Gospodarze nie zaprezentowali olśniewającej skuteczności w sobotni wieczór, a mimo to zgarnęli dwa punkty. Zazwyczaj ich mocną stroną są rzuty z dystansu, jednakże tym razem niespełna 1/4 prób znalazła drogę do kosza. Natomiast większość zawodników przyzwoicie wykonywała rzuty wolne i to właśnie one pomogły Startowi odnieść zwycięstwo. - Po to trenujemy, żeby je trafiać. To w sumie najłatwiejsze punkty, które możemy zdobyć. Dobrze, że trafialiśmy osobiste i to przeważyło. Cieszę, iż nie były one naszą bolączką - podkreśla Przemysław Łuszczewski.
Najbardziej doświadczonemu koszykarzowi Startu nie udało się po raz czwarty z rzędu zanotować double-double. Do tego osiągnięcia zabrakło mu... jednego punktu. Co ciekawe, z gry trafił on zaledwie raz! - Walczyliśmy z dużo mocniejszymi fizycznie zawodnikami i to na pewno oddziaływało na grę w ataku. Jeżeli dużo sił traci się w obronie, to ręka nie funkcjonuje prawidłowo. Troszkę bardziej zadrży, w nogach brakuje siły. Z czystych pozycji miałem takie rzuty, które zazwyczaj wpadały - analizuje były gracz AZS Koszalin.
Nikt w lubelskiej ekipie nie traci nadziei na zajęcie 9. miejsca w tabeli, które gwarantuje utrzymanie bez konieczności gry w play out. Zrealizowanie tego celu będzie niezwykle trudne, ponieważ Start czeka jeszcze pięć wyjazdów. Dotychczas podopieczni Dominika Derwisza ani razu nie zwyciężyli poza własną halą. Czy uda im się przełamać? - Wszyscy mamy na to nadzieję. Trenujemy mocno, chcemy poprawić naszą grę. Zostało nam pięć meczów na wyjeździe, więc walczymy dalej. Nie zastanawiamy się nad tym, na którym miejscu nam zależy. Jeżeli będziemy dobrze grali, to wszystko jest jeszcze możliwe. Staramy się skupić na sobie, bo jeśli będziemy kalkulować, to może nam na dobre nie wyjść - ocenia 32-letni koszykarz.