Jeszcze kilka miesięcy temu ta sytuacja byłaby nie do pomyślenia - Anwil Włocławek w trójce najlepszych zespołów w Polsce, zaś PGE Turów Zgorzelec na samym końcu ekip walczących w górnej szóstce. Przecież na początku sezon drużyna Jacka Winnickiego wydawała się murowanym kandydatem do finału (osiem zwycięstw z rzędu), a włocławianie mieli wielki problemy z ustabilizowaniem formy i nikt nie spodziewał się, że jeśli dojdzie do konfrontacji obu drużyn w play-off, to podopieczni Krzysztofa Szablowskiego będą mieć przewagę parkietu.
Tymczasem w poniedziałek i środę oba zespoły zmierzą się w pierwszych ćwierćfinałowych spotkaniach play-off, a areną zmagań będzie włocławska w Hali Mistrzów. - Niestety faza szóstek nie była dla nas udana, mieliśmy dużo problemów i nie do końca w pewnym momencie potrafiliśmy sobie z nimi poradzić, stąd straciliśmy szansę na przewagę parkietu. W play-off to nie będzie miało jednak znaczenia, gra zaczyna się od nowa - twierdzi Ronald Moore, amerykański rozgrywający PGE Turowa, dodając: - Naszym celem będzie wyrwanie przynajmniej jednego zwycięstwa w Hali Mistrzów. Z pewnością będzie bardzo ciężko, bo Anwil zrobi wszystko by przyjechać do naszej hali z dwoma zwycięstwami na koncie.
Co ciekawe, obie ekipy spotkały się na zakończenie fazy szóstek - w Zgorzelcu zwyciężył Anwil 79:76 i tym samym odblokował się psychicznie. Wszak we wcześniejszych trzech potyczkach to zgorzelczanie wygrywali (w tym dwukrotnie na terenie przeciwnika). - Nie ważne co oni sobie myślą, niech myślą co chcą, mają do tego prawo. My jesteśmy pewni swego, wierzymy w swoje umiejętności i zrobimy wszystko by pokonać ich w serii do trzech zwycięstw - bagatelizuje problem Moore.
Pewność siebie zgorzelczan może okazać się bronią obosieczną. Zdecydowanie ważniejsza będzie umiejętność wyciągnięcia wniosków po ostatniej porażce. - Popełniliśmy wtedy kilka błędów w samej końcówce, co goście momentalni wykorzystali. Grali bardzo dobrze w obronie, nie bali się podejmować trudnych decyzji i byli skuteczni. My natomiast zbyt szybko chcieliśmy wrócić do gry i niestety się nie udało - tłumaczy Moore, dodając: - Oni są bardzo dobrym zespołem, co udowodnili tym ostatnim meczem. Nie sądzę jednak by ta porażka cokolwiek zmieniła w naszym podejściu do konfrontacji z Anwilem. Nadal jesteśmy dobrej myśli i wierzymy, że możemy pokonać włocławian jeśli zagramy swój basket.
Anwil ma przewagę parkietu, do zdrowia wracają kontuzjowani ostatnio Lorinza Harrington i Bartłomiej Wołoszyn, a ostatnia wygrana sprawiła, że w drużynie panuje optymistyczna atmosfera. Gdzie zatem leży przewaga PGE Turowa? - Myślę, że naszą prawdziwą przewagą są i będą kontry. Z tego co zdążyłem już zobaczyć włocławianie mają czasami problemy z wracaniem do obrony i my musimy to wykorzystać. Jeśli tylko zastawimy odpowiednio naszą tablicę i uruchomimy kontry, to szybko zbudujemy sobie kilkupunktową przewagę, która da nam pewność siebie i pozwoli grać na większym luzie - wyjaśnia amerykański playmaker.
Warto dodać, że Moore jedno ze swoich najlepszych spotkań w tym sezonie rozegrał właśnie przeciwko Anwilowi. W fazie szóstek PGE Turów przyjechał do Hali Mistrzów po serii czterech porażek z rzędu, a mimo to pokonał włocławian 83:72 i duża w tym zasługa Amerykanina, który zdobył 18 punktów i rozdał 11 asyst. - Nadal mam w pamięci ten mecz, bo rozegrałem wówczas chyba najlepsze spotkanie w sezonie. Czułem się doskonale i byłem w stanie przełożyć swoją energię na parkiet. Bardzo bym chciał coś takiego powtórzyć, choć wiem, że będzie trudno. Ważniejsze jednak byśmy wygrali całą rywalizację - kończy swoją wypowiedź koszykarz.
Ronald Moore: Ostatnia porażka nic nie zmienia
Spośród wszystkich ćwierćfinałowych konfrontacji ta wydaje się być najbardziej nieprzewidywalna. Anwil Włocławek dwa pierwsze mecze z PGE Turowem Zgorzelec rozegra u siebie, ale z pewnością nie będzie murowanym faworytem. Co więcej, rozgrywający zgorzelczan Ronald Moore jest pewien, że to jego zespół wyjdzie z tego starcia zwycięsko.
Źródło artykułu: