Michał Fałkowski: Czy to, że przez ostatnie dwa miesiące graliście tylko przeciwko niżej notowanym rywalom wpłynie jakoś na waszą dyspozycję w play-off?
J. J. Montgomery: Nawet jeśli graliśmy w niższej części rozgrywek, to i tak traktowaliśmy każdy mecz jak biznes, który trzeba załatwić, wykonać. Nadal przecież chcieliśmy wygrywać w każdym spotkaniu. Co więcej, jestem zdania, że przez te ostatnie mecze staliśmy się zdecydowanie lepsi, bo mieliśmy okazje ćwiczyć naszą defensywę w różnych warunkach, trenowaliśmy nowe schematy, nowe systemy i teraz jesteśmy bogatsi o te doświadczenia. Poza tym nauczyliśmy się, że możemy na sobie polegać, a to że możemy na sobie polegać czyni nas lepszymi. Ponadto wypracowaliśmy kilka wariantów gry w ataku i myślę, że to zaprocentuje w ćwierćfinale.
Czy jest możliwe wychodzić na mecz z niezmiennie takim samym nastawieniem woli walki? Przecież inaczej się gra przeciwko outsiderowi ligi, a inaczej przeciwko mistrzowi...
- Zawsze docenialiśmy rywala, z którym przychodziło nam się mierzyć. Niedocenianie przeciwnika to pierwszy grzech główny, za który często przychodzi zespołom zapłacić. My do każdego spotkania podchodziliśmy tak, jakby to był nasz ostatni. Każdy, kto twierdzi, że nie szanowaliśmy swoich przeciwników kłamie, po prostu kłamie, albo nas nie zna. Nasz trener ponadto nigdy by na to nie pozwolił. Jak już zaczęła się faza szóstek mocno i precyzyjnie wyjaśnił nam, że o jakimkolwiek odpuszczaniu nie ma mowy.
Pytam dlatego, bo za chwilę będziecie mierzyć się z rywalem, z jakim jeszcze nie graliście w tym sezonie i to będzie spora różnica jeśli chodzi o jakość rywalizacji w porównaniu z tym, do czego przyzwyczailiście się grając w niższej połówce ligi.
- Cóż, Asseco Prokom to Asseco Prokom. Nie mieliśmy niestety szansy poznać ich w tym sezonie i, mówię to z pełną świadomością, pokonać ich. Wielka szkoda, że nam oraz innym zespołom nie dane było zmierzyć się z mistrzem, aczkolwiek my jednak będziemy mieć tę możliwość. Zagramy z nimi w serii do trzech zwycięstw i zobaczymy czy ten mistrz jest rzeczywiście taki mocny.
Jaka to będzie rywalizacja?
- Przede wszystkim wiemy, że to będzie bardzo fizyczna seria, w której będziemy musieli pokazać lwi pazur. Na pewno jedną z ważniejszych rzeczy będzie walka o zbiórki; zastawienie tablicy i agresja na tablicy atakowanej to klucz. Asseco Prokom to absolutny top polskich zespołów i jeśli tylko popełnimy drobny błąd, gdynianie momentalnie to wykorzystają.
Te dwa miesiące, w których w większości ogrywaliście niżej notowanych rywali, to były tylko przystawki, a konfrontacja z mistrzem Polski wydaje się być daniem głównym...
- Ja szczerze mówiąc nie mogę doczekać się tej konfrontacji, bo kocham takie mecze kiedy rywal wydaje się być poza zasięgiem. Batalia, bitwa z Asseco to będzie prawdziwe wyzwanie, które przetestuje nas jako koszykarzy na pewnym poziomie zaangażowania oraz umiejętności. Wiadomo, że jeśli podejdziemy do tych spotkań nieskoncentrowani na 100 procent, to już teraz możemy spakować walizki. Nasz umysł musi być w idealnej kondycji i wtedy pozwoli nam zagrać w koszykówkę. Znam wielu ludzi z koszykarskiego środowiska w Polsce, którzy twierdzą, że nie mamy z Prokomem żadnych szans, ale mój umysł nie stawia sobie żadnych granic! Słyszałem, że nic takiego wcześniej w Polsce nie miało miejsca by ósma ekipa pokonała lidera w ćwierćfinale play-off i to jeszcze na dodatek mistrza, ale my postaramy się być pierwsi.
Jesteś bardzo optymistycznie nastawiony - gdzie należy upatrywać szans AZS Koszalin w starciu z mistrzem kraju?
- Nie czujemy na sobie żadnej presji i to jest nasza przewaga, a z kolei wszyscy oczekują od Asseco Prokomu, że wygra tę serię w trzech krótkich spotkaniach. My natomiast nie musimy nic ponadto, żeby zagrać dobry basket autorstwa AZS Koszalin. Jednej rzeczy nauczyłem się przez te kilka miesięcy - każdy z nas chce być mistrzem i na pewno łatwo nie odpuścimy.
