Kibice, którzy w dość dużej liczbie wypełnili radomską halę, nie mogli narzekać na brak emocji. W drugim pojedynku półfinałowym było bowiem wszystko, czego oczekuje się od koszykarskiego widowiska - bardzo efektowne akcje, niespodziewane zwroty wydarzeń, "pogoń" za wynikiem i niezwykle emocjonująca końcówka. Te wszystkie elementy musiały rozgrzać publiczność do czerwoności. - Atmosfera była fajna, ale ciągle mam w pamięci to, co działo się tutaj podczas półfinałowych spotkań tych drużyn w minionym sezonie. To jest chyba nie do powtórzenia - przypomina Wojciech Wieczorek, trener MKS-u.
Do rozpoczęcia rozgrywek zaplecza ekstraklasy pozostało niewiele czasu. Szkoleniowiec oczekuje więc od swoich podopiecznych coraz lepszej gry. - Jesteśmy na tydzień przed startem ligi, musimy grać na minimum 90 procent swoich możliwości - podkreśla.
Rosa wystąpiła w osłabionym składzie. Zabrakło bowiem Marcina Kosińskiego, J. J. Montgomery'ego i Artura Donigiewicza. - Mamy świadomość tego, że zespół z Radomia był osłabiony, ale my też - zwraca uwagę opiekun dąbrowian.
Pierwszoligowiec przez niemal całe spotkanie dyktował tempo gry, prowadził kilkoma, a w pewnym momencie nawet dwudziestoma punktami. Jednak gdyby nie nieskuteczna postawa zawodników beniaminka TBL w końcówce, rezultat mógłby być zupełnie inny. - Nasze mecze z Rosą zawsze są zacięte. Nie inaczej było teraz, właściwie do samego końca nie było wiadomo, kto będzie zwycięzcą - zaznacza Wieczorek.
Trener MKS-u w decydujących momentach posadził na ławce wszystkich wysokich graczy. - Byliśmy zmuszeni w ostatnich czterech minutach grać pięcioma niskimi zawodnikami. Ta taktyka się opłaciła, jestem z niej zadowolony - nie ukrywa.