Kotwica Kołobrzeg zaskakiwała w tym sezonie nie raz. Co prawda zwycięstwa nad AZS Koszalin, Siarką Jezioro Tarnobrzeg czy Polpharmą Starogard Gdański nie zrobiły większego szumu medialnego wokół ekipy "Czarodziei z Wydm", ale pokonanie Zastalu Zielona Góra i PGE Turowa Zgorzelec musiało budzić respekt. Nic więc dziwnego, że przed poniedziałkowym meczem w Hali Mistrzów, trener Anwilu Włocławek tonował nieco hurraoptymistyczne nastroje.
Jak się jednak okazało, jego słowa pełne były grzecznościowej kurtuazji, bo owszem, rywala trzeba szanować i nie wolno go lekceważyć, ale jednak wydarzenia boiskowe pokazały, że włocławianie to w tej chwili zespół ze zdecydowanie wyższej półki niż Kotwica. Przed spotkaniem wiadome było, że najważniejszymi ogniwami kołobrzeżan są Jessie Sapp i Darrell Harris, więc to na nich Anwil skupił swoją defensywę. Efekt? Ten pierwszy zdobył ledwie siedem oczek (3/14 z gry), a drugi choć miał 11 zbiórek, trafił tylko trzy z dziewięciu prób i mecz zakończył z dorobkiem ośmiu punktów.
- Mieliśmy pomysł na Kotwicę. Przede wszystkim chcieliśmy uniemożliwić Kotwicy zdobywanie łatwych punktów oraz chcieliśmy zastopować ich kontry i te dwa aspekty udało nam się wykonać bardzo dobrze - tłumaczy Emir Mutapcić, szkoleniowiec Anwilu, a jego słowa znajdują pokrycie w statystykach. Kołobrzeżanie ani razu nie wyprowadzili w tym meczu szybkiego ataku, a z otwartych pozycji mierzyli nadzwyczaj rzadko.
- Planowaliśmy także kontrolować zbiórki, by tym samym uniemożliwić Kotwicy ponawianie akcji, bo wiedzieliśmy, że to w tym elemencie oni są najlepsi w lidze. Jak się okazało, swoje możliwości pokazali w meczu, ale na szczęście większość z tych piłek zebrali już pod koniec spotkania - dodaje bośniacki trener włocławian, zwracając uwagę, że "Czarodzieje z Wydm" w każdym starciu notują aż 11 ofensywnych zbiórek, zaś Anwil aż o trzy mniej, co daje mu dopiero 10. lokatę w tej klasyfikacji. - Tym samym uważam, że nasze założenia udało nam się zrealizować w 80 procentach - mówi Mutapcić.
Anwil prowadził po pierwszej kwarcie 18:10, a w połowie meczu - 40:31. W trzeciej odsłonie goście rzucili się do odrabiania strat i wszystko wskazywało na nerwową końcówkę, gdyż w pewnym momencie czwartej kwarty na tablicy wyników pojawił się rezultat 62:57. W ostatnich ośmiu minutach spotkania gospodarze pozwolili jednak zdobyć gościom tylko pięć oczek i ostatecznie triumfowali 79:62.
- Zagraliśmy dzisiaj dobre spotkanie. Przez większość meczu zaprezentowaliśmy się płynnie w ataku i bardzo solidnie w obronie. Widać, że moi koszykarze chcieli ze sobą współpracować i to zaowocowało pewnym zwycięstwem - wyjaśnia trener Anwilu, choć jako przykładny szkoleniowiec, nie zapomina wytknąć swoim podopiecznym kilku usterek. - Czasami nie byliśmy wystarczająco agresywni, nie potrafiliśmy momentami zagrać konsekwentnie oraz efektywnie. Na szczęście to były tylko małe epizody, po których przychodziły minuty bardzo dobrej współpracy.
Warto dodać, że ponoworocznym pojedynku na parkiecie w Hali Mistrzów pojawili się wszyscy koszykarze Anwilu zgłoszeni w protokole meczowym. Prawie dwie i pół minuty otrzymał Michał Pietrzak, nieco ponad trzy zagrał Michał Sokołowski, ale prawdziwą furorę zrobił Kamil Maciejewski. Nominalny trzeci playmaker wykorzystał kontuzję Lorinzy Harringtona i spędził na parkiecie 11 minut. I choć statystyki zanotował dość mierne (punkt, dwie asysty, zbiórka, faul wymuszony), imponował stylem gry i spokojem, a jego asysta no-look pass było jedną z najlepszych akcji spotkania. - To dla mnie żadne zaskoczenie. Kamil ma papiery na granie, bardzo mocno pracuje na treningach i już teraz sprawia wrażenie gracza doświadczonego - chwali 20-latka trener.