Prokom nie był lepszy - rozmowa z Dainiusem Adomaitisem, trenerem Energi Czarnych

Energa Czarni Słupsk wygraną nad mistrzem Polski mieli już na wyciągnięcie, ale w czwartej kwarcie zabrakło im zimnej krwi, zaś w dogrywce sił. Asseco Prokom Gdynia ostatecznie zwyciężył, bo miał w swoich szeregach świetnie dysponowanych Jerela Blassingame'a i Donatas Motiejunasa.

Patryk Kurkowski
Patryk Kurkowski

Patryk Kurkowski: Niespełna trzy minuty przed końcem czwartej kwarty Energa Czarni prowadzili dziewięcioma punktami. Mimo tego nie udało się pana drużynie wygrać. Dlaczego?

Dainius Adomaitis: - Po pierwsze to zagraliśmy w tym meczu niemądrze. Po drugie nie wykonaliśmy tego, co sobie postanowiliśmy. W tej końcówce najpierw jeden zawodnik zrobił błąd, potem inny koszykarz kolejny. Bez wątpienia była to nasza najgorsza końcówka w tym sezonie. Graliśmy już wiele wyrównanych końcówek, po których wygrywaliśmy. Tym razem zabrakło jednak dobrych decyzji, było zbyt dużo błędów.



Kilkakrotnie byliście blisko triumfu...

- Cały mecz był dynamiczny, nie brakowało w nim walki i agresywności. Dwa razy mieliśmy szansę, by przechylić szalę na naszą stronę. W drugiej kwarcie, kiedy prowadziliśmy dziesięcioma punktami, ale popełniliśmy dwie straty, po których Asseco Prokom wrócił do gry. Za drugim razem miało to miejsce na niespełna trzy minuty przed końcem, kiedy to zabrakło nam jednak doświadczenia. Szkoda, bo to byłoby dla nas cenne zwycięstwo na wyjeździe.

Wspomniał pan o błędach. Popełniliście ich dwa razy więcej niż mistrzowie Polski...

- Oczywiście. Grając na wyjeździe nie może popełnić więcej niż dziesięć strat, jeśli chcesz wygrać mecz. Zwłaszcza przeciwko Asseco Prokomowi, który gra bardzo agresywnie w obronie. My też preferujemy taki styl gry, ale u nas akurat czterech zawodników opuściło boisko za pięć fauli. Trudno jednak za to winić sędziów, bo to są przecież ludzie.

- Zabrakło sił. Jak już wspomniałem mieliśmy po prostu problem z faulami. W rotacji brakowało nam jednego zawodnika.

W kluczowym momencie przebudził się Jerel Blassingame, który zdobywał ważne punkty dla Asseco Prokomu.



- Trzy minuty przed końcem chcieliśmy inaczej zagrać w obronie, uniemożliwić Jerelowi Blassingame'owi trafianie trójek. Ale założenia to jedno, a wykonanie tego na parkiecie to druga sprawa. To był dla nas bardzo ważny mecz, ale zabrakło nam nieco doświadczenia. Popełnialiśmy zbyt wiele błędów.



Jest pan zadowolony z postawy swoich podopiecznych?

- Na pewno nie.

Dlaczego? Dzielnie walczyli na tle mistrza Polski, który zbierał przecież doświadczenie przeciwko silnym europejskim zespołom.

- Bo zagraliśmy mimo wszystko niemądrze. Oczywiście wiedzieliśmy, czego możemy się spodziewać po Asseco Prokomie, że w Eurolidze i lidze VTB rywalizował na naprawdę wysokim poziomie i do naszej ligi nie ma to żadnego porównania. I to z pewnością będzie jeszcze procentować. Niemniej zadowolony możesz być, jeśli przegrasz, kiedy wykonasz wszystko, co sobie założyłeś, dasz z siebie wszystko, a przeciwnik okaże się po prostu lepszy. Tak jednak w spotkaniu z Asseco Prokomem nie było. Zadecydowały nasze błędy, nasza niemądra gra. Nie zatrzymaliśmy Blassingame przy rzutach z dystansu, ani też Motiejunasa, mimo że doskonale wiedzieliśmy, że kiedy jest tyłem do kosza, to zagra lewą ręką. Dla nas to jest dobry materiał do analizy, aczkolwiek wielka szkoda, bo mogliśmy wygrać.



Czy w dogrywce o porażce zadecydował ubytek kadrowy, czy też fatalna końcówka w czwartej kwarcie odbiła się na psychice drużyny?

- Brak zawodników to był w sumie nasz największy problem. W pewnym momencie zabrakło nam zawodnika do rotacji, bo gramy właściwie w dziewiątkę. Tymczasem Asseco Prokom zagrało w jedenastkę. To była najważniejsza różnica. Bo u nich wchodzi zawodnik w trzeciej kwarcie i wnosi wiele i do obrony, i do ataku.

Po porażce z Asseco Prokomem sytuacja w tabeli zrobiła się jeszcze ciekawsza...

- W tej rundzie trzeba myśleć mecz po meczu. Ale o tym wszyscy wiedzieli. Tutaj każdy może wygrać z każdym. O zwycięstwie decyduje dyspozycja dnia, ale też kontuzje. Oczywiście wszystkie spotkania stoją na dobrym poziomie. Z Treflem Sopot czy PGE Turowem Zgorzelec i wygraliśmy, ale w tym etapie nie jest łatwo pokonać przeciwnika, szczególnie dla nas. Musimy przez całe czterdzieści minut grać tak, jak sobie założyliśmy, bo tylko wtedy możemy liczyć na sukces. Ale przede wszystkim musimy unikać błędów. Nie mamy w naszym zespole takich zawodników jak Blassingame, Edwards czy Motiejunas. Nie, my jesteśmy zespołem i wygrywamy zespołowością.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×