Miniona środa w pamięci kadrowiczek bez wątpienia zostanie zapamiętana dość przykro. Po zażartym boju przegrały one w Belgradzie różnicą pięciu "oczek", mimo iż kilkadziesiąt sekund wcześniej szczyciły się prowadzeniem. Przez to też właściwie prysły marzenia o występie na przyszłorocznej imprezie. - Rywalki grały bardzo twardo w obronie i głównie pod koniec wymuszały liczne błędy - komentowała na gorąco Joanna Walich.
Selekcjoner Jacek Winnicki z kolei nie wytykał złych zagrań, tylko pogratulował przeciwniczkom wyniku, a swoim podopiecznym poświęcenia. - Jestem z nich dumny, bo dały z siebie dosłownie wszystko.
On sam zresztą już dawno powtarzał, że dobra współpraca oraz zaangażowanie każdej z jednostek stanowi podstawę ubiegania się o korzystny rezultat. Dzięki temu, mimo niepowodzenia sprzed paru dni, prowadzony przez niego team wciąż jest postrzegany raczej pozytywnie, o czym świadczy fakt, że do nadchodzącej batalii podchodzi w roli faworyta. - Spokojnie, nigdy nie ma łatwo. Między potentatami i ekipami z dołu tabeli rzeczywiście jest różnica poziomów, ale doświadczenie podpowiada mi, że nie istnieje coś takiego jak taryfa ulgowa - tonuje nastroje pierwszy trener.
Ważne, by wbrew okolicznościom polska kadra po prostu zaprezentowała dotychczasowy styl, który przynosił bądź co bądź sporo profitów. A chodzi o właściwe wykorzystanie kolektywu w ataku oraz defensywie. - Zawsze staramy się być pozytywnie nastawione. Pamiętajmy, że pierwszą pozycję w hierarchii zajmuje zespół - dodaje Agnieszka Szott-Hejmej, która przeciwko Serbii zdobyła 13 punktów.
Co ciekawe, w podobnym tonie wypowiada się były opiekun reprezentacji, Dariusz Maciejewski. - Dziewczyny mają jeden wspólny cel i tym zyskują. Nikt w zasadzie się nie wyróżnia, ale cieszy, że tworzą monolit.
Jeśli ktokolwiek spośród tej całości zwraca na siebie większą uwagę, to Agnieszka Skobel i Weronika Idczak. Obie, choć mają zaledwie po 23 lata, imponują dojrzałością i świetnie odnajdują się w międzynarodowych realiach. - Miło mi, że mogę regularnie występować. Stało się tak niestety wobec kontuzji Pauliny Pawlak, ale mam nadzieję, że powierzone mi obowiązki wykonuję należycie - komentuje ta druga.
Odnosząc się natomiast do rywalek trzeba uczciwie przyznać, że są w stanie sprawić pewne kłopoty. Dzieje się tak choćby dlatego, że preferują dość luźną pod względem taktycznym koszykówkę, a wtedy nie trudno o niespodzianki. Polki przekonały się o tym w trakcie pierwszej rundy, kiedy Szwajcarki przez trzydzieści minut dorównywały im kroku.
Jednak w kraju nad Wisłą taki scenariusz raczej się nie powtórzy. Podopieczne Milenko Tomicia legitymują się bowiem słabą skutecznością w ofensywie, a gospodynie prawdopodobnie dodatkowo skoncentrują swoje szyki obronne. Jedyną, która może wyłamać się przed szereg jest Karen Twehues, ale jej indywidualne popisy raczej nie wystarczą do osiągnięcia końcowego sukcesu.
Spotkanie Polska - Szwajcaria w sobotę o godzinie 18 w Inowrocławiu.