Rozgrywający musi rządzić - rozmowa z Łukaszem Koszarkiem, zawodnikiem Trefla Sopot

Łukasz Koszarek jest jednym z liderów Trefla Sopot w obecnym sezonie. W środę przeciwko Śląskowi Wrocław zanotował całkiem niezły występ, bo oprócz 18 punktów zanotował także 6 asyst. Treflowi udało się wygrać 86:77 i doprowadził do remisu w rywalizacji ćwierćfinałowej.

Karol Wasiek
Karol Wasiek

Karol Wasiek: W przeciągu dwóch dni rozegraliście całkiem dwa różne mecze. Dlaczego ta gra w waszym wykonaniu tak faluje?

Łukasz Koszarek: (chwila zastanowienia). Powiem szczerze, że chyba motywująco na nas zadziała presja tego spotkania. Bo ten mecz był trochę z serii o być albo nie być. Cieszy to, że po takiej porażce potrafiliśmy się podnieść.

Dla was to spotkanie było o tyle ważne, że ewentualna porażka bardzo utrudniłaby drogę do półfinału.

-  To fakt, nasza sytuacja byłaby bardzo trudna. Jednakże w play-offach trzeba wygrać trzy mecze, aby awansować do kolejnej rundy. Dobrze, że jest teraz remis. Śląsk pokazał tutaj naprawdę bardzo dobrą koszykówkę. Myślę, że należą im się słowa uznania za to, co pokazali.

Aż trudno nie zapytać o przyczyny poniedziałkowej porażki w hali 100-lecia w Sopocie?

- Ciężko jest teraz o tym mówić. Skupiamy się obecnie już na trzecim meczu, który odbędzie się w sobotę we Wrocławiu. Słabo zagraliśmy w poniedziałek, Śląsk to po prostu wykorzystał.

Na jakie elementy koszykarskiego rzemiosła zwracał uwagę trener Muiznieks przed drugim elementem? Jak was motywował?

- Zwracał uwagę przede wszystkim na obronę. Musieliśmy zagrać bardziej agresywnie i myślę, że to się nam udało. Dawał nam wskazówki także, co do gry w ofensywie.

No właśnie, czy trener nie kazał nieco spowolnić rozgrywanie akcji? Bo w pierwszym meczu graliście w takim tempie, które idealnie pasowało Śląskowi Wrocław.

- Tak. Problem jest taki, że mieliśmy słabą skuteczność rzutów za trzy. Ich strefa dobrze pracowała i musieliśmy nieco zmienić nasz styl gry. Staraliśmy się grać nieco szybciej. Moim zdaniem, lepiej było grać nieco szybciej niż akcje ustawiane, bo te trójki nam nie wpadały kompletnie. Zatrzymali nasze dwójkowe akcje z Johnem Turkiem. Ten atak pozycyjny leżał.

18 punktów i 6 asyst to dobre statystyki w pana wykonaniu. Jest pan zadowolony ze swojego występu?

- Tak. Problem jest taki, że oni starają się mnie wyłączyć z gry i inni zawodnicy muszą podejmować próby rzutowe. Musimy z trenerem znaleźć taki balans, żebym ja też oddawał swoje rzuty. Też trzeba mnie wykreować. Nie jestem przecież Kobe Bryantem.

Pana koledzy jednoznacznie wyznaczają pana na lidera drużyny. Czy pan uważa się za takiego lidera zespołu?

- Na pewno jednym z liderów. Jestem doświadczonym zawodnikiem. Na pewno rozgrywający musi rządzić na boisku, wyznaczać zagrywki. Takim liderem punktowym co mecz może być kto inny. Zarówno Adam Waczyński, Filip Dylewicz, jak i John Turek mogą zdobywać po 20 punktów.

Paradoksem jest sytuacja, że lepiej czujecie się w hali meczowej (Ergo Arena) niż w hali 100-lecia w Sopocie, w której na co dzień odbywacie treningi.

- Myślę, że kibice też czują się lepiej w Ergo Arenie. Tutaj mamy naprawdę piękny obiekt. Tak naprawdę nie powinno mieć to znaczenia, w której hali gramy. To są play-offy i tutaj nie ma miejsca na narzekania. W każdej sytuacji trzeba wyjść i starać się wygrywać.

A co musicie zrobić by chociaż raz odnieść zwycięstwo we Wrocławiu?

- Grać tak agresywnie, jak tylko możemy. Starać się wykorzystywać nasze przewagi. Będziemy musieli wierzyć w swój rzut to przede wszystkim.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×