Wydaje się, żeby stawić czoło ekipie z Gdyni wszyscy, bez wyjątku, musicie wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności, bo, nie ma co ukrywać, jeśli chodzi o potencjał poszczególnych graczy to Asseco Prokom góruje nad każdym zespołem w Polsce, a co za tym idzie, nad wami...
- Tak, wszyscy musimy zagrać po prostu bardzo dobrze, a jednocześnie poświęcić się dla drużyny. Zwłaszcza to poświęcenie będzie bardzo istotne, bo jeśli ktokolwiek wyjdzie przed szereg i zacznie grać po siebie, wówczas przegramy, bo gdynianie momentalnie to wykorzystają. W ostatnich meczach wszystko funkcjonowało jak w najlepszym porządku, choć oczywiście trzeba również wziąć pod uwagę, że graliśmy przeciwko słabszym drużynom. Niemniej jednak piłką dzieliliśmy się bardzo dobrze, szybko uruchamialiśmy kontrataki i zdobywaliśmy łatwe punkty. Kto wie czy właśnie takie szybkie kontry i łatwe punkty po akcjach dwa na jeden nie będą kluczowe?
Waszą nadzieją może być Andrej Urlep, trener, który niejedno w swoim życiu widział w play-off i niejedną sprawił niespodziankę. Z pewnością opiekun Asseco Prokomu, Andrzej Adamek, nie jest tej klasy szkoleniowcem co Słoweniec...
- Urlep... Czy tego człowieka da się opisać w ogóle w jednej odpowiedzi? Ja mam na jego temat swoje prywatne zdanie, ale chętnie się z nim podzielę. Zanim on pojawił się w AZS słyszałem o nim same szalone rzeczy, ale gdy tylko zjawił się u nas na hali, wiedziałem, że ten facet zna się na koszykówce. Odkąd tylko zaczął z nami pracować, wspięliśmy o dwa poziomy wyżej jeśli chodzi o nasze umiejętności. Poza tym rozwinęliśmy się nie tylko koszykarsko, ale również w kwestii pozasportowej. Mamy lepszą atmosferę w zespole i każdy jest zaangażowany w grę. Urlep jest ciężkim trenerem, nie ma co ukrywać, ale jednocześnie bardzo pozytywnym. Czasami możesz się z nim nie zgadzać, ale nigdy nie możesz powiedzieć, że nie sprawia, że gracze się nie rozwijają. Jestem pewien, że nie ma zawodnika, który z ręką na sercu może powiedzieć, iż Słoweniec nie pomógł mu w rozwoju.
Pytanie więc czy obecność Andreja Urlepa na ławce trenerskiej wpłynie jakoś na rywalizację z Asseco Prokomem?
- Na pewno będzie nam się grało zdecydowanie łatwiej mając takiego szkoleniowca na ławce trenerskiej. Jestem w stu procentach pewien, że przygotuje nas do spotkań z mistrzem Polski w taki sposób, by grało nam się komfortowo. Dodatkowo, on wie jak wygrywać z najlepszymi, w swojej karierze rozegrał już dziesiątki takich meczów i jeśli chodzi o ławkę trenerską to na pewno przewaga będzie po stronie AZS.
A przewaga parkietu, którą mają mistrzowie Polskie, odegra jakąś rolę?
- Każdy lubi i chce grać jak najwięcej na przeciw swojej publiczności, ale chyba w play-off nie ma to większego znaczenia. Tablice do kosza są mniej więcej wszędzie takie same, obręcze są zawieszone na tej samej wysokości, długość parkietu niezmienna. Tylko ludzie wkoło się zmieniają, ale na parkiecie to nie oni wykonują kluczowe rzuty.
Asseco Prokom niezmiennie wygrywa mistrzostwo Polski od ośmiu lat. Wyobrażasz sobie czego dokonalibyście eliminując ich już na etapie ćwierćfinału?
- Nie dbam o to, że oni są mistrzem, nie dbam o to, że wygrali ileś tam mistrzostw z rzędu, to nie ma żadnego znaczenia, historia, tradycje, puchary ładnie ogląda się zza szyby. Wyjdę naprzeciwko nich i bez żadnej bojaźni będę w stanie spojrzeć im prosto w oczy... I jeśli tylko moi koledzy zagrają z podobnym podejściem, nie jesteśmy skazani na porażkę. Ciężko pracowaliśmy cały sezon, mamy umiejętności i talent, teraz od nas zależy czy będziemy umieli to wykorzystać. A jeśli przegramy, to mam nadzieję, że stanie się to po morderczej dla Prokomu walce i z naszą świadomością, że ani na chwilę nie zawahaliśmy się i graliśmy z całego serca. To jestem w stanie przyjąć, ale nigdy tego, bym miał odpuścić już przed meczem bo rywal zdobył więcej tytułów mistrzowskich.