- Spodziewaliśmy się podobnego spotkania. Zrobiliśmy co w naszej mocy, aby ten mecz wygrać. Tego właśnie zabrakło w pierwszym spotkaniu - powiedział Evan Turner, rzucający Sixers, który na 40 sekund przed końcem po świetnym wejściu pod kosz zdobył decydujące punkty.
W ostatnich sekundach goście nie mylili się już na linii rzutów wolnych (6/6 w ostatnich 12 sekundach), dzięki czemu doprowadzili do remisu w serii. Gospodarzom nie pomogła nawet kolejna trójka niezawodnego Ray'a Allena, który z 17 punktami był najskuteczniejszy w ich szeregach.
Philly zagrała konsekwentnie w decydujących fragmentach spotkania i potrafiła odpowiedzieć na każdy zryw Celtów. Jeszcze na początku czwartej kwarty goście prowadzili 57:49, lecz Boston dwukrotnie doprowadzał do remisu, a nawet na chwilę wyszedł na minimalne prowadzenie.
- W końcu znaleźliśmy na to sposób. Przez cały sezon nie potrafiliśmy wygrywać takich meczów, ale teraz chłopcy uwierzyli, że naprawdę można - dodał Doug Collins, szkoleniowiec Sixers.
Celtowie w całym meczu popełnili aż 19 strat i przegrali walkę na tablicach 36:47.
18 punktów dla zwycięzców uzbierał Jrue Holiday a 13 oczek dorzucił Andre Iguodala. Wśród pokonanych oprócz wspominanego Allena, double-double zanotował Kevin Garnett (15 pkt i 12 zb), który 11 oczek wywalczył w czwartej kwarcie. 13 asyst rozdał z kolei Rajon Rondo, który na otwarcie serii popisał się triple-double.
Mecz numer trzy w środę, w Filadelfii.
Boston Celtics - Philadelphia 76ers 81:82 (25:21, 13:15, 11:21, 32:25)
(R. Allen 17, K. Garnett 15 (12 zb), B. Bass 12 - J. Holiday 18, A. Iguodala 13, E. Turner 10)
Stan rywalizacji: 1:1