Wykorzystać własny parkiet - zapowiedź meczu Wisła Kraków - Energa Toruń

Po pierwszym zwycięstwie nad Energą Toruń podopieczne Jose Ignacio Hernandeza znalazły się w dość uprzywilejowanej sytuacji i pewnie zmierzają w stronę finału. W związku z tym przed starciem numer dwa trudno przypuszczać, by zwietrzyły szansę na kolejną wygraną. Jednakże nastroje wśród nich są dalekie od hurraoptymizmu.

Dzieje się tak dlatego, że wiślaczki szczególnie na początku środowego spotkania przekonały się, iż Energa jest niewygodnym rywalem. W pewnym momencie pierwszej kwarty przegrywały bowiem kilkunastoma punktami i nie mogły wejść we właściwy sobie rytm gry. - Uważam, że było to efektem ostatniej przerwy oraz trudności powrotu do polskiej ligi po zmaganiach w pucharach. Drużyna na turnieju finałowym w Stambule przegrała przecież cztery spotkania z rzędu, więc podnieść się pod względem mentalnym w takiej sytuacji zwykle jest ciężko. Jednak potem było już lepiej - dodaje Taj McWilliams Franklin.

Rzeczywiście, w drugiej połowie mistrzynie Polski nie pozostawiły złudzeń, kto jest głównym faworytem do medalu. Ich akcje w końcu zaczęły się zazębiać a różnica dzieląca oba teamy z każdą minutą była większa. Przyczyniła się do tego również 41-letnia Amerykanka, która wykonywała mnóstwo pożytecznej pracy w polu trzech sekund. Nie da się zatem ukryć, że w dalszych pojedynkach również będzie od niej wiele zależało. - Dla mnie podobnie jak dla całego teamu był to pewnego rodzaju sprawdzian. Przecież ostatni raz w rywalizacji o stawkę uczestniczyłam blisko miesiąc temu, więc na pewno dało się to w pewien sposób we znaki. Potrzebowałam chwili by wskoczyć na właściwy sobie poziom - mówi mistrzyni WNBA.

Pozytywna końcówka nie oznacza jednak, że Biała Gwiazda w przyszłości odznaczy się lekkomyślnością. Wręcz przeciwnie, jak przekonuje McWilliams tylko odpowiednie skupienie jest gwarantem sukcesu. - Grając w fazie play-off w USA zawsze byłam gotowa na maksymalną liczbę meczów. Niezależnie od tego, kto stał naprzeciwko mnie. Chcąc utrzymać dobre nastawienie nie możesz popadać w samo zachwyt lub też za szybko uwierzyć w powodzenie misji.

Idąc tym tokiem myślenia można przypuszczać, że kibice niebawem będą świadkami jeszcze lepszego oblicza Wisły. Tyle że torunianki spróbują jej maksymalnie utrudnić to zadanie. Główne role w tym działaniu z pewnością odegrają zagraniczne koszykarki Energi. Leah Metcalf i Jazmine Sepulveda, bo o nich mowa, zdążyły już pokazać, że są groźne nawet dla defensywy aktualnego mistrza i w nadchodzącej, drugiej konfrontacji przypuszczalnie także okażą się wyróżniającymi postaciami. - Przeciwniczki są niższe od nas, ale za to dysponują przewagą szybkości i po prostu wykorzystują swoje atuty - ocenia Anke DeMondt.

Czy wiślaczki zneutralizują je na tyle, by osiągnąć korzystny rezultat i ponownie triumfować przy własnej publiczności? - Defensywa jest podstawą tej dyscypliny i każda z nas musi zdać sobie sprawę, że od niej wszystko się zaczyna. Jeśli popełniamy błędy w ataku, jak to miało miejsce w środę, to dzięki defensywie jesteśmy w stanie je zniwelować. Ponadto gdy uda się wybronić daną akcję, wtedy łatwiej jest skonstruować skuteczny atak - kończy reprezentantka Belgii.

Początek drugiego spotkania pomiędzy Wisłą i Energą w czwartek o godzinie 18.

Komentarze (0)