Adrian Dudkiewicz: Jaki cel postawił przed swoim zespołem zarząd bydgoskiego klubu?
Tomasz Herkt: Minimum jest zajęcie miejsca w czołowej ósemce. Zawsze jednak staram się sobie wysoko zawiesić poprzeczkę. Kiedyś w AZS Poznań złożyliśmy zespół w ostatniej chwili i wywalczyliśmy wicemistrzostwo Polski. Osobiście sięgam wyżej niż tylko ósme miejsce po serii zasadniczej. Mamy potencjał, żeby zajść jeszcze jeszcze dalej niż tylko do play-off.
W sobotę czeka pańską drużynę derbowe starcie z Energa Toruń. Jak można scharakteryzować tego rywala?
- Od kilku lat grają w podobnym składzie z tym samym szkoleniowcem, czyli Elmedinem Omaniciem. W Toruniu po każdym sezonie wymieniają jedynie słabsze ogniwa. Zdobycie brązowego medalu w poprzednim sezonie musi budzić szacunek. Mają dobrą ławkę, jak i graczy obwodowych. My chcemy tam powalczyć o zwycięstwo.
Czy już można pokusić się o ocenę nowych zawodniczek w bydgoskim zespole?
- Dla nas priorytetem było poszukanie nowej rozgrywającej. Julie McBride to bardzo doświadczona biała Amerykanka. Zna doskonale europejską koszykówkę, gdyż przez kilka lat występowała na tureckich parkietach. Ma też za sobą grę w Eurolidze oraz WNBA. Ona ma kreować grę swoich koleżanek w trudnych momentach.
A wysokie zawodniczki, czyli Charity Szczechowiak i Kristen Morris?
- Zrobiły bardzo pozytywne wrażenie w okresie przygotowawczym. Jedna i druga mają naprawdę spore możliwości gry pod koszem. Powinni nam dawać sporo zbiórek i punktów. Umiały się też włączyć do szybkich, ofensywnych akcji.
Są też nowe polskie koszykarki, jak Justyna Jeziorna i Olivia Tomiałowicz. Czego można się po nich spodziewać?
- Ta pierwsza jest niezwykle doświadczoną zawodniczką. Przecież kiedyś występowała w Eurolidze oraz grała w reprezentacji Polski. Chociaż ma trudny charakter, to potrafi sobie świetnie radzić w obronie oraz zbierać piłki po nieudanych rzutach rywalek. Natomiast Olivia Tomiałowicz chce odbudować swoją pozycję po nieudanej przygodzie w Pruszkowie. Mocno na nią liczę. Reszta zawodniczek jest państwu znana.
Rozegraliście szereg meczów sparingów i wzięliście udział w różnych turniejach. Wyniki mogą nastrajać optymistycznie?
- Rzeczywiście. W poprzednim sezonie okazaliśmy się dużo gorsi od na przykład Lidera Pruszków. A teraz podczas turnieju w Łodzi toczyliśmy z nimi wyrównany pojedynek. Raz przegrywaliśmy czterema punktami, a potem minimalnie z nimi wygraliśmy. Ta sytuacja pokazuje, że potencjał tego zespołu jest spory i może sięgnąć nawet piątego miejsca po sezonie zasadniczym.
Na jaką grę Artego mogą liczyć w tym roku bydgoscy kibice?
- Mamy prezentować atrakcyjny basket. Ma być sporo przechwytów, kontr i rzutów z dystansu. W dzisiejszej koszykówce z ataku pozycyjnego można zdobyć około czterdziestu punktów. Reszta bierze się z dobrze wykonywanych rzutów wolnych oraz wspomnianych kontr i mocnej defensywy. To mają być nasze atuty w tym sezonie.
W tym roku w I lidze zagra zespół Franz Astorii Bydgoszcz. Kiedyś już pan prowadził drużynę beniaminka. Miło jest wrócić do Bydgoszczy?
- Mam duży sentyment do tego miasta. Zwłaszcza że z Astorią tak naprawdę rozpoczynałem swoją przygodę z seniorskim basketem obok trenera Krajewskiego. Ogólnie uważam, że wypiękniało to miasto. Powstała obwodnica, skąd można szybko dojechać do Poznania. Odnowiono Wyspę Młyńską i Starówkę. Jeśli tylko znajdę czas, postaram się odwiedzać swoich byłych podopiecznych na ligowych pojedynkach.