Adam Popek: Jest pan z kadrą od blisko dwóch tygodni. Jak wyglądał ten okres pracy, który śmiało można nazwać najważniejszą częścią całych przygotowań?
Jacek Winnicki: Był on dość ciężki, jeszcze parę dni temu rozgrywaliśmy trzy mecze towarzyskie z rzędu z Francuzkami, które kosztowały nas sporo sił. Teraz mierzymy się z Niemkami. Wiadomo, że ich klasa jest inna niż Trójkolorowych, ale nie oznacza to braku zaangażowania ze strony moich zawodniczek. Wręcz przeciwnie, rywal stosuje mocny pressing i wymusza straty, więc aby wygrywać musimy zachować odpowiedni poziom. Ponadto, by odnaleźć się w takiej koszykówce potrzebujemy zastopować zbędne emocje, które tylko przeszkadzają. W piątek podczas drugiej połowy dało nam się to trochę we znaki, ale do przerwy było w porządku. Dla nas istotnym jest, że zdołaliśmy zwyciężyć i dziewczyny na nowo uwierzyły po ostatnich niepowodzeniach, iż mogą wygrywać.
Trzeba uczciwie powiedzieć, że w pierwszych fragmentach, o których pan wspominał zanosiło się na pogrom.
- W obecnym baskecie przewaga kilkunastu czy dwudziestu punktów wcale nie jest już taką dużą różnicą jak kiedyś. Najlepszym potwierdzeniem moich słów niech będą zakończone niedawno finały Tauron Basket Ligi. W meczu numer siedem Asseco Prokom dysponował bardzo solidną zaliczką, a jednak Trefl w mgnieniu oka zdołał niemal wyrównać. Teraz trzeba być czujnym bez względu na dystans dzielący oba teamy.
Przypuszczam, że jako zespół staraliście się wykorzystać doświadczenie zdobywane w konfrontacjach z Francją, która jest przecież brązowym medalistą zeszłorocznego Eurobasketu.
- Graliśmy wtedy z bardzo silnym zespołem, jednym z lepszych na Starym Kontynencie, myślącym o starcie w eliminacjach do Igrzysk Olimpijskich. W związku z tym też jego trener chciał przetestować dużą ilość koszykarek, których notabene miał do dyspozycji piętnaście. To był spory komfort. My natomiast dysponowaliśmy i dysponujemy składem trochę bardziej skromnym, ale próbujemy zyskać ile się da. Analizując tamte potyczki naszym celem było nawiązanie walki. W pierwszej z nich rzeczywiście nieźle sobie poczynaliśmy. W drugiej już tylko do pewnego momentu. Potem nieco opadliśmy z sił, ale również twierdzę, że tego typu starcia niosą za sobą dużą wartość w kontekście przyszłości.
Niebawem będziecie mieli okazję by wykazać się w meczach o punkty, ponieważ eliminacje zaczynają się za tydzień. Którymi atutami możemy zaskoczyć grupowych oponentów?
Powtarzam to jak mantrę, ale musimy bazować na zespołowości. Na parkiecie ma funkcjonować kolektyw. Ze względów zdrowotnych czy organizacyjnych jest on co prawda pozbawiony podstawowych zawodniczek jak choćby Eweliny Kobryn, pierwotnie przewidzianych do występów w kadrze, ale nie można się tym usprawiedliwiać. Niestety bądź stety zadaniem tego składu jest udźwignięcie ciężaru odpowiedzialności, a także uczynienie wszystkiego, by w boju o czempionat Starego Kontynentu zaprezentować się godnie.
Patrząc na wasz styl widać, że przykładacie ogromną wagę do defensywy.
- Musimy twardo bronić. Dla nas nie ma innego, ważniejszego elementu. Mówię w ten sposób, ponieważ zdajemy sobie sprawę, co stanowi podstawę. Dopiero potem dochodzą inne aspekty.
[b]
Uważa pan zatem, że drużyna jest gotowa do walki o stawkę?[/b]
- Tak, mamy za sobą kluczową fazę szlifowania formy i wchodzimy na ostatnią prostą. Tutaj zdołamy już niewiele poprawić, bo też nie ma specjalnie czasu. Musimy wobec tego nastawić się odpowiednio pod względem mentalnym, by pokazać swoją koszykówkę.
To znaczy?
- To znaczy żelazną obronę połączoną z szybkim wyjściem do kontrataku.
Zajęcie miejsca premiowanego awansem jest w ten sposób realne do osiągnięcia?
- Po to się spotkaliśmy.