Czwartkowe spotkanie krakowianki rozpoczęły z wysokiego "C". Po kilkudziesięciu sekundach za sprawą fenomenalnej skuteczności Anke DeMondt prowadziły 6:2 i już na starcie znalazły się w bardzo uprzywilejowanym położeniu. Torunianki zaś na taki bieg wydarzeń nie były w stanie zareagować. Co prawda Leah Metcalf oraz Jazmine Sepulveda w swoim stylu próbowały indywidualnych szarż, ale trudno im było przedrzeć się przez twardą defensywę miejscowych. W szeregach Wisły natomiast z czasem ciężar zdobywania punktów wzięła na siebie Magdalena Leciejewska. Wprowadzona na parkiet w połowie kwarty nadspodziewanie łatwo radziła sobie w polu trzech sekund i popisała się kilkoma udanymi zagraniami z rzędu. Dzięki temu jej drużyna wygrywała 18:9 i wydawało się, że od tego momentu będzie tylko powiększać dystans dzielący oba teamy.
Jednakże podopieczne Elmedina Omanicia nie poddały się tak wcześnie. Za sprawą szybkich ataków oraz "trójki" w wykonaniu Emilii Tłumak zniwelowały większość strat i dały jasno do zrozumienia, że nie czują przed mistrzem żadnego respektu. Na poparcie tych słów wystarczy przytoczyć fakt, że po pierwszej kwarcie wynik brzmiał 26:21, co mogło dać przyjezdnym nadzieję na dalsze pomyślne fragmenty.
Niestety dla nich w drugiej kwarcie do głosu doszły Milka Bjelica i Ewelina Kobryn. Obie środkowe wykorzystując przewagę wzrostu wykonały mnóstwo pożytecznej pracy, dzięki której Biała Gwiazda ponownie odskoczyła rywalkom. Dla Energi zatrzymanie dwóch krakowskich wież było zadaniem wręcz niemożliwym do wykonania, a wszystko z racji na brak klasowych podkoszowych. W obliczu tego nawet liczne próby przechwytu poszczególnych podań nie wystarczały do osiągnięcia założonego celu i ekipa z miasta Kopernika musiała pogodzić się z narastającą przewagą gospodyń. Ta, po trafieniach Taj McWilliams Franklin wyniosła siedemnaście "oczek", w związku z czym krakowianki na długą przerwę udały się w doskonałych humorach.
Po zmianie stron przyjezdne zdając sobie sprawę z powagi sytuacji odważniej ruszyły do przodu i przynajmniej w pewnym stopniu zbliżyły się do oponenta. Wśród nich ogromną aktywność w dalszym ciągu przejawiała Sepulveda. Amerykanka w największym stopniu odpowiadała za poczynania ofensywne całego zespołu i można było odnieść wrażenie, że ma niespożyte pokłady energii. Jednak na dłuższą metę taka taktyka Energi okazała się nieskuteczna. Po chwili nostalgii bowiem wiślaczki przebudziły się i powróciły do wysokiego poziomu prezentowanego w poprzednich odsłonach. Słowa pochwały należało skierować pod adresem Pauliny Pawlak, która rozgrywała jedno z lepszych spotkań w sezonie. Wtórowała jej Petra Ujhelyi. Węgierka punktowała z najrozmaitszych pozycji i ku zaskoczeniu kibiców rzadko kiedy podejmowała błędne decyzje. Nie powinno zatem dziwić, że przed decydującą podopieczne Jose Ignacio Hernandeza wygrywały 59:43 będąc jednocześnie o krok od drugiego półfinałowego triumfu.
Gdy na starcie czwartej odsłony trzy punkty zdobyła Bjelica, Wisła prowadziła 65:43 i mogła być w zasadzie pewna swego. W końcu roztrwonienie tak pokaźnej zaliczki przez klasową drużynę nie zdarza się często. W myśl tych słów, do końcowej syreny zawodniczki z Małopolski kontrolowały wydarzenia na placu gry, a ich szkoleniowiec zdecydował się nawet dać szansę zmienniczkom. Nie pogorszyło to jednak ogólnego obrazu Białej Gwiazdy, która ostatecznie pokonała toruńską Energę 82:54 i od wielkiego finału dzieli ją tylko mały kroczek.
Wisła ponownie zwycięska - relacja z meczu Wisła Can - Pack Kraków - Energa Toruń
W drugim starciu półfinałowym Biała Gwiazda bez najmniejszych problemów pokonała Energę Toruń 82:54. Krakowianki prowadziły w zasadzie przez cały czas trwania rywalizacji i nawet niezwykle zmotywowana tego dnia Jazmine Sepulveda nie była w stanie odmienić jej losów. Tym samym Wisła znacznie przybliżyła się do finału FGE.