Frisco na kolanach - relacja z meczu Wisła Can - Pack Kraków - Frisco Brno

W pierwszym tegorocznym spotkaniu w ramach rozgrywek Euroligi krakowska Wisła nie dała szans czeskiemu Frisco Brno. Mistrzynie Polski pewnie zwyciężyły 80:64, kontrolując losy rywalizacji przez zdecydowaną większość pojedynku.

Adam Popek
Adam Popek

Pojedynek Wiślaczek z Frisco Brno od dłuższego czasu zapowiadany był jako pierwszy sprawdzian poświątecznej formy małopolskiego teamu. W związku z tym wszyscy zgromadzeni w hali przy ulicy Reymonta liczyli na to, że ich faworytki nie zawiodą i zrewanżują się Czeszkom za dość niefortunną porażkę w pierwszej rundzie. Początkowo jednak, poziom prezentowany przez gospodynie był daleki od oczekiwanego. Podopieczne trenera Jose Ignacio Hernandeza grały bowiem, bardzo nieskutecznie w ataku i mimo wielu okazji, nie potrafiły zaskoczyć rywalek, które notabene były zdziesiątkowane kontuzjami. Z kolei liderki zespołu z Brna w tej fazie pojedynku doskonale radziły sobie bez zmienniczek. Jasmine Thomas i Romana Hejdova, bo o nich mowa co chwilę zapisywały na swoim koncie kolejne punkty, w związku z czym nie dziwiło, że po ich akcjach w połowie kwarty przyjezdne wygrywały różnicą kilku "oczek". Na szczęście dla wszystkich związanych z krakowskim klubem, z czasem jego sytuacja zaczęła się poprawiać. Duża w tym zasługa Eweliny Kobryn oraz Milki Bjelicy, które korzystając z przewagi wzrostu nad przeciwniczkami, świetnie radziły sobie w strefie podkoszowej. Warto przy tym dodać, że wobec braków kadrowych Serbka zmuszona był wystąpić na pozycji niskiego skrzydłowego, ale jak się okazało również z tego zadania doskonale się wywiązała. W końcówce kwarty natomiast wiele pożytecznej pracy wykonała inna zawodniczka z Bałkanów Ana Dabović, zdobywając cztery punkty z rzędu zaraz po wejściu na parkiet. Po tych wydarzeniach wynik na tablicy świetlnej brzmiał 16:17 i można było odnieść wrażenie, że lada chwila Wiślaczki na dobre przejmą inicjatywę.

Zgodnie z przypuszczeniami, chwilę później po prowadzeniu Frisco nie było już śladu. Mistrzynie Polski, mając świadomość swojego położenia od początku drugiej odsłony mocno skoncentrowały się na obronie własnego kosza i nie pozostawiały już Czeszkom tak wiele wolnego miejsca przy oddawaniu rzutów. Efektem tego, przyjezdne masowo pudłowały kolejne próby, co tworzyło zawodniczkom Wisły doskonałe okazje do kontrataków. Ciężar zdobywania punktów tym razem wzięła na siebie Anke DeMondt. Doświadczona Belgijka, trafiając zza linii 6, 75 m znacząco powiększyła przewagę swojego teamu, dając tym samym koleżankom jasny sygnał, że najwyższa pora wspiąć się na wyżyny umiejętności. Widząc to, trener gości, Jan Bobrovsky poprosił o czas, w trakcie którego starał się pobudzić swoje podopieczne do walki. Ta reprymenda jednak na niewiele się zdała. Wisła bowiem, kontynuowała świetną passę a do wspomnianej koszykarki z kraju Beneluxu dołączyła Magdalena Leciejewska. Polka, która dopiero w grudniu powróciła na parkiety po kilkumiesięcznej przerwie spowodowanej kontuzją kolana świetnie wprowadziła się do gry i potwierdziła, że wciąż jest w stanie grać na wysokim poziomie. Dominacja Wisły swoje odzwierciedlenie znalazła też oczywiście w ogólnym wyniku. Na 3 minuty przed końcem pierwszej połowy wygrywała 37:24, wobec czego oczywistym było, że przyjezdnym niezwykle trudno będzie z powrotem doprowadzić choćby do remisu. Mimo to, zawodniczki Frisco nie poddawały się i tuż przed syreną kończącą drugą kwartę, za sprawą Hejdovej zmniejszyły straty do 9 punktów, co miejscowe mogły potraktować jako pewnego rodzaju przestrogę przed zbyt wczesną euforią.

O samozadowoleniu w drużynie spod Wawelu nie było jednak mowy. Po zmianie wciąż forsowała ona szybkie tempo, przez co rywal mimo ogromnych starań pozostawał w tyle. Nawet punkty Farhiyi Abdi okazały się niewystarczające, by nawiązać z Białą Gwiazdą wyrównaną walkę. Działo się tak dlatego, że w jej szeregach świetną partię rozgrywała Nicole Powell. Amerykanka trafiała niemal z każdej pozycji i jej rola na boisku była wprost nie do przecenienia. Nie da się ukryć, że to dzięki ogromnej pracy 29 letniej skrzydłowej Wisła w pewnym momencie prowadziła 58:42, nie pozostawiając w ten sposób złudzeń, która z ekip plasuje się na czele grupy C. W końcówce kwarty po raz kolejny z dobrej strony pokazała się jeszcze Leciejewska, która trafiając spod samego kosza sprawiła, że przed decydującą batalią faworyt konfrontacji zasłużenie wygrywał 61:49.

W ostatnim fragmencie zgodnie z przypuszczeniami nie wydarzyło się nic, co mogłoby odmienić losy rywalizacji. Wisła, mimo naporu przeciwnika i wielu kontrowersyjnych decyzji sędziów z pewnością siebie kroczyła po kolejne zwycięstwo, z każdą minutą przybliżając się do upragnionego sukcesu. Wiodącą postacią gospodyń nadal była Powell, która raz za razem "dziurawiła" kosz przeciwnika. Kilka udanych zagrań zaliczyła też rozgrywająca jedno z lepszych spotkań w sezonie Dabović. Ich trudu nie zniweczyły nawet indywidualne popisy Aleny Hanusovej, co było równoznaczne z tym, że komplet punktów tym razem pozostanie pod Wawelem. Ostatecznie, najlepszy polski zespół zwyciężył bowiem, 80:64, w pełni rewanżując się drużynie Frisco za przegraną z początku listopada.

Wisła Can - Pack Kraków - Frisco Brno 80:64 (16:17, 23:13, 22:19, 19:15)

Wisła Can - Pack: Powell 19, Kobryn 16, Bjelica 11, DeMondt 10, Dabović 9, Leciejewska 6, Pawlak 5, Śnieżek 2, Ujhelyi 2

Frisco: Abdi 17, Hejdova 15, Peckova 12, Thomas 11, Hanusova 8, Kasparkova 1

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×