Za nami niewdzięczny prolog, który dreszczu emocji w nikim nie wzbudził. Był tyleż wielkim widowiskiem, ileż nędznym naśladownictwem. To w żadnym wypadku nie oznacza, że cała seria o mistrzostwo Polski będzie przebiegać w stylu przeciętnym, choć niewykluczone, że koszykarze - by dopiąć swego - obniżą swoje loty i zanurzą w otchłani brutalnej gry.
Pierwszy akt należał do obrońców tytułu. Asseco Prokom w Gdyni zaprezentował improwizację wielką - starcie przypominało monolog, w którym sopocianie stanowili tło. Drużyna Andrzeja Adamka tradycyjnie mogła oczekiwać dobrych występów Donatasa Motiejunasa i Jerel Blassingame. W obu przypadkach mowa o zawodnikach nietuzinkowych, wychylających się ponad nasze rozgrywki, w szczególności zaś Litwin. Jeśli Trefl do kogoś podchodzi ze strachem, to z pewnością do tego pierwszego. Niezależnie od okoliczności Motiejunas jest w stanie zdobyć mnóstwo punktów, wygrać bezpośrednią konfrontację z każdym oponentem na polskich parkietach.
Nic dziwnego, że w meczach przeciwko mistrzowi zapada się nieco Filip Dylewicz. Doświadczony koszykarz nie pomógł też żółto-czarnym podczas inauguracji - mimo przyzwoitego dorobku, nie miał podstaw do zadowolenia. Trefl przegrał, a on zdecydowanie częściej pudłował, niż kierował piłkę do kosza. On, podobnie zresztą jak cały klub z Sopotu, chyba coraz bardziej odczuwa kompleks lokalnego rywala, który zbił ich od momentu rozłamu dziesięciokrotnie. To jest na tyle bolesne doświadczenie, że przekłada się na podejście psychiczne.
Wzrosły notowania obrońców tytułu po powrocie Przemysława Zamojskiego. Jeden z wielkich nieszczęśników, łapiących kontuzje niczym wyprzedaże, wreszcie powrócił do pełni sił i wystąpił w pierwszym spotkaniu. Nie grał jeszcze długo, ale dobra wiadomość dla podopiecznych Karlisa Muiznieksa to z pewnością nie jest. Zwłaszcza że w środę znowu zagrają na trudnym terenie, wciąż nie zdobytym przez przyjezdnych. A przecież starć z wymagającymi rywalami w Gdyni wcale nie było tak mało.
- Powiem szczerze, że nie spodziewałem się, że zagram tyle minut. Spodziewałem się, że może zagram parę minut, że powierzone mi zostaną zadania defensywne, żeby pomóc chłopakom, ograniczyć poczynania Łukasza Koszarka czy też innego gracza. Cieszę się bardzo, że trener dał mi szansę i mogłem swoim występem, choć trochę pomóc drużynie - przyznał w rozmowie z oficjalną stroną klubu Zamojski.
Mimo że gdynianie dysponują potencjałem znacznie przerastającym możliwości innych, to sopocianie nie muszą jeszcze myśleć o następnych spotkaniach w Ergo Arenie. Nie, wszystko jeszcze możliwe. Seria spotkań daje im unikalną szansę na pokonanie lokalnego rywala - Asseco Prokom dysponuje szerszym składem, ale zdarzają się jemu koszmarne występy. Do tego Łukasz Koszarek i spółka mogą natrafić na dobrą dyspozycję, czy też po prostu wyciągnąć wnioski z lekcji udzielonej w prologu. Wariantów, scenariuszy jest naprawdę mnóstwo. Teoretycznie derby rządzą się swoimi prawami, ale czy to obowiązuje też w tym przypadku?
- Jeśli chcemy pokonać Asseco Prokom w jego hali musimy grać twardo i zdecydowanie przez 40 minut, a nie tylko przez fragmenty meczu - przyznał po meczu nr 1 Muiznieks
Początek spotkania o godz. 18.30. Transmisja w TVP Sport.