Już początek spotkania Anwilu Włocławek z Treflem Sopot zapowiadał dobry występ Johna Turka. 29-letni środkowy w pierwszej kwarcie zdobył sześć punktów, na samym początku dystansując Seida Hajricia oraz, co ważniejsze, Corsley’a Edwardsa. 33-letni center został w ostatnim czasie oddelegowany bardziej do zadań defensywnych, ale mecz z sopocianami szybko pokazał, że Turek jest w tej chwili graczem, na którego żaden inny koszykarz Tauron Basket Ligi nie ma recepty.
Po dwóch kwartach 29-latek miał na swoim koncie dziewięć punktów i pięć zbiórek, podczas gdy Hajrić i Edwards do spółki zgromadzili osiem oczek i sześć zebranych piłek. Niemniej jednak po pierwszej połowie to Anwil prowadził 36:28, więc Turek nie mógł być zadowolony ze swojej gry. - W pierwszej części spotkania włocławianie grali z wielką agresją, widać, że bardzo mocno zależało im na zwycięstwie i nam przez to grało się zdecydowanie ciężej. Oni bardzo dobrze bronili i nie mieliśmy zbyt wiele miejsca na rzuty z łatwych pozycji - tłumaczy center Trefla.
Włocławianie kontrolowali jeszcze przebieg pojedynku do 24. minuty, gdy dwa punkty dołożył John Allen i Anwil prowadził 40:28. Wówczas trener Karlis Muiznieks poprosił o przerwę i po chwili zaordynował obronę strefową, która... zmiażdżyła drużynę gospodarzy. - Po zmianie stron wszystko zmieniło się na naszą korzyść. Dokonaliśmy kilku zmian w naszym systemie gry, przestawiliśmy się na obronę strefową i uniemożliwiliśmy gospodarzom zdobywanie łatwych punktów - wyjaśnia środkowy Trefla, choć lepszym stwierdzeniem byłoby "całkowite zneutralizowanie ofensywy miejscowych".
Warto dodać, że między 24. a 37. minutą środowego meczu podopieczni Krzysztofa Szablowskiego rzucili... sześć punktów, z czego tylko cztery z gry. Sopocianie w tym czasie zdobyli aż 35 oczek i ze stanu 28:40 doprowadzili do wyniku 63:46. - Zdecydowanie odblokowaliśmy się w ataku, co jest oczywiście wynikiem tej obrony strefowej. Anwil nie trafiał z daleka, a także pod koszem, bo bardzo mocno zagęszczaliśmy pole trzech sekund. Zbieraliśmy piłki pod własną tablicą, albo notowaliśmy przechwyty i wyprowadzaliśmy kontry, z których zdobywaliśmy bardzo łatwe punkty - opowiada Turek. Lwią część ze swojego dorobku w ten sposób zanotował Łukasz Wiśniewski, którego sprinty były nie do powstrzymania.
Ostatecznie więc Trefl pokonał Anwil 67:54 zatrzymując gospodarzy na bardzo niskim pułapie punktowym. W trzeciej i czwartej kwarcie włocławianie rzucili tylko 18 oczek, z czego 12 z gry i ostatecznie zanotowali tylko 32 procent skuteczności rzutów (21/64). - Najważniejsze, że odnieśliśmy bardzo ważne zwycięstwo, który przybliża nas do upragnionego pierwszego miejsca przed play-off - dodaje Turek. Sopocianie mają nieznaczną przewagę nad lokalnym rywalem zza miedzy, Asseco Prokomem Gdynia - 1.774 do 1.714.
Nie byłoby jednak tego prowadzenia w ligowej hierarchii oraz zwycięstwa nad Anwilem, gdyby nie postawa wspomnianego Turka. Amerykanin zdobył aż 20 oczek (11 w drugiej części meczu), trafiając osiem z 14 rzutów z gry, zebrał 11 piłek, wymusił sześć fauli i trzykrotnie zablokował graczy Anwilu. - To wszystko jest mało ważne. Liczy się tylko zwycięstwo drużyny, ale jeśli moje punkty okazały się pomocne, to bardzo się cieszę. Po to tu jestem, żeby pomagać Treflowi w wygrywaniu każdego kolejnego spotkania - puentuje center sopockiego klubu.
John Turek: Odblokowaliśmy się po przerwie
Trefl Sopot nie wygrałby meczu z Anwilem Włocławek, gdyby nie znakomita postawa środkowego Johna Turka. Amerykański center ekipy znad morza od początku spotkania był wiodącą postacią swojego zespołu i ostatecznie zakończył pojedynek z double-double na koncie. Jego Trefl pokonał zespół z Kujaw 67:54.
Źródło artykułu: