Nieprzewidywalna Spójnia może odetchnąć, w Przemyślu tylko o rozstawienie

Ostatnia kolejka rundy zasadniczej I ligi koszykarzy zapowiada się niezwykle ciekawie. Dwa równoległe wyścigi zadecydują o rozstawieniu na miejscach od drugiego do siódmego oraz ostatniej premiowanej grą o awans pozycji. Do tej pierwszej grupy dzięki środowej wygranej mogą się zaliczyć zawodnicy Spójni.

Patryk Neumann
Patryk Neumann

Stargardzianie po raz kolejny zadziwili. Najpierw wypracowali sobie dwadzieścia pięć punktów przewagi, następnie pozwolili akademikom z Kutna doprowadzić do remisu, by końcówkę rozstrzygnąć na swoją korzyść. - Nie popadliśmy w żadną panikę. Przez chwilę robiliśmy błędy, a im wszystko wpadało tak jak nam na początku. Taka jest koszykówka w dzisiejszych czasach, bardzo zmienna - zaznaczył szkoleniowiec gospodarzy środowego spotkania, Tadeusz Aleksandrowicz.

- Mogliśmy nie trafiać i mogli wcześniej wygrać ten mecz. Albo mogliśmy grać wcześniej lepiej i spokojniej. To tylko dywagacje. Mecz się tak ułożył, że dzięki naszej koncentracji, świetnej obronie i pewności wypracowaliśmy przewagę. Trochę to odcierpieliśmy. Już nie mieliśmy siły. Nie byliśmy tacy agresywni w ataku i obronie. Krzyczałem, żeby biegali, ale było z tym ciężko. Brakowało dobrych zasłon i rzutu, bo parę razy próbowaliśmy i nie trafialiśmy. Na szczęście to, że oni bardzo wysoko kryli spowodowało, że otworzyły się przestrzenie i zaczęliśmy grać normalnie. Natomiast oni mieli taką samą wspaniałą serię trójek jak my w pierwszej połowie - kontynuował zapytany o niebezpieczeństwo związane z ewentualnym objęciem prowadzenia przez beniaminka.

To nie pierwszy przypadek, w którym gra Spójni potrafi się diametralnie zmienić w ciągu kilku minut. W obu starciach z drużyną z Kutna szczęście sprzyjało jednak wyżej notowanej ekipie. - Mecz w Kutnie był podobny. Oni prowadzili czternastoma punktami, narzucili nam agresję i trafiali. Włożyli tyle sił na początku, że później my odrabialiśmy i jeszcze nam się udało wygrać. Ale oni mieli czternaście, a my dwadzieścia pięć punktów, stąd ten rewanż im się nie udał - wyjaśnił Aleksandrowicz szczegóły, które zadecydowały o podwójnym zwycięstwie jego podopiecznych.

Wobec innych rezultatów stargardzianie zapewnili sobie co najmniej siódmą pozycję. Doświadczony szkoleniowiec zapewnił jednak, że nie oznacza to luźniejszego podejścia do kolejnych gier. - Można powiedzieć, że minimum, które planowaliśmy zrobiliśmy, ale jesteśmy młodym, ambitnym zespołem i będę robił wszystko, żeby wejść do czwórki - stwierdził wybiegając myślą do kolejnej rundy.

Nasz rozmówca zaprzeczył również spekulacjom, które sugerowały, że Spójnia chciała zająć dziewiątą lokatę, gwarantującą koniec sezonu po rundzie zasadniczej. - To nie jest sport, jeśli się kalkuluje na gorsze miejsce niż nas stać w sensie chęci i waleczności. Byłoby to nieporozumienie, jakbyśmy sobie takie rzeczy opowiadali. To, że w pewnym momencie wiedzieliśmy, że jesteśmy już niezagrożeni w sensie spadku, to pozwoliło nam się nie denerwować, że coś się stanie, jeśli nagle przegramy - wytłumaczył "Aleks".

Obecnie możliwych jest wiele wariantów kończących pierwszy etap rozgrywek. Tylko zwycięstwo w Przemyślu pozwoli Spójni zająć wyższą niż siódma pozycja. Będzie to szósta lub piąta lokata w zależności od pozostałych wyników. Nie da to koszykarzom z Pomorza Zachodniego przewagi parkietu w rozpoczynającej się w połowie kwietnia I rundzie play-off. Trudno też wskazać ewentualnego przeciwnika, na którego trafi Spójnia. Największe szanse, by zmierzyć się ze stargardzianami mają Rosa Radom i SKK Siedlce, lecz inni nie stoją na straconej pozycji. - To dobra sytuacja, że ten mecz nie będzie miał dla nas większego ciężaru gatunkowego. Jeśli wygramy to możemy skończyć wyżej, ale trudno teraz powiedzieć, z kim lepiej grać. Rosa, SKK, Sokół Łańcut, czy Dąbrowa Górnicza to zespoły na podobnym poziomie - analizował różne możliwości.

Warto również zaznaczyć, że stargardzianie o pay-off walczyli podobnie, jak przed rokiem, do przedostatniej serii spotkań. Teraz jednak prezentowali się lepiej, lecz i rywale podnieśli poprzeczkę. - Cała liga była spłaszczona. Może oprócz tego, że Start na początku się zgrywał i pogubił punkty, bo od początku byłby zdecydowanym liderem. Zgranie i doświadczenie Sokoła zadecydowało o tym, że dość szybko zrobili sobie przewagę, a później wszystko przegrywali. A reszta oprócz trzech drużyn na dole naprawdę się biła. Piętnaście zwycięstw na dwadzieścia osiem spokojnie powinno gwarantować pozycję w środku tabeli, a jeszcze mogliśmy zająć dziesiąte miejsce - ocenił Aleksandrowicz.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×