Adam Popek: Spotkanie z KK ROW Rybnik myślę, że śmiało można uznać za jedno z lepszych w waszym wykonaniu. Zresztą końcowy wynik mówi sam za siebie.
Petra Ujhelyi: To prawda, zagrałyśmy całkiem niezłe zawody. Fakt faktem, sam początek trudno zaliczyć do udanych, bo rywal w tych pierwszych minutach był stroną wiodącą i to on przez kilka chwil utrzymywał się na prowadzeniu, ale potem to my przejęłyśmy inicjatywę i tak naprawdę utrzymałyśmy ją do samego końca. W zasadzie przez nieco ponad trzydzieści minut dyktowałyśmy warunki gry i to bez wątpienia jest czynnikiem wartym uwagi. A słabszy początek myślę, że był efektem takiego braku wejścia w odpowiedni rytm. Grałyśmy zbyt opieszale i nie mogliśmy tym zaskoczyć rywala. Z czasem jednak sytuacja wróciła do normy, zespół ogólnie zaczął lepiej funkcjonować i jak mogliśmy się przekonać, to Wisła po końcowej syrenie mogła cieszyć się ze zwycięstwa.
Poza tym wspomnianym przez Ciebie początkiem dominowałyście nad rywalem niemal w każdym elemencie gry.
- Byłyśmy bardzo dobrze przygotowane do tego meczu i chciałyśmy za wszelką cenę chciałyśmy udokumentować naszą wyższość. Wiedziałyśmy, że zespół z Rybnika jest bardzo nieobliczalny i potrafi wygrać w zasadzie z każdym, co zresztą udowodnił już w tym sezonie. Doskonale zdawałyśmy sobie sprawę z tego, że nie będzie to dla nas łatwa przeprawa i aby zwyciężyć, będziemy musiały zostawić na parkiecie sporo zdrowia. W związku z tym byłyśmy maksymalnie skupione na samej rywalizacji i myślę, że takie podejście przyniosło satysfakcjonujące rezultaty. Oczywiście nie można do nich zaliczyć pierwszych fragmentów spotkania, ale potem było już znacznie lepiej.
Sądzę zatem, że możecie być z siebie zadowolone.
- Owszem, cieszymy się z tej wygranej, aczkolwiek nie popadamy w żaden zachwyt. To tylko jedno z wielu spotkań i jeszcze mnóstwo podobnych albo cięższych przepraw przed nami. Ale jestem zadowolona przede wszystkim z tego, że znów gramy coraz lepiej, notujemy taką tendencję zwyżkową. Od pamiętnej porażki z Rivas Ecopolis na własnym parkiecie nie poniosłyśmy żadnej porażki, a pojedynek z Rybnikiem był już trzecim z rzędu zwycięskim bojem. Zresztą już przed tygodniem w Lesznie rozegrałyśmy dobre zawody i to była poniekąd zapowiedź tego, że teraz będzie już tylko lepiej. Niezłą formę potwierdziliśmy także w Chorwacji i w sobotni wieczór również zaprezentowałyśmy się z dobrej strony. Mamy zatem powody do optymizmu, bo powolutku wykonujemy kolejne kroczki do przodu, coraz lepiej funkcjonujemy jako kolektyw i zauważalny jest pewien progres, co chyba w tym wszystkim jest najważniejsze.
Warto dodać też, że w końcu zagrałyście przez całe spotkanie na w miarę równym poziomie. Ostatnimi czasy nieczęsto się to zdarzało.
- Dokładnie tak. Ten fakt bez wątpienia również można zaliczyć na naszą korzyść, bo przestoje jakie do tej pory notowałyśmy wielokrotnie bardzo utrudniały nam zadanie. Niemniej jednak tym razem nie było mowy o jakimkolwiek niepowodzeniu czy kłopotach. W końcu dysponowaliśmy o wiele dłuższą ławką niż rywal i jako zespół mogliśmy pozwolić sobie na znacznie większą rotację w składzie. A chyba nikogo nie trzeba przekonywać jak ważny jest to czynnik. Zresztą pod względem poszczególnych personaliów również miałyśmy przewagę, więc po prostu musiałyśmy to wykorzystać.
Ponadto, w waszym zespole wreszcie niemal wszystkie zawodniczki są zdolne do gry. Przypuszczam, że to również ma pozytywne przełożenie na osiągane wyniki?
