Horrory w Berlinie i Tel Awiwie

Nieprawdopodobnych emocji dostarczyły czwartkowe spotkania Euroligi koszykarzy. Mecze grupowych rywali Asseco Gdynia miały niecodzienny przebieg.

W tym artykule dowiesz się o:

Choć to dopiero druga seria spotkań koszykarskiej Euroligi, fani basketu ze Starego Kontynentu już mogą czuć się zadowoleni. Poza pojedynkami w Wilnie, gdzie Lietuvos wyraźnie przegrał z Barceloną i Bambergu, w którym Brose zostało zdemolowane przez Besiktas, byliśmy świadkami niecodziennych emocji.

Zacznijmy jednak od grupy A, w której doszło do starcia Panathinaikos Ateny z Pallacanestro Cantu. Skazywani na pożarcie wicemistrzowie Włoch do ostatnich sekund walczyli jak równy z równym z przebudowaną przed sezonem ekipą "Koniczynek". Ostatecznie o minimalnym sukcesie miejscowych (78:76) zadecydowało doświadczenie na europejskich parkietach, choć nie bez znaczenia były kontrowersyjne decyzje arbitrów w końcowych minutach. Zwycięstwo Greków to w dużej mierze zasługa Dimitrisa Diamantidisa , który zdobył 12 punktów i rozdał 7 asyst. Równie dobrze w szeregach gospodarzy zaprezentował się Andy Panko, zdobywca 11 "oczek". Wicemistrz Włoch grał zbyt włoskim składem i nie pomogła mu nawet znakomita dyspozycja najlepszego tego dnia na parkiecie Pietro Aradoriego.

Równie ciekawie było w grupie B, w której to rywalizuje Asseco Prokom Gdynia. Wydawało się, że zarówno Alba Berlin jak i Maccabi Tel Awiw nie powinny mieć jakichkolwiek problemów z pokonaniem kolejno Elan Chalon Sur-Saone oraz Montepaschi Siena. Tymczasem oba zespoły wygrały po morderczych pościgach. "Albatrosy" jeszcze na niespełna 7 minut przed końcem przegrywały 13 punktami, ale za sprawą niesamowitych rzutów za 3 pkt Heiko Schaffartzik wygrały na finiszu 74:71. Podobny pościg udał się koszykarzom David Blatta. Zespół z Toskanii 120 sekund przed końcem gry prowadził pięcioma punktami. Goście jednak nie wytrzymali ciśnienia i gorącej atmosfery jaka panowała na Nokia Arena. Swoją cegiełkę do porażki mistrza Włoch dołożył dobrze znany w Polsce Bobby Brown, który nie trafił decydującego rzutu równo z końcową syreną. Słaby występ zaliczył także inny koszykarz z przeszłością na polskich parkietach David Logan, który trafił zaledwie 2 z 10 rzutów z gry, zdobywając w sumie 5 "oczek".

Dogrywka rozstrzygnęła losy meczu w Belgradzie. CSKA Moskwa prowadziło przez cały mecz, ale desperacki pościg Partizana Belgrad sprawił, że Serbowie na finiszu meczu doszli rywala. Tego dnia nie było jednak mocnym na Sonny Weems. Amerykanin, który ma za sobą przeszłość na parkietach NBA, był nie do zatrzymania dla defensorów z Belgradu i w całym meczu zdobył 30 punktów przy rewelacyjnej skuteczności nie tylko rzutów z linii osobistej (8/8), ale także za 2 (8/12) i 3 pkt (2/2). Weems to bez wątpienia kandydat do tytułu MVP drugiej kolejki Euroligi, podobnie zresztą jak Curtis Jerrels, który niemal w pojedynkę obdarł z marzeń o zwycięstwie Brose Baskets Bamberg (71:86). Pewny triumf zanotowała wreszcie Regal FC Barcelona, która po zbilansowanej grze całego zespołu urządziła prawdziwą demolkę Lietuvos Rytas Wilno. Litwini z pewnością nie są przyzwyczajeni do porażek różnicą blisko 20 punktów (49:67) na własnym parkiecie.

Wyniki czwartkowych spotkań Euroligi mężczyzn:

Grupa A:

Panathinaikos - Cantu 78:76 (23:17, 21:26, 17:12, 17:21)

Grupa B:

Alba Berlin - Chalon 74:71 (24:25, 12:15, 15:19, 23:12)

Maccabi TA - Siena 70:68 (14:20, 17:13, 22:19, 17:16)

Grupa D:

Lietuvos - Barcelona 49:67 (8:13, 17:14, 11:20, 13:20)

Partizan - CSKA 71:76 d. (13:14, 18:25, 15:10, 16:13, 9:14d)

Komentarze (1)
luksin
19.10.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
ciekawie jest w eurolidze...widac ze kryzys i tam splaszczyl troszke finansowe mozliwosci poszczegolnych zespolow i dzieki temu nawet najwieksze marki maja pewne problemy...i tylko pojawia sie Czytaj całość