Podkarpacki team w obecnym sezonie skompletował bardzo mocny skład jak na beniaminka. W jego szeregach już od kilku miesięcy oglądać możemy m.in. Marka Miszczuka i Huberta Mazura. Jednak wraz z silnymi personaliami w Przemyślu pojawiły się też większe oczekiwania. Jednym z nich jest bez wątpienia obecność w pierwszej "ósemce", która sprawia, że klub nie tylko ma zapewnione utrzymanie, ale postrzegany jest też jako ten z górnej półki. - Udział w play off jest jak najbardziej w naszym zasięgu. Zresztą ja nie widzę innego scenariusza. By to osiągnąć, musimy wszystko wygrywać we własnej hali i to jest dla nas priorytet. Oczywiście jasnym jest, że na wyjazdach również nie może zabraknąć odwagi. Takie podejście myślę, powinno nam zapewnić miejsce wśród najlepszych - optymistycznie twierdzi Mazur.
Nie da się ukryć, że jego słowa idealnie obrazują obecną sytuację "Lonii". U siebie rzeczywiście jest ona niezwykle mocna, czego dowodem jest fakt, że jako gospodarz wygrała wszystkie dotychczasowe pojedynki prócz inauguracyjnego z Sokołem Łańcut. Jednakże zdobywanie kompletu punktów tylko w Przemyślu może okazać się niewystarczające do realizacji poczynionego jeszcze przed sezonem założenia. - Zdajemy sobie z tego sprawę i zapewniam, że robimy wszystko, by zwyciężać również na terenie rywala. Wiem, iż rzadko nam to wychodzi, ale teraz czekają nas pozornie nieco łatwiejsze, biorąc pod uwagę ogólną klasyfikację wyjazdy do Krosna, Jeleniej Góry i Inowrocławia. Wobec tego liczę na korzystne wyniki, choć mam też świadomość, że łatwo nie będzie - dodaje Michał Musijowski.
Ambicji "Przemyskim Niedźwiadkom" akurat odmówić nie można. Patrząc na ich występy widać, że za każdym razem starają się wznieść na wyżyny swoich umiejętności i nawiązują walkę nawet z o wiele wyżej notowanymi od siebie przeciwnikami. - My w każdym meczu walczymy o pełną pulę i niezależnie od tego, kto stoi po przeciwnej stronie, nasz cel jest oczywisty. Fakt faktem, że ponieśliśmy trochę porażek, ale trzeba powiedzieć, iż w tych konfrontacjach wcale nie byliśmy bez szans. Analizowaliśmy dokładnie te potyczki i widać było, że o końcowym rezultacie decydowały jedynie detale. Ktoś się zagapił, ktoś nie trafił spod kosza i przeciwnik momentalnie to wykorzystywał. Ponadto, zdarzyło się też, że w spornych decyzjach sędziowie zagwizdali na naszą niekorzyść i byliśmy gorsi o te kilka oczek - słusznie zauważa wychowanek Spójni Stargard Szczeciński.
Zastanawia tylko skąd wynika ta niemoc, która trwa dosyć długo. Przecież jeszcze w zeszłym roku podopiecznym Macieja Milana udało się parę razy wygrać poza swoim miastem czym najlepiej dowiedli, że są w stanie dokonać tej sztuki. - Nie ukrywam, że jest to pewnego rodzaju problem. Na własnym parkiecie potrafimy grać na naprawdę dobrym poziomie, pokonywać wiele zespołów, a na wyjeździe jest odwrotnie. Małym pocieszeniem jest, że najczęściej do szczęścia brakowało nam bardzo niewiele, ale ta sytuacja trochę frustruje. Jedna strata za dużo, jeden zbyt pochopnie oddany rzut i cały nasz trud idzie na marne - martwi się szkoleniowiec Polonii.
Nie ulega wątpliwości, że wobec nadchodzących spotkań ta negatywna tendencja jak najszybciej powinna ulec zmianie. Wszystko dlatego, iż to właśnie teraz ważyć się będą losy przemyślan, którzy obecnie mają zaledwie jeden punkt przewagi nad dziewiątym w tabeli Zniczem Pruszków. - Różnice pomiędzy poszczególnymi drużynami jeśli chodzi o zestawienie punktowe są naprawdę niewielkie. W związku z tym musimy mieć na uwadze, co robią sąsiadujący z nami oponenci i nie możemy pozwolić im uciec. Na pewno ważne jest to, że z nimi akurat zmierzymy się w swojej hali, co daje nam już pewną przewagę, ale oprócz tego w każdej kolejce musimy walczyć o wygrane i mam tu na myśli również starcia wyjazdowe - szczerze przyznaje 27-letni skrzydłowy.
Czy zatem w następnych tygodniach "Przemyskiej Barcelonie" rzeczywiście uda się chociaż raz triumfować również przy obcej publiczności? To trudno przewidzieć ale pewnym jest, że jeśli by to nastąpiło, podkarpacki team byłby niezwykle blisko spełnienia marzeń.