Niesamowita Polonia - relacja z meczu MKS Polonia Przemyśl - SIDEn Toruń

W Przemyślu kibice byli świadkami wręcz niewiarygodnego widowiska. Choć przez większą część meczu na prowadzeniu byli goście, to jednak miejscowa Polonia do końca nie dała za wygraną i przesądziła o swoim sukcesie w ostatnich trzydziestu sekundach. Decydujący rzut trafił Artur Mikołajko.

SIDEn spotkanie z przemyską Polonią rozpoczął bardzo ambitnie. Jego gracze walczyli w zasadzie o każdy centymetr boiska i nie pozostawiali miejscowym ani trochę swobody. Takiemu podejściu nie było się co dziwić, bowiem torunianie przegrali ostatnie siedem meczów ze swoim udziałem i za wszelką cenę chcieli przerwać złą passę. Po kilku minutach gry ich starania przynosiły zamierzone efekty, a na poparcie tych słów wystarczy przytoczyć fakt, że wynik na tablicy świetlnej brzmiał 10:2 na ich korzyść. Duża w tym zasługa Przemysława Lewandowskiego, który nie mylił się z dystansu, a także Łukasza Żytko. Doświadczony rozgrywający świetnie dyrygował poczynaniami swojego teamu i gołym okiem widać było, że jest jego niepodzielnym liderem. Miejscowi zaś na te poczynania w zasadzie nie byli w stanie zareagować. Pojedyncze udane zagrania zaliczał jedynie Hubert Mazur, ale było to za mało, by zagrozić rozpędzonym koszykarzom z miasta Kopernika. Widząc to, trener Maciej Milan poprosił o czas w trakcie którego nie szczędził krytycznych uwag pod adresem swoich podopiecznych. Co ciekawe jego reprymenda bardzo pozytywnie podziałała na polonistów. Za sprawą wspomnianego już Mazura, a także Michała Musijowskiego bardzo szybko odrobili oni większą część strat i w końcu zaczęli prezentować się tak, jak można było się po nich tego spodziewać. Gdy w końcówce dołączył do nich jeszcze Marek Miszczuk, SIDEn wygrywał jedynie 28:31 i absolutnie nie mógł już czuć się tak pewnie.

W drugiej odsłonie obie strony postawiły przede wszystkim na obronę w związku z czym próżno było wyczekiwać tak wielu skutecznych akcji jak w poprzedniej "ćwiartce". W takiej rzeczywistości nieco lepiej odnaleźli się przyjezdni, którzy długo utrzymywali minimalną przewagę czym niekiedy doprowadzali do frustracji miejscowych. Na pierwszoplanową postać wśród gości wysunął się Dawid Przybyszewski. Były ekstraklasowicz bardzo dobrze radził sobie w polu trzech sekund i niemiłosiernie ogrywał kryjącego go Miszczuka. W "Lonii" zaś jedynym jasnym punktem był wprowadzony na parkiet Grzegorz Płocica, ale w pojedynkę nie był on w stanie wiele zdziałać. Tym samym nie dziwiło, że na niespełna 4 minuty przed końcem pierwszej połowy SIDEn prowadził 46:36, będąc w znacznie bardziej komfortowym położeniu. Na nieszczęście dla wszystkich związanych z przemyskim klubem, w ostatnich fragmentach sprawy w swoje ręce wziął jeszcze Żytko i to przyjezdni na dłuższą przerwę mogli udać się w dobrych nastrojach.

Po zmianie stron Polonia, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji próbowała za wszelką cenę narzucić przeciwnikowi swój styl gry i możliwie jak najszybciej powrócić do walki o zwycięstwo. Po kilku efektownych przechwytach, a także skutecznych kontratakach w jej wykonaniu wydawało się nawet, że niebawem osiągnie założony cel, ale torunianie wciąż nie dawali za wygraną. Wiele pożytecznej pracy dla całego ich kolektywu wykonywał Łukasz Kwiatkowski. Były gracz lubelskiego Startu, korzystając ze swojego doświadczenia punktował w najważniejszych momentach i był trudny do upilnowania dla defensorów "Przemyskich Niedźwiadków". Tyle, że chwile później, wobec popisów swojego vis'a'vis, Marka Miszczuka był już bezradny. 34 letni center, niczym jak rasowy strzelec dwukrotnie trafił zza linii 6, 75 m i dystans pomiędzy oboma zespołami zmalał do dwóch "oczek". Tuż przed końcem trzeciej kwarty Polonia miała jeszcze mnóstwo okazji na przechylenie szali zwycięstwa na swoją stronę, ale jej zawodnicy zaczęli pudłować na potęgę i po 30 minutach na prowadzeniu wciąż był SIDEn.

Decydująca batalia jednak przyniosła za sobą wręcz nieprawdopodobne rozstrzygnięcie. Choć przez dziewięć i pół minuty to goście mogli poszczycić się prowadzeniem, to ostatnie chwile należały tylko do niezwykle ambitnych polonistów. Najpierw za trzy po raz kolejny przymierzył Miszczuk, a tuż przed końcową syreną z półdystansu nie pomylił się Artur Mikołajko i hala przy ulicy Mickiewicza eksplodowała z radości. Wszystko dlatego, że ostatecznie Polonia zwyciężyła 85:84 i w pełni zrehabilitowała się za porażkę w Pruszkowie. Torunianie z kolei już po raz ósmy z rzędu musieli przełknąć gorycz porażki i w drogę powrotną udali się w nietęgich minach.

Polonia Przemyśl - Polski Cukier Siden Toruń 85:84 (28:31, 12:19, 22:17, 23:17)

Polonia:
Miszczuk 20, Mazur 18, Mikołajko 18, Musijowski 15, Płocica 4, Bal 4, Machowski 2, Pydych 2, Bąk 2, Przewrocki 0.

Polski Cukier:
Lewandowski 23, Jarecki 19, Przybyszewski 16, Kwiatkowski 10, Żytko 9, Witos 7, Gliszczyński 0, Wójcik 0, Tlałka 0, Plebanek 0

Źródło artykułu: