Nie wykorzystaliśmy szansy na zwycięstwo - rozmowa z Adamem Hrycaniukiem, zawodnikiem Asseco Prokomu Gdynia

- Nie wykorzystaliśmy swojej szansy w trakcie meczu, bo mogliśmy przechylić szalę na swoją korzyść, ale stało się, jak się stało - twierdzi Adam Hrycaniuk, center drużyny z Gdyni.

Karol Wasiek
Karol Wasiek

Karol Wasiek: Ponieśliście drugą porażkę w Eurolidze, ale uważam, że Unicaja Malaga była w waszym zasięgu? Zgadza się pan z takim stwierdzeniem?

Adam Hrycaniuk: Mam takie przekonanie, ale co z tego skoro ostatecznie przegrywamy dwoma punktami. Wynik jest jaki jest i liczy się tylko zwycięstwo. Może nie wykorzystaliśmy swojej szansy w trakcie meczu, bo mogliśmy przechylić szalę na swoją korzyść, ale stało się, jak się stało.

Jaki był ten kluczowy moment spotkania? Wydaję mi się, że nieco przespaliście początek drugiej kwarty, bo Unicaja uciekła wam na dwanaście punktów przewagi.

- Każde dwa punkty były ważne, każdy faul był ważny. Z perspektywy widowni to może tak wyglądało, że wszystko rozstrzygnęło się w końcówce. Prawda jest taka, że te gdzieś tam wcześniej popełnialiśmy te potrzebne faule, popełnialiśmy proste straty, czy dawaliśmy naszym rywalom okazję do ponawiania ataków. Oni czuli się lepiej, bo cały mecz prowadzili, a my musieliśmy gonić. Uważam, że jeśli popełnilibyśmy nieco mniej błędów to zwycięstwo byłoby po naszej stronie.

Czy z zespół z Malagi czymś was zaskoczył?

- Spodziewaliśmy się twardej obrony, przede wszystkim pod koszem. Może nie byli oni jakoś zbytnio skuteczny, ale byli naprawdę twardzi i trudno było się z nimi przepychać pod koszem, a tym bardziej rzucać przez ich ręce. Nieco zaskoczył nas ich rozgrywający - Williams, który trafił aż pięć trójek.

Mówił pan o tych niepotrzebnych faulach, których popełnialiście naprawdę sporo. Pan także spadł za pięć fauli i to chyba miało znaczący wpływ na  końcowy wynik.

- No tak, czasami się zdarza. Gdzieś tam włożona niepotrzebnie ręka w ferworze walki. Tego się nie kontroluje, czasami też trzeba sfaulować, żeby nie było tych dwóch punktów. Na koniec meczu jednak zabrakło po naszej stronie wysokich, bo za pięć fauli spadłem ja i Rasid Mahalbasić.

Tym bardziej można żałować tego, że musiał pan przedwcześnie opuścić parkiet, z racji tego, że w czwartej kwarcie rozkręcał się pan z minuty na minutę.

- Był moment, że nasza gra wyglądała naprawdę bardzo dobrze. Napędzaliśmy tę grę dobrymi pick-and-rollami, w dodatku Robert Witka trafiał za trzy. James Gist musiał go nieco bliżej pilnować i wówczas strefa podkoszowa była nieco bardziej otwarta.

Jak pan generalnie ocenia waszą grę? Czy ona jest z meczu na mecz coraz lepsza? Dostrzega pan ten progres w waszej grze?

- To na pewno, gramy coraz lepiej. Brakuje nam zwycięstwa w meczu z Malagą, bo wówczas czulibyśmy się jeszcze lepiej. Widać pozytywy w naszej grze, w końcu się zgrywamy ze sobą. Frank Robinson zagrał dobre zawody, nasi liderzy także nie zawodzą.

Szczególnie w ataku widać rękę trenera Kemzury, bo gracie długie akcje, dzielicie się piłką, w celu znalezienia zawodnika na wolnej pozycji.

- No tak. To jest taka drużyna bardziej ofensywna, ale staramy się oczywiście kłaść nacisk na obronę, ale przy tych zawodnikach co mamy, to atak będzie naszym atutem.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×