Szóstki wygrały dzięki niesamowitej czwarte kwarcie, którą wygrały 28:14. W ostatniej odsłonie jak z nut grał Spencer Hawes, który trafił wówczas aż 10 punktów, a cały mecz zakończył z 21 oczkami i dziewięcioma zbiórkami. Dla 24-letniego był to bez wątpienia najważniejszy mecz w karierze. - Przed nami ogromna szansa i postaramy się ją wykorzystać - mówił po ostatniej syrenie.
Philly nie dość, że sensacyjnie prowadzi z Bykami już 2:1, to na dodatek w kolejnym meczu najprawdopodobniej zabraknie Joakima Noah, który poważnie skręcił kostkę. Francuz co prawda zagrał jeszcze kilka minut po tym urazie, lecz w końcu opuścił parkiet.
- Musimy być gotowi i będziemy gotowi. Musimy dać z siebie wszystko - powiedział Tom Thibodeau, szkoleniowiec Bulls, przed którym nie lada wyzwanie. Przypomnijmy bowiem, że kontuzja Noah to kolejny ból głowy po stracie lidera i największej gwiazdy - Derricka Rose'a.
W piątek Bulls byli na dobrej drodze do wygranej, po wygranej w trzeciej kwarcie 21:11. Ostatnia odsłona była jednak popisem miejscowych. - Czwarta odsłona powinna być najlepsza w naszym wykonaniu. Mieliśmy kilka otwartych pozycji, lecz myliliśmy się - analizował Carlos Boozer, najlepszy wśród Byków, zdobywca 18 punktów i 10 zbiórek.
Jrue Holiday dołożył 17 punktów dla Szóstek, a oczko mniej miał Evan Turner. Co ciekawe, gospodarze chybili 13 z 14 trójek, a w całym meczu rzucali na słabej skuteczności - 34 proc.
Philadelphia 76ers - Chicago Bulls 79:74 (19:20, 21:19, 11:21, 28:14)
(S. Hawes 21, J. Holiday 17, E. Turner 16 - C. Boozer 18 (10 zb), R. Hamilton 17, J. Noah 12)
Stan rywalizacji: 2:1 dla Philadelphii
Po jednym meczu kary za odepchnięcie sędziego do rywalizacji wrócił Rajon Rondo, który znów rozegrał niesamowite zawody. Rozgrywający Celtów zanotował swoje siódme triple-double w play off, zdobywając 17 punktów, 14 zbiórek i 12 asyst! Co ważniejsze, Celtics pokonali po dogrywce Hawks i po raz pierwszy w serii wyszli na prowadzenie.
- Koledzy mówili mi, żebym cały czas był agresywny w swojej grze. Oddałem dużo rzutów, lecz ostatecznie udało się znaleźć receptę na zwycięstwo - powiedział Rondo, który pierwsze punkty zdobył dopiero w drugiej połowie.
21 oczek dołożył Paul Pierce, który w ostatniej akcji czwartej kwarty mógł przechylić szalę zwycięstwa na stronę Celtów. Wśród pokonanych 29 oczek zgromadził Joe Johnson a 23 pkt miał Jeff Teague.
Hawks w tym meczu nie mogli skorzystać z usług kontuzjowanego lidera Josha Smitha a wciąż nieaktywni z powodu urazów są czołowi podkoszowi - Al Horford oraz Zaza Paczulia.
- Mieliśmy swoje szanse, ale się nie udało. Czujemy jednak, że to zwycięstwo nam uciekło - mówił niepocieszony Johnson.
Boston Celtics - Atlanta Hawks 90:84 po dogrywce (17:19, 23:19, 20:20, 20:22, 10:4)
(P. Pierce 21, K. Garnett 20 (13 zb), R. Rondo 17 (14 zb, 12 as) - J. Johnson 29, J. Teague 23, T. McGrady 12)
Stan rywalizacji: 2:1 dla Boston
Po dwóch zwycięstwach LA Lakers w końcu obudzili się koszykarze Denver Nuggets. W pierwszym meczu we własnej hali stosunkowo łatwo ograli Jeziorowców i zmniejszyli straty w serii. O wszystkim zadecydowała pierwsza połowa, w której Bryłki prowadziły różnicą nawet 24 oczek.
Świetną partię rozgrywał Ty Lawson, który zanotował 25 oczek. Double-double popisał się z kolei JaVale McGee, autor 16 punktów i 15 zbiórek.
Wśród pokonanych 22 punkty zgromadził Kobe Bryant, lecz przy marnej skuteczności 7/23.
Mecz numer cztery ponownie w Pepsi Center, w niedzielę.
Denver Nuggets - Los Angeles Lakers 99:84 (30:14, 25:25, 17:26, 27:19)
(T. Lawson 25, J. McGee 16 (15 zb), D. Gallinari 13 - K. Bryant 22, A. Bynum 18 (12 zb), P. Gasol 16)
Stan rywalizacji: 2:1 dla LA Lakers