Paulina Pawlak: Nie złożymy łatwo broni

Mistrzynie Polski na międzynarodowej arenie jak na razie nie zachwycają. Wciąż pozostają bowiem bez zwycięstwa i muszą uczynić wszystko, by przyszłość zaczęła malować się w jaśniejszych barwach.

Adam Popek
Adam Popek

Środowa potyczka z mistrzem Węgier, Uni Gyor z pewnością nie zadowoliła osób związanych z krakowskim klubem. Koszykarki Białej Gwiazdy przegrały bowiem po dogrywce i z parkietu schodziły niepocieszone. - Myślę, że w tym wszystkim jedynym pozytywnym aspektem była tak naprawdę walka. Dawałyśmy z siebie maksimum w obu formacjach, choć ostatecznie czegoś zabrakło. Nie da się ukryć, iż popełniłyśmy zbyt wiele strat. Ponadto podejmowałyśmy złe, zbyt pochopne decyzje rzutowe. Zresztą w ogóle atak wciąż szwankuje i ciężko nam seryjnie zdobywać punkty. Między innymi dlatego właśnie męczyłyśmy się praktycznie przez cały czas trwania rywalizacji. Defensywa zaś funkcjonowała w miarę poprawnie. Tutaj większość założeń została zrealizowana - analizuje Paulina Pawlak, która akurat nie zawiodła i podrywała koleżanki do boju w trudnych momentach.

Prawdą jest, że już w czwartej kwarcie podopieczne Jose Ignacio Hernandeza znalazły się w bardzo złym położeniu, lecz wtedy wybrnęły jeszcze z opresji. Przyjezdne kropkę nad i postawiły dopiero w dogrywce. - Rozstrzygnięcie nastąpiło praktycznie po rzucie Bujdoso. Z dwóch "oczek" straty zrobiło się pięć. W ogóle w dodatkowej partii grałyśmy momentami wręcz szaleńczo, co nie znalazło korzystnego odzwierciedlenia przy końcowym rozrachunku. Szkoda, bo wśród przeciwniczek za przekroczony limit fauli zeszła z boiska Amerykanka Chegog i mogłyśmy bardziej wykorzystać w polu trzech sekund Dorę Horti.
Paulina Pawlak starała się jak mogła, ale na koniec to Węgierki wyprzedziły Białą Gwiazdę Paulina Pawlak starała się jak mogła, ale na koniec to Węgierki wyprzedziły Białą Gwiazdę

28-letnia rozgrywająca zaznacza jednocześnie, że nie ma mowy o długim rozpamiętywaniu niepowodzenia. - Nie należy się załamywać. Nie poległyśmy bez starań. Za dwa dni czeka nas kolejny mecz, tym razem w Ford Germaz Ekstraklasie z Energą Toruń i już trzeba się mobilizować - mówi i po chwili dodaje. - W Eurolidze też musimy wreszcie zacząć wygrywać. W przyszłym tygodniu jedziemy do Brna i nie mamy prawa dopuścić do porażki. Będziemy bić się o swoje. Nie jesteśmy ekipą łatwo składającą broń. Odbyłyśmy dopiero dwa spotkania w tych rozgrywkach, mnóstwo wciąż przed nami. Oczywiście drużyny nie tłumaczą problemy kadrowe z jakimi się borykamy. Aktualnie zadanie numer jeden polega na wyciągnięciu wniosków.

Obserwując poczynania wiślaczek nietrudno zauważyć, że przy konstruowaniu akcji często nie są one w stanie zaskoczyć oponenta, wobec czego nie wypracowują sobie czystych pozycji. A to bez wątpienia poprawiłoby statystykę zdobywanych punktów. - W pewnym stopniu brakuje atutów w ofensywie. Mówiąc o ostatniej batalii, początkowo robiłyśmy wszystko, żeby jak najszybciej odskoczyć na większy dystans i to dawało efekty. Niemożliwym jest jednak forsowanie takiego tempa non stop. Węgierki dla porównania postawiły twarde warunki pod własnym koszem, odcinały od podań. Niemniej to są puchary i one niosą za sobą właśnie takie realia. Pozostaje więc ulepszyć pewne elementy, jeszcze bardziej współpracować i co za tym idzie mądrzej działać. W środowy wieczór sporo prób było nieprzemyślanych - kończy Polka.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×