Krzysztof Szubarga: Myśleliśmy, że jest już po meczu

Choć od środowego meczu Anwilu Włocławek ze Śląskiem Wrocław, przegranego przez tych pierwszych po dogrywce, minęło już kilkadziesiąt godzin, na Kujawach nadal nie rozumieją, jak to mogło się zdarzyć, że spotkanie, które właściwie było już wygrane, nie zakończyło się pomyślnie. O przyczynach porażki opowiada rozgrywający Anwilu, Krzysztof Szubarga.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

Już przebieg meczu do przerwy zapowiadał niespodziankę - Śląsk Wrocław zagrał bardzo dobrze w drugiej kwarcie i przed drugą połową prowadził w Hali Mistrzów 42:37. Na trzecią odsłonę gospodarze wyszli jednak zupełnie inaczej skoncentrowani, co przełożyło się na bardzo dobrą defensywę i skuteczny atak. Kilka trójek oraz zastawienie własnej tablicy wystarczyło, by w połowie tej kwarty na tablicy wyników pojawił się rezultat 56:49. Ten fragment włocławianie wygrali zatem 19-7.

- To był nasz najlepszy moment w tym spotkaniu. Graliśmy szybko, znajdowaliśmy się na dogodnych pozycjach i przede wszystkim bardzo dobrze broniliśmy - mówi Krzysztof Szubarga, rozgrywający Anwilu. Niestety, tak naprawdę był to jedyny moment, w którym koszykówka miejscowych wydawała się płynna po obydwu stronach parkietu. Po chwili goście otrząsnęli się z marazmu, niemniej ekipa Emira Mutapcicia spokojnie pilnowała kilkupunktowej przewagi.

- Na trzy-cztery minuty przed końcem prowadziliśmy jeszcze różnicą prawie dziesięciu punktów, wydawało się, że spokojnie dowieziemy tę przewagę do końca, ale niestety - przestaliśmy grać, a Śląsk złapał wiatr w żagle - opowiada Szubarga, mając na myśli 36. minutę pojedynku, kiedy to Anwil wygrywał jeszcze 68:61. Końcówkę lepiej jednak rozegrali goście, dwie trójki trafili Akselis Vairogs oraz Adam Wójcik i do wyłonienia zwycięzcy potrzebna była dogrywka. - Za wcześnie uwierzyliśmy, że jest już po meczu - komentuje playmaker Anwilu.

Ostatecznie, w dodatkowych pięciu minutach lepsi okazali się goście, którzy bezbłędnie wykorzystywali błędy Anwilu. Akcją trzy plus jeden popisał się Robert Skibniewski, sześć oczek zdobył Vairogs i Śląsk wygrał pucharowy ćwierćfinał 83:80. - Myślę, że jeszcze przed meczem nasze nastawienie było takie, że na pewno ten pojedynek wygramy. Wszystkie dyskusje toczyły się właściwe wokół kolejnego spotkania, tego półfinałowego, w Zielonej Górze - twierdzi Szubarga, dodając - My graliśmy na chodzonego, a Śląsk grał tak, jakby walczył o życie.

Środowy mecz po raz kolejny pokazał, że włocławianie mają spory potencjał i jeśli tylko są odpowiednio zmobilizowani, potrafią grać szybko i wykorzystywać swoje atuty. Niestety, kiedy rywal zaczyna przejmować kontrolę nad meczem, nie są w stanie zrobić nic, a w ich głowach następuje blokada. - W czwartej kwarcie coś się zacięło... najgorzej jest jak coś takiego wejdzie do głowy, że już jest po meczu, że już można sobie odpuścić. Niestety na chodzonego meczu nie da się wygrać. Śląsk wykorzystał nasze błędy perfekcyjnie - mówi rozgrywający zespołu.

Anwil popełnił w całym meczu aż 20 strat, i choć wrocławianie zanotowali dokładnie tyle samo błędów, taka liczba strat świadczy negatywnie w pierwszej kolejności o drużynie gospodarzy. Grając we własnej hali, ilość pomyłek powinna być ograniczona do minimum. Tak samo jak liczba nietrafionych rzutów wolnych - aż 11 z 25 prób. - Dużo rzucamy na treningach, a w meczach u siebie nie trafiamy, na wyjazdach też nie jest dobrze, więc nie wiem o co chodzi... Nie potrafię tego wytłumaczyć - przyznaje Szubarga, a zapytany o nastrój w ekipie odpowiada - Każdy z chłopaków to przeżywa. Chcieliśmy jechać do Zielonej Góry, niestety zostajemy w domu. Ciężko jest wrócić do treningów po takim meczu, jednak musimy przygotować się do kolejnej rundy, rundy szóstek, która zaczyna się lada moment.

Sezon wkracza w decydującą fazę, do rozgrywek wraca mistrz Asseco Prokom Gdynia, a rywalizacja toczyć się będzie z udziałem zespołów o podobnym poziomie. Anwil przystępuje do nadchodzącej rundy z czwartej lokaty mając w pamięci kilka bardzo niemiłych porażek z drużynami z czołówki (m.in. z Treflem i Turowem na wyjeździe (odpowiednio 72:93 i 60:87) oraz dwukrotnie z Zastalem (63:77 i 65:81)), co nie wróży dobrze.

- Na pewno będzie bardzo ciężko. Czy możemy spodziewać się, że będziemy grali lepiej? Jeśli będziemy zdrowi - na pewno tak. Nie chcę się ciągle tłumaczyć kontuzjami, ale Corsley Edwards nie trenował z nami 10-12 dni, Seid Hajrić wrócił po kontuzji, a kilka dni później zaczął go boleć Achilles, John Allen nadciągnął jakiś mięsień, teraz Dardan Berisha skręcił znowu kostkę, a przecież nie tak dawno zmagał się z takim urazem. Powiem szczerze, że to jest nasz największy problem. Nie da się wygrywać meczów, jeśli trenuje się w tygodniu w sześciu-siedmiu graczy - kończy swoją wypowiedź Szubarga.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×