 0.
Start: Kowalski 22, Michalski 13, Łuszczewski 12, Myśliwiec 7, Szymański 7, Prażmo 3, Pustelnik 2, Aleksandrowicz 0, Król 0.