- Mecz numer siedem. Chcieliśmy wygrać i to było naszym jedynym celem. Jedziemy do Bostonu i zobaczymy co się wydarzy w niedzielę - mówił Doug Collins, szkoleniowiec Szóstek.
Główną przyczyną porażki Celtów była mizerna skuteczność. Goście zdobyli ledwo 75 punktów, przy skuteczności 33,3 proc. Popełnili aż 17 strat i chybili 11 z 14 prób z dalekiego dystansu. Na nic zdało się 14 zbiórek w ataku - dwa razy więcej od gospodarzy.
Po trzech kwartach miejscowi prowadzili 60:56. W czwartej kwarcie kluczowe akcje przeprowadzał Jrue Holiday oraz Evan Turner. Pierwszy z nich uzbierał 20 punktów, drugi dołożył 12. - Moi gracze grali bez strachu - dodał Collins, którego podopieczni 42 punkty zdobyli z pomalowanego, przy zaledwie 16 pkt Celtics.
Paul Pierce uzbierał 24 punkty i miał 10 zbiórek, a Kevin Garnett dołożył 20 oczek i 11 zbiórek. Żaden inny zawodnik Celtów nie osiągnął bariery 10 punktów.
- To ciężka i wyrównana seria. Wszystko rozstrzygnie się w meczu numer siedem. Raz my gramy dobrze, raz oni. Teraz to jednak my mamy przewagę parkietu i zobaczymy co się wydarzy - powiedział Garnett.
Mecz numer siedem w sobotę w Bostonie.
Philadelphia 76ers - Boston Celtics 82:75 (22:19, 11:17, 27:20, 22:19)
(J. Holiday 20, E. Brand 13 (10 zb), E. Turner 12 - P. Pierce 24 (10 zb), K. Garnett 20 (11 zb), R. Rondo 9)
Stan rywalizacji: 3:3