- Zdaję sobie sprawę, że gramy tak naprawdę składem I-ligowym. Z ekipy, która występowała w ubiegłym sezonie na zapleczu ekstraklasy nie ma Krzysztofa Morawca, a do drużyny dołączył Paweł Malesa, czyli można powiedzieć, że jesteśmy na zero - podsumował przed kilkoma dniami sytuację kadrową Łódzkiego Klubu Sportowego trener Piotr Zych. Nie da się ukryć, że tak właśnie wyglądają aktualnie realia w Łodzi. W piątek do Atlas Areny przyjechał zespół Polpharmy Starogard Gdański, który do tej pory miał zaledwie o jedną ligową wygraną więcej. Różnica klas, dzieląca obie drużyny była jednak ogromna, a 33 punkty to najniższy wymiar kary, jaki mógł spotkać łodzian tego dnia.
Ciężko napisać cokolwiek interesującego o tej potyczce, gdyż niewiele ciekawego się na parkiecie działo. Ostatnie prowadzenie gospodarzy miało miejsce w trzeciej minucie spotkania po celnym rzucie Krzysztofa Sulimy (6:4), potem zaś niepodzielnie panowali gracze ze Starogardu Gdańskiego. Goście przeważali w każdym elemencie koszykarskiego rzemiosła. Z dystansu trafiali Michael Hicks i Tony Weeden, zaś pod tablicami ze zbieraniem piłek żadnych problemów nie miał Jeremy Simmons, notując aż 14 zbiórek i dokładając do tego 11 punktów, głównie spod samej "dziury". Przewaga Polpharmy rosła z minuty na minutę i do przerwy wynosiła już 22 punkty.
Chwila lepszej gry ŁKS-u miała miejsce tuż po przerwie. Łodzianie wyszli na parkiet nieco bardziej skoncentrowani, głównie w grze obronnej i choć straty zmniejszyli zaledwie o 3 "oczka" (30:49), to wydawało się, że jest szansa na kawałek "lepszego basketu". Ten rzeczywiście przyszedł, ale jedynie po stronie gości. Cztery celne rzuty za 3 punkty gości (w czym prym wiedli wspomniani już Hicks i Weeden) z rzędu sprawiły, że przy wyniku 30:61, gospodarzom już zupełnie odechciało się grać.
Tempa w końcówce spotkania nie forsowali także goście. Właściwie to gracze obu drużyn, jak również kibice śpiewający kolędy, byli już myślami przy świątecznych stołach. W wigilijną atmosferę wprowadzały nielicznie zgromadzonych tego dnia w Atlas Arenie fanów także cheerleaderki ŁKS-u, tańczące w czapkach Mikołaja i w rytm świątecznych piosenek i dało się odnieść wrażenie, że każdy chciał, aby ten mecz jak najszybciej się zakończył. Ostatnie minuty wykorzystali jedynie do pokazania się z dobrej strony Paweł Malesa - nowy nabytek Łódzkiego Klubu Sportowego, a także Daniel Wall, jeszcze niedawno ulubieniec fanów z al.Unii, gdy bronił barw ŁKS-u w I lidze.
- Potrzebowaliśmy takiego meczu i tego zwycięstwa, bo ostatnio nasza gra przypominała tę dzisiejszą w wykonaniu ŁKS-u. Z okazji Świąt Bożego Narodzenia mogę życzyć gospodarzom, aby i oni w kolejnym spotkaniu odmienili się tak, jak my dziś - stwierdził po meczu trener gości Wojciech Kamiński.
ŁKS Łódź - Polpharma Starogard Gdański 53:86 (12:18, 13:29, 14:16, 14:23)
ŁKS: Malesa 14, Dłuski 10, Trepka 7, Bartoszewicz 6, Krajewski 5, Sulima 4, Salamonik 4, Kalinowski 3, Szczepaniak 0, Kenig 0.
Polpharma: Hicks 17, Weeden 15, Simmons 11, Metelski 8, Wall 7, Dąbrowski 6, Arabas 6, Neumann 5, Nowakowski 5, Śnieg 4, Paul 2.
Sędziowali: Kudlicki, Koralewski i Kamińska.