Sokół trafił na Rosę w pierwszej fazie play-off wskutek bardzo kiepskiej postawy w ostatnich meczach rundy zasadniczej. Przez dłuższą część sezonu znajdował się na pierwszym miejscu w tabeli. - Końcówka rozgrywek to była rzeczywiście tragedia w naszym wykonaniu. Zabrakło nam dwóch bardzo ważnych ludzi do grania, Bartosza Dubiela i Wojciecha Pisarczyka. Trener miał ograniczone pole manewru - przypomina Marcel Wilczek.
Łańcucianie wylądowali więc ostatecznie na szóstej lokacie i trafili na trzecich w tabeli radomian. - Nie planowaliśmy, z kim zagrać w play-offach. Z Rosą dobrze nam się grało w sezonie zasadniczym, to były emocjonujące i wyrównane spotkania - zaznacza nasz rozmówca. - Teraz przegraliśmy aż siedemnastoma punktami, to zdecydowanie za duża różnica - dodaje.
W pierwszym spotkaniu w Radomiu Dariusz Kaszowski nie mógł skorzystać z usług dwóch koszykarzy, wymienionych przez skrzydłowego. Stąd "skrócona" ławka i "zawężona" rotacja. - Każdy z nas musi grać po 25-30 minut. To dużo, biorąc pod uwagę fakt, że Rosa ma szerszą kadrę i może pozwolić sobie na zmiany - zauważa Marcel Wilczek.
Zawodnik Sokoła nie załamuje jednak rąk i z nowym nastawieniem, tak jak i reszta drużyny, przystąpi do niedzielnego boju. - Wszystko zacznie się od początku - mówi na koniec.