Dzieje się tak dlatego, że wiślaczki szczególnie na początku środowego spotkania przekonały się, iż Energa jest niewygodnym rywalem. W pewnym momencie pierwszej kwarty przegrywały bowiem kilkunastoma punktami i nie mogły wejść we właściwy sobie rytm gry. - Uważam, że było to efektem ostatniej przerwy oraz trudności powrotu do polskiej ligi po zmaganiach w pucharach. Drużyna na turnieju finałowym w Stambule przegrała przecież cztery spotkania z rzędu, więc podnieść się pod względem mentalnym w takiej sytuacji zwykle jest ciężko. Jednak potem było już lepiej - dodaje Taj McWilliams Franklin.
Rzeczywiście, w drugiej połowie mistrzynie Polski nie pozostawiły złudzeń, kto jest głównym faworytem do medalu. Ich akcje w końcu zaczęły się zazębiać a różnica dzieląca oba teamy z każdą minutą była większa. Przyczyniła się do tego również 41-letnia Amerykanka, która wykonywała mnóstwo pożytecznej pracy w polu trzech sekund. Nie da się zatem ukryć, że w dalszych pojedynkach również będzie od niej wiele zależało. - Dla mnie podobnie jak dla całego teamu był to pewnego rodzaju sprawdzian. Przecież ostatni raz w rywalizacji o stawkę uczestniczyłam blisko miesiąc temu, więc na pewno dało się to w pewien sposób we znaki. Potrzebowałam chwili by wskoczyć na właściwy sobie poziom - mówi mistrzyni WNBA.
Pozytywna końcówka nie oznacza jednak, że Biała Gwiazda w przyszłości odznaczy się lekkomyślnością. Wręcz przeciwnie, jak przekonuje McWilliams tylko odpowiednie skupienie jest gwarantem sukcesu. - Grając w fazie play-off w USA zawsze byłam gotowa na maksymalną liczbę meczów. Niezależnie od tego, kto stał naprzeciwko mnie. Chcąc utrzymać dobre nastawienie nie możesz popadać w samo zachwyt lub też za szybko uwierzyć w powodzenie misji.
Idąc tym tokiem myślenia można przypuszczać, że kibice niebawem będą świadkami jeszcze lepszego oblicza Wisły. Tyle że torunianki spróbują jej maksymalnie utrudnić to zadanie. Główne role w tym działaniu z pewnością odegrają zagraniczne koszykarki Energi. Leah Metcalf i Jazmine Sepulveda, bo o nich mowa, zdążyły już pokazać, że są groźne nawet dla defensywy aktualnego mistrza i w nadchodzącej, drugiej konfrontacji przypuszczalnie także okażą się wyróżniającymi postaciami. - Przeciwniczki są niższe od nas, ale za to dysponują przewagą szybkości i po prostu wykorzystują swoje atuty - ocenia Anke DeMondt.
Czy wiślaczki zneutralizują je na tyle, by osiągnąć korzystny rezultat i ponownie triumfować przy własnej publiczności? - Defensywa jest podstawą tej dyscypliny i każda z nas musi zdać sobie sprawę, że od niej wszystko się zaczyna. Jeśli popełniamy błędy w ataku, jak to miało miejsce w środę, to dzięki defensywie jesteśmy w stanie je zniwelować. Ponadto gdy uda się wybronić daną akcję, wtedy łatwiej jest skonstruować skuteczny atak - kończy reprezentantka Belgii.
Początek drugiego spotkania pomiędzy Wisłą i Energą w czwartek o godzinie 18.
Wykorzystać własny parkiet - zapowiedź meczu Wisła Kraków - Energa Toruń
Po pierwszym zwycięstwie nad Energą Toruń podopieczne Jose Ignacio Hernandeza znalazły się w dość uprzywilejowanej sytuacji i pewnie zmierzają w stronę finału. W związku z tym przed starciem numer dwa trudno przypuszczać, by zwietrzyły szansę na kolejną wygraną. Jednakże nastroje wśród nich są dalekie od hurraoptymizmu.