Postawa starogardzkiego teamu w tym sezonie woła o pomstę do nieba. "Farmaceuci" wygrali zaledwie cztery z piętnastu dotychczasowych spotkań. Co więcej, nic nie wskazuje na to, by ta sytuacja miała się zmienić. Mecz przeciwko Politechnice dobitnie odsłonił wszystkie słabości zespołu ze Starogardu Gdańskiego. Z meczu na mecz coraz bardziej uwidacznia się bezradność ekipy, która jeszcze nie tak dawno zdobywała Puchar i Superpuchar Polski.
W starciu z ekipą Mladena Starcevicia Polpharma stawiana była w roli zdecydowanego faworyta. Trudno się temu dziwić. Wcześniej warszawski zespół przegrał dziesięć spotkań z rzędu i mało prawdopodobny wydawał się scenariusz, w myśl którego drużyna ta miałaby przejść nagłą metamorfozę. Rzeczywistość okazała się jednak zupełnie inna. "Kociewskie Diabły" nie tylko nie zdołały wygrać z rywalem, ale też o dziwo nie były w stanie nawet nawiązać z nim walki.
Drużyna Starcevicia swoją wyższość podkreśliła już na samym początku starcia. Skuteczni w ataku byli liderzy warszawskiej ekipy na czele z Piotrem Pamułą. Co ciekawe, gospodarze nie mieli żadnych problemów z przełamaniem defensywy rywali, która w tym sezonie, łagodnie to określając, przypomina szwajcarski ser. Dobitnym dowodem na to jest fakt, że w sumie w pierwszej kwarcie miejscowi zaaplikowali przyjezdnym 33 punkty. Polpharma starała się odpowiadać jedynie skutecznymi akcjami Jeremy'ego Simmonsa i powracającego po kontuzji Tomasza Śniega. To jednak było zdecydowanie za mało.
Losy tego pojedynku rozstrzygnęły się właściwie już na początku drugiej partii. Michał Nowakowski, Leszek Karwowski i spółka zrobili swoje. Goście swoje pierwsze punkty w tej kwarcie zdobyli dopiero po niespełna 5 minutach gry. Nie można również pominąć faktu, że w tym fragmencie meczu trafili zaledwie dwa rzuty z gry! Miejscowi natomiast prezentowali się jak natchnieni, konsekwentnie budując swoją przewagę. Po 20 minutach prowadzili już 62:28!
Wydawało się, że po przerwie Polpharma postara się nieco zniwelować te straty. Przyjezdni jednak nie mogli w żaden sposób zatrzymać rozpędzonych koszykarzy Politechniki, którzy nadal prezentowali się niewiarygodnie skutecznie. Po stronie gości dwoił się i troił jedynie lider "Farmaceutów", Tony Weeden. Amerykański snajper w pojedynkę jednak nie był w stanie nic zdziałać.
Ostatnia partia była już tylko formalnością. Jedyne co udało się Polpharmie zdziałać w tym fragmencie meczu, to zniwelowanie strat do "zaledwie" 20 punktów, co jednak nie zmienia faktu, że podopieczni trenera Wojciecha Kamińskiego doznali kolejnej kompromitującej porażki. "Farmaceuci" nie znajdują się co prawda na samym dole tabeli, jednak na pewno dna sięgają pod względem dyspozycji, wyników i co za tym idzie, realizacji tegorocznych założeń.
- Po raz kolejny jest mi wstyd. W ogóle nie widać efektów pracy. Zawodnicy może nie tyle, że nie chcą realizować założeń, co po prostu im to nie wychodzi. Szukam też oczywiście winy u siebie. Na pewno są potrzebne zmiany. Jeżeli prezes uzna, że to ja jestem winny, to na pewno nie będę się z nim kłócił - powiedział po tym spotkaniu trener Kamiński.
Miejscowi tym meczem przełamali niechlubną passę dziesięciu porażek z rzędu. Polpharmę pokonali po raz drugi w tym sezonie. Po raz kolejny trener Starcević mógł liczyć na swoich liderów. Gospodarze zagrali bardzo skutecznie i zdominowali rywala niemal w każdym elemencie koszykarskiego rzemiosła. Kibice stołecznego klubu wreszcie mogli zobaczyć w akcji taką drużynę, którą chcą oglądać.
- Zakładaliśmy sobie przed meczem, że musimy wyeliminować zagraniczny zaciąg Polpharmy. To prawie nam się udało. Tony Weeden jednak otworzył się dopiero w drugiej połowie. To było za mało za naszą dyspozycję. Takie zwycięstwo było nam bardzo potrzebne. Mam nadzieję, że będziemy teraz grali lepiej - skomentował spotkanie Łukasz Wilczek.
W szeregach gości natomiast nie po raz pierwszy w tym sezonie zawiedli gracze, którzy mają stanowić trzon drużyny. Totalnie bezproduktywni byli Michael Hicks i Patrick Okafor, który jak na razie poza kilkoma przebłyskami, w niczym nie przypomina zawodnika sprzed lat. Postawa starogardzkiego zespołu przyprawia o frustrację nie tylko działaczy klubu, ale przede wszystkim kibiców. Po takich pojedynkach jednak trudno być optymistą.
- Każdy z nas powinien spojrzeć na siebie i ocenić własną postawę. Prawdę mówiąc, Polpharma w takim składzie, w jakim obecnie gra, przyjeżdżając do Warszawy nawet bez trenera, powinna sobie poradzić z Politechniką, nie ujmując przy tym nic drużynie rywala - spuentował spotkanie obrońca starogardzkiego teamu, Grzegorz Arabas.
92:72
(33:21, 29:7, 23:25, 7:19)
AZS PW: Piotr Pamuła 21, Michał Nowakowski 14, Leszek Karwowski 12, Mateusz Ponitka 11, Patryk Pełka 8, Łukasz Wilczek 7, Michał Michalak 6, Marek Popiołek 6, Marcin Kolowca 4, Jarosław Mokros 3.
Polpharma: Tony Weeden 24, Tomasz Śnieg 13, Jeremy Simmons 11, Grzegorz Arabas 8, Piotr Dąbrowski 4, Adam Metelski 4, Michael Hicks 3, Marcin Nowakowski 3, Daniel Wall 2, Patrick Okafor 0.