- Oczywiście. Bez dwóch zdań jest to pomocne, bo do tej pory jak wiadomo nie zawsze miałyśmy tak komfortową sytuację pod tym względem. A jeśli chce się rywalizować przez 40 minut na wysokim poziomie to po prostu trzeba mieć odpowiednie zaplecze w postaci minimum dziesięciu graczy. Wtedy w składzie jest o wiele większa rotacja i trener za każdym razem ma o wiele większe pole manewru, jeśli chodzi o poszczególne personalia. Dzięki temu też możliwe jest utrzymywanie w miarę równego poziomu przez cały okres rywalizacji, bo na każdej pozycji są przynajmniej dwie zawodniczki i w momencie gdy jedną dogania zmęczenie, na parkiecie od razu pojawia się zmienniczka. I myślę, że w naszym przypadku jak dotąd właśnie tego brakowało. To już jednak na szczęście za nami i liczę, że teraz za każdym razem będziemy prezentować co najmniej przyzwoity poziom.
Ostatnimi czasy znacznie poprawiłyście też defensywę.
- Zgadza się, choć nie uważam, żeby obrona w tym sezonie jakoś wielce szwankowała w naszym przypadku. Myślę, że większe kłopoty miałyśmy z atakiem. W tej formacji, bowiem najbardziej widać było brak zgrania i wzajemnego zrozumienia. Przez to właśnie niektóre nasze mecze nie wyglądały tak jak powinny i w naszych szeregach dominował indywidualizm. Musiałyśmy dopiero lepiej się poznać i nauczyć razem funkcjonować, by to zmienić. A defensywa akurat myślę, że zawsze spisywała się w miarę poprawnie. Niemniej jednak również zauważam, że i w tym względzie widać pewien progres.
To wszystko bez wątpienia napawa optymizmem przed kolejnym pojedynkiem w Eurolidze, jaki stoczycie w najbliższą środę w Koszycach.
- Tak, ale jak na razie nie myślałyśmy za wiele o tym spotkaniu, ani nie analizowaliśmy specjalnie gry przeciwnika. Na to przyjdzie czas od poniedziałku, kiedy to faktycznie rozpoczniemy przygotowania stricte pod mecz z Dobrymi Aniołami. Oczywistym jest jednak, że jest to kolejna potyczka, którą chcemy rozstrzygnąć na naszą stronę i zrobimy wszystko, by tak się stało. Mam nadzieję, że zagramy na jeszcze lepszym poziomie niż w sobotę i zgarniemy komplet punktów, który bez wątpienia byłby bardzo przydatny.
Niemniej jednak, podobnie jak w zeszłym tygodniu przyjdzie wam wystąpić na wyjeździe, więc to z pewnością nie ułatwi drogi do celu.
- To fakt. Tak się akurat złożyło, że rozpoczyna się runda rewanżowa i dwa pojedynki z rzędu przychodzi nam rozegrać w obcej hali. Myślę jednak, że nie będzie to miało jakiegoś negatywnego przełożenia na naszą postawę. Zresztą rozgrywki Euroligi są bardzo długie i podobnych pojedynków przyjdzie nam stoczyć bardzo wiele, więc nie skupiamy się na czynnikach pobocznych tylko na samej sportowej rywalizacji. Nie ma sensu zbyt intensywnie rozmyślać czy wyglądać daleko do przodu. Dla nas liczy się teraz tylko to co będzie miało miejsce na parkiecie w najbliższą środę.
Mecz z Good Angels będzie miał też duże znaczenie dla układu górnej części tabeli grupy C, więc ewentualna wygrana będzie tym bardziej cenna.
- Zdajemy sobie z tego sprawę, dlatego będziemy dążyć do zwycięstwa. Mam świadomość, że po drodze pechowo zgubiłyśmy kilka punktów, ale w tym sezonie Euroligi w każdej z grup ma miejsce wiele niespodzianek, więc nie tylko nam przytrafiły się takie wpadki. Dlatego jedyne, co pozostaje to spróbować wygrać tyle meczów, ile mamy przed sobą i nie oglądać się wstecz.
Czym twoim zdaniem jest spowodowane to, że mamy okazję obserwować tyle zaskakujących wyników?
- Takie właśnie są kobiety. Z nami nigdy nic nie wiadomo (śmiech). A tak poważnie to w koszykówce często tak jest, że dany zespół ma swój dzień i po prostu wszystko mu wychodzi, a przeciwnik z kolei nie może złapać swojego rytmu. Czasem jest to też kwestia tego, że poszczególne zawodniczki przesądzają o losach rywalizacji. Wiele czynników na to wpływa, ale taki jest właśnie sport. Nieprzewidywalny.