La'Marshall Corbett: Powinienem był dać z siebie więcej

W trzech ostatnich spotkaniach La’Marshall Corbett był pierwszym strzelcem Siarki Jezioro Tarnobrzeg i choć przeciwko Anwilowi Włocławek nie zagrał na poziomie, do którego przyzwyczaił, po meczu był jednym z tych, którzy mogli się szeroko uśmiechnąć. Tarnobrzeżanie pokonali bowiem wicelidera tabeli 109:104. Niemniej sam Amerykanin ma do siebie wiele pretensji o sobotni występ.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

Do Tarnobrzega Anwil Włocławek jechał po pewne dwa punkty. Nikt w zespole z Kujaw nie podejrzewał, że spotkanie może zakończyć się innym wynikiem, niż wysokim zwycięstwem gości. Jakież było więc zdziwienie przyjezdnych, gdy już na początku spotkania koszykarze Siarki Jezioro objęli prowadzenie 12:4. Tym samym, zanim mecz na dobre się rozpoczął, Anwil już miał kilka oczek straty i musiał gonić.

- Nas kompletnie nie interesowało to, że Anwil jest od nas zespołem bardziej doświadczonym, że mają szerszy skład, czy cokolwiek innego. Byliśmy nastawieni na walkę do ostatnich chwil i bardzo wierzyliśmy, że możemy ten mecz wygrać - tłumaczy La’Marshall Corbett, jeden z czterech amerykańskich koszykarzy Siarki Jezioro, notabene jej najlepszy strzelec w trzech ostatnich spotkaniach.

Jak się okazało, kilkupunktowe prowadzenie gospodarzy na początku spotkania było bardzo symptomatyczne, wszak tak wyglądał cały mecz: podopieczni Dariusza Szczubiała żmudnie budowali swoją przewagę przez kilka minut, by później zupełnie oddać pole gry włocławianom, którzy dochodzili rywala. Było już zatem 33:24, by na koniec drugiej kwarty zrobiło się tylko 44:41 oraz 62:47 w połowie trzeciej kwarty, by na początku czwartej Anwil objął prowadzenie 74:73.

- Myślę, że o to możemy mieć do siebie najwięcej pretensji. Ten mecz powinien być wygrany przez nas dużo wcześniej. Zwłaszcza w trzeciej kwarcie wygrywaliśmy już różnicą piętnastu oczek i powinniśmy tę przewagę spokojnie zachować. Niestety nie udało się, Anwil nas doszedł i mieliśmy morderczą końcówkę. Cokolwiek działo się na parkiecie, żaden z nas nie porzucił nadziei i wiary w końcowy sukces - wyjaśnia Amerykanin.

Anwil wygrywał zatem 74:73, ale także 84:80 i 93:90 na niespełna trzy sekundy do końca meczu. Wówczas jednak kapitalną trójką popisał się Przemysław Karnowski i tarnobrzeżanie doprowadzili do dogrywki, w której okazali się lepsi. - Ten rzut Przemka to był łut szczęścia. Ta akcja nie miała tak wyglądać, bo mieliśmy grać piłkę do kogoś innego, ale Anwil dobrze bronił i odciął naszych strzelców. Na szczęście Przemek pokazał, że jest wielkim graczem. Wtedy, po tym rzucie, byłem już pewien, że Anwil się nie podniesie i ten mecz jest nasz - opowiada Corbett.

Spotkanie pomiędzy Siarką Jezioro a Anwilem wzbudziło wiele sportowych emocji, ale niestety pomiędzy nimi zdarzyła się sytuacja, która nie powinna mieć miejsca. Sędziowie spotkania, by orzec czy przyjezdni oddali rzut jeszcze w czasie 24 sekund czy już po nim, skorzystali z analizy wideo, co jest niezgodne z regulaminem. - Ja nie będę komentował, rozważał czy mogli skorzystać z tego zapisu czy nie. Wszyscy widzieliśmy, że gracz Anwil oddał rzut już po czasie i uważam, że sędziowie zrobili dobrze sprawdzając ten moment na wideo - dodaje Amerykanin.

La’Marshall Corbett spędził na parkiecie 27 minut, podczas których rzucił dziewięć punktów (0/1 za dwa, 3/5 za trzy), popełnił pięć fauli, miał trzy asysty, wymusił trzy faule, zebrał jedną piłkę i popełnił stratę. Rzucał, gdy jego zespół był na fali, ale gdy Anwil gonił, najczęściej faulował i summa summarum końcówkę meczu oglądał z ławki. We wcześniejszych trzech spotkaniach zdobywał przeciętnie 22 punkty. - O to mam do siebie wiele pretensji, bo poprzednie mecze pokazały, że mogę grać o wiele lepiej. Od początku meczu miałem jednak problemy z faulami i dlatego nie udało mi się wejść w rytm meczowy. Powinienem był dać z siebie jednak więcej. Najważniejsze, że chłopacy dali radę i wygraliśmy ważny mecz - kończy amerykański rzucający.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×