Nie jestem żadnym mentorem - wywiad z Marcinem Malczykiem, graczem Startu Gdynia

W szóstym meczu sezonu Start Gdynia uległ Zastalowi Zielona Góra 67:76. O drużynie beniaminka i zadomowieniu się w hali GOSiR rozmawiamy z Marcinem Malczykiem, niskim skrzydłowym gospodarzy.

Jędrzej Szerle: Coś polubił pan halę GOSiR w Gdyni. Najpierw Kager, później Asseco Prokom II, a teraz Start. Chyba dobrze się pan tu czuje?

Marcin Malczyk: Ja tu już mieszkam od dziesięciu lat. Jeszcze wcześniej Viking Rumia, Viking Gdynia, który potem przekształcił się w Kager Gdynia. Tak samo tutaj Asseco Prokom II przekształciło się w Start. Mieszkam tutaj, mam żonę, spodziewam się dziecka, więc uważam się już za gdynianina.

W tej młodej drużynie jest pan jednym z bardziej doświadczonych graczy. Czuje się pan mentorem dla młodych zawodników?

- Nie czuję żadnym mentorem. W tej drużynie traktujemy się wszyscy na równi, każdy na równi jest rozliczany ze swoich poczynań. Młodzież atakuje, my się starzejemy i coraz ciężej nadążyć za nimi. Wciąż się staram i mam nadzieję, że jeszcze coś pozytywnego pokażę.

Jak można ocenić wyniki Startu po tych pierwszych sześciu meczach?

- Oprócz tego, że jest nas kilku doświadczonych graczy, to mamy młody zespół. Zbieramy doświadczenia, wyrwaliśmy zwycięstwo w meczu z Koszalinem, mało brakowało, bo przegraliśmy praktycznie wygrany mecz z Polpharmą. Ostatnio na wyjeździe powalczyliśmy. No szkoda, że nie przechylamy tych meczów na swoją korzyść, ale mam nadzieję, że w dalszej części sezonu pokażemy więcej i odniesiemy kilka zwycięstw.

Braliście pod uwagę, że początek sezonu nie będzie łatwy dla beniaminka?

- Tego się każda drużyna stara uniknąć, ale jak widać nie da się. Mieliśmy ciężki początek, mecze z Asseco, z Treflem, potem derby z Polpharmą – bo dużo jest zespołów w okolicy – i będziemy walczyć w każdym meczu. Tak jest ta drużyna zbudowana, że ma walczyć w każdym meczu i będziemy się starali to robić.

A co może pan powiedzieć o swojej dyspozycji? Pod względem ilości zdobywanych punktów nie jest to wymarzony powrót do ekstraklasy.

- Na pewno jest punktów za mało. Staram się grać dla drużyny, walczę w obronie. Wiadomo, że każdy chce rzucać jak najwięcej punktów, ale nie czuję jeszcze tej dyspozycji rzutowej, żeby oddawać po 10-15 rzutów na mecz - od tego są w drużynie na razie inni gracze. Mam nadzieję, że i w tym elemencie się poprawię.

Jak wpłynęła na drużynę ubiegłotygodniowa porażka w Kołobrzegu? Ta pechowa czwarta kwarta...

- Na pewno porażki wpływają na zespół demobilizująco, ale zagraliśmy ten mecz w sobotę, wróciliśmy do Gdyni, przeszliśmy odnowę biologiczną i od poniedziałku przygotowywaliśmy się na następny mecz z takim samym zapałem, jak za każdym razem.

W spotkaniu ze Stelmetem już od pierwszych minut przeciwnik was zdominował. Co się stało?

- Przede wszystkim popełnialiśmy za dużo strat. Stelmet nie zagrał dzisiaj nic wielkiego, naprawdę zagrali przeciętne spotkanie. Z tego co widziałem, popełniliśmy 29 strat, daliśmy się zdominować na zbiórkach - Stelmet miał 15 zbiórek ofensywnych - i to znalazło odzwierciedlenie w wyniku.

Gorsza od wyniku była mało zespołowa gra, która dotąd była Waszym atutem. Po dwóch kwartach mieliście zaledwie dwie asysty i aż 16 strat.

- Styl, szczególnie w pierwszej połowie, nie był dobry. W drugiej troszeczkę zaczęliśmy walczyć, wyszarpaliśmy parę piłek. Stelemt jest klasowym zespołem i na pewno oglądał nasze poprzednie mecze i wiedział czego się po nas spodziewać - że gramy zespołowo - więc odcinali te podania, starali się dobrze bronić indywidualnie i zablokowali to, co najczęściej wychodziło nam najlepiej.

W drugiej połowie gra Startu się poprawiła i prawie dogoniliście Stelmet. Co Wam trener powiedział w szatni podczas przerwy?

- Zwróciliśmy uwagę, żeby ograniczyć straty, poprawić zbiórkę w ataku, choć i tak nam się to nie udało do końca. Zaangażowaniem i walką udało nam się trochę nadrobić, Stelmet może trochę się rozluźnił, myślał, że wygrał to spotkanie i jak to zwykle bywa w koszykówce, wtedy przeciwnik trochę odrabia. Nam się to udało, ale jak widać nie do końca.

Przed wami mecz w Zgorzelcu. Turów jest jedyną niepokonaną drużyną w lidze i nie będzie łatwo to zmienić.

- Będzie tak samo, jak przed każdym meczem. Jedziemy walczyć, może zespół się zdekoncentruje, a my to wykorzystamy - jak z zespołem z Koszalina. Koszykówka na tym polega, że trzeba trafić więcej koszy niż przeciwnik - może my tym razem trafimy więcej niż Turów i przywieziemy stamtąd zwycięstwo.

Komentarze (